Manifest ze wspomnień utkany

„Wayqeycuna (Moi bracia)" - reż. Tiziano Cruz, dźwięk i muzyka - Matías Gutiérrez - Cecilia Kuska (ROSA studio), ULMUS GESTIÓN CULTURAL

„Wayqecuna" to nie tyle spektakl, a podróż - wgłąb siebie, jak i wprost do serca artysty, czyli społeczności z północy Argentyny. Tiziano Cruz odsłania przed światem swoją rdzenną kulturę, jej obyczaje i tradycje, tak silnie związane z naturą. Wydarzenie stanowi swoisty most pomiędzy tożsamością artysty a realiami skomercjalizowanej rzeczywistości i zmusza do refleksji nad jej moralnymi konsekwencjami.

Cruz maluje na scenie pejzaż Argentyńskich gór, dzięki któremu naprawdę jesteśmy w stanie poczuć się, jakbyśmy to my stali gdzieś na szczycie zamiast siedzieć w fotelu, co jest doprawdy magiczne. Jest to zasługa szerokiej gamy sensorycznych doświadczeń - od dźwięku dzwoneczków i szumu górskiego wiatru po roznoszący się na sali obłędny zapach chleba (wypiekanego zresztą dzień wcześniej na specjalnie poświęconych temu warsztatach). Dzięki oprawie medialnej w wykonaniu Matíasa Gutiérreza zwykły biały materiał zamienia się w strome turnie, na których wyświetlane jest wideo dokumentujące wędrówkę do korzeni, pozwalające na wgląd do rodzinnej wioski i jej tradycji.

Mimo kojarzących się z tamtejszą kulturą intensywnych kolorów artysta korzysta w głównej mierze z bieli, chcąc ją celowo „ubrudzić". Jest to jego odpowiedź na krzywdę wyrządzoną społeczności przez neokolonializm i nieustanną próbę komercjalizacji tożsamości rdzennej ludności. Porusza kwestię niesprawiedliwości, opowiada o tragicznych przeżyciach, w tym o śmierci swojej siostry, która odeszła w wieku 18 lat z powodu zaniedbania medycznego, co jest powszechnym problemem i bieżącą tragedią. Tiziano operuje licznymi metaforami, śmiało korzysta z folkloru i jego symboliki - fauna i flora gra w nich pierwsze skrzypce.

Spektakl momentami przypomina religijny rytuał - artysta z powagą duchownego porusza się po scenie, podnosi ręce i przemawia do publiczności z patosem. Buduje z chleba postać psa ze skrzydłami i kolorowymi wstążkami. Na początku może się to wydawać niezrozumiałe, jednak w trakcie wszystko układa się w angażująca emocje całość. Pies jest bowiem symbolem, przewodnikiem dusz towarzyszącym w drodze do zaświatów - jego obecność nieustannie przypomina więc o śmierci, która w przeciwieństwie do kultury zachodu (gdzie wszyscy starają się ją zepchnąć na jak najdalszy plan i najlepiej o niej nie mówić) jest traktowana jako coś oczywistego, stanowi część wędrówki, z którą zaznajomieni są nawet najmłodsi. Dzieje się to często z wykorzystaniem pieśni, które mimo zdawać by się mogło poważnej treści mają radosną melodię, co pozwala na wysnucie pewnych refleksji.

Cruz mówi również o tym, że każdy ma to jedno wspomnienie z dzieciństwa, kiedy czuł się naprawdę szczęśliwy, po czym w poruszający sposób płynnie używa tej wypowiedzi jako punktu wyjścia do odsłonięcia swoich wczesnych lat życia. Chociaż to co pokazuje jest piękne, rzuca również światło na problem skrajnego ubóstwa. Mówi o rzeczach, które dla ludzi zamieszkujących Europę zdają się być nie do pomyślenia, chociażby o problemie gnijących zębów - symbolu niedostatku.

Ze spektaklu widzom poza głowami przepełnionymi refleksją udało się wyjść także z bochenkiem chleba, który pojawił się na scenie. Jest on osobistym spoiwem pomiędzy różnymi kulturami, a proces jego przyrządzania stanowi hołd ku tradycji - w przypadku „moich braci" związanej z upamiętnianiem zmarłych bliskich.

Muszę również wspomnieć o wzruszającej nici porozumienia, jaka wytworzyła się pomiędzy historią argentyńskiej społeczności a mieszkańcami Śląska. Mowa tutaj o spychaniu na margines rodzimego języka i tym samym kultury, z której się wywodzi. W Argentynie rdzenna mowa była surowo zabraniania w szkołach, co niejednokrotnie przyczyniło się do braków w jej znajomości przez młodsze pokolenia. Co więcej, miały miejsce działania, podczas których ucinano języki tym, którzy posługiwali się inną mową niż „język kolonizatora" jak określa to sam artysta.

Te i inne historie zasługują na to, aby usłyszał je świat, a „Moi bracia" oferują wszystko, zaczynając od bogatego w metafizykę doświadczenia po walor edukacyjny i przesłanie - bo przecież kolonializm nie skończył się na czasach Kolumba.

Natalia Matysek
Dziennik Teatralny Górny Śląsk
14 czerwca 2025

Książka tygodnia

Trailer tygodnia