Manifa za jeden uśmiech

"Źle ma się kraj" - reż: Weronika Szczawińska - Teatr Polski w Bydgoszczy

Tym spektaklem w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pokolenie Oburzonych wydało z siebie ostatnie tchnienie

Podczas piątkowej premiery sztuki "Źle ma się kraj" w reżyserii Weroniki Szczawińskiej mocno zraziłam się do najbardziej wspólnotowej ze sztuk, jaką jest teatr. Wcale nie poczułam wspólnoty. Co gorsza, oglądając spektakl nie miałam też żadnych skojarzeń z powiastkami filozoficznymi, takimi jak "Kandyd" Woltera, albo z "Podróżami Guliwera" Swifta, a takie skojarzenia przed premierą programowali w naszych głowach twórcy. Mnie ostatnia część teatralnego cyklu "Oburzeni" skojarzyła się z próbą satyry na tak zwane "nasze czasy", bez fabuły i jednak bez głębszej treści, którą sygnalizowały jedynie populistyczne wywody, manifesty oklepane do imentu, rewelacje ekonomiczne rodem z pierwszych stron gazet, ale sprzed kilku lat. 

Stare śpiewki

Chwilami sądziłam, że twórcy mają publiczność za naiwniaków, których można zbajerować starymi śpiewkami. Sądziłam, że uczestniczymy w jakiejś grze, że oto za chwilę zacznie się prawdziwy teatr. Był nawet taki moment zawieszenia, niewielka przerwa. Niestety... Bardziej interesująca od treści były więc doskonała scenografia, bohaterowie, kostiumy. Twórcom nie można odmówić pomysłowości.

Mózg nie rozumie

Powiedzmy, że akcja (choć w sumie jej nie było) toczy się na łące. Z kępek trawy dobiegają swojsko brzmiące okrzyki "PKP, Intercity, Pesa", "osiedle strzeżone". Po chwili pojawia się także Kredyt Bankowy oraz osóbka w świetnej czapce udającej mózg, która nic nie rozumie. I tak też została nazwana: Postać Co Nic Nie Rozumie (Julia Wyszyńska, nowa aktorka TP). Sprywatyzowana Kolej Publiczna, Małgorzata Witkowska, ciut przerysowana głosowo, donosiła o drożyźnie, o spóźnieniach, o "pośladach odciskających się na siedzeniach" i o tłustych firankach. Strzeżone Osiedle, interesujący Jakub Ulewicz, dość przytomnie uzmysławiało potrzebę paranoicznego grodzenia się od wszelkiego zla. Znakomity Kredyt Bankowy, Michał Czachor, nikogo nie dziwił, choć zasługą tego świetnego aktora było to, że stworzył naprawdę zabawną kreację. Dużo wniósł do spektaklu Mirosław Guzowski, czyli Ławka Szkolna. Paranoję gimnazjalnych celów dydaktycznych i sposobów ich realizowania dawno powinno się wziąć na ostrze ironii i bezlitośnie zamordować. Happening? Komiks? Burleska? Sztuka naiwna? Przymrużenie oka? Być może teatrolog postawiłby trafną diagnozę tego przedstawienia. Mnie ono nie urzekło, a chwilami nawet żenowało. Może eseje lewicującego Tony\'ego Judta, na podstawie których powstała sztuka, lepiej było zostawić w zaciszu książkowych okładek i uniknąć w ten sposób pustych frazesów? Ironia potrzebuje więcej inteligencji i świeżości przede wszystkim, a i na błazenadę było tu za mało paliwa. Ileż można się śmiać z naszych polskich niedoróbek? Krzyczeć po tym spektaklu się nie chce, protestować też nie, pozostało cicho westchnąć. Ulotniło się gdzieś oburzenie...

Katarzyna Bogucka
Express Bydgoski
27 czerwca 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia