Martwa flora, martwa fauna

czyli o 1. Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie

Każdy przedstawiony w Rzeszowie spektakl to dla publiczności wielkie przeżycie, od uniesienia czy znudzenia do nieustannie towarzyszącej widzom swoistej, radosnej udręki, dręczącego uczucia niepokoju. W festiwalowych przedstawieniach odbijała się bowiem kondycja tyleż współczesnego polskiego teatru co naszego świata. Oglądaliśmy zatem siebie samych. Doznając przy tym nieraz artystycznych objawień.

Trzeci dzień Festiwalu Nowego Teatru rozpoczął się od spektaklu Komuny//Warszawa w reżyserii Markusa Öhrna, Bohaterowie przyszłości. Ta impresja na temat przyszłości naszej cywilizacji jest najsłabszym obrazem pokazywanym na Festiwalu. Kiedy w zaciemnionej Sali Industrialnej Hotelu Rzeszów rozgrywają się dantejskie sceny z udziałem bardzo młodych odtwórców, można odnieść wrażenie, że to preludium do jakiegoś wielkiego pokazu siły głosu młodego pokolenia w komentowaniu rzeczywistości. Niestety, spektakl jest z założenia prostym obrazkiem, który zarówno w warstwie estetycznej, jak i w przesłaniu nie wykracza poza stylistykę naszywki na młodzieżowym plecaku. Być może obroniłby się w Muzeum Sztuki Współczesnej, ale w teatrze sprawia wrażenie równie naiwnego co szkolne jasełka jako interpretacja Biblii. Nie dodaje mu świeżości udział aktorskiej młódzi i mało odkrywcza forma.

Na wielkim pudle, wewnątrz którego toczy się akcja, rozpięty został ekran prezentujący widzom scenki z życia młodych nienawistnych. Nucący Mazurek Dąbrowskiego bohaterowie nurzają się w białych i czerwonych balonikach. Ich twarze pokrywają maski – jakby były potrzebne do wykrzykiwania haseł, które padają z ich ust („Polska dla Polaków" itp.). Agresja słowna i fizyczna, skierowana wobec wszystkiego co inne lub niezgodne z ultrakonserwatywnym światopoglądem, przeradza się tu w jakiś rytuał nienawiści, przypominający powszechne wyobrażenie o obrządku satanistycznym. Wyjaskrawiony obraz radykalnych ruchów społecznych jest zbytecznie głośny, nachalny i zamiast pobudzać do myślenia, zagłusza ewentualny przekaz poczęty w zamyśle twórcy. Przeradzające się w dręczenie publiczności krzyki i pseudomakabryczne zachowania zostają przerwane sekwencją kontrastującą z poprzednią: młodzież wychodzi z boksu, by uczestniczyć we łzawej dyskotece, tańcząc w takt infantylnej muzyki.

Podjęty temat potraktowany został w sposób banalny, a trywializacja problemu pogłębia się przez minimalistyczną formę realizacji. Naiwny podział młodego pokolenia na dziecinnych wielbicieli dyskoteki i kryminalizujących kiboli nie da się obronić. Twórca spektaklu nawet nie dotyka powierzchni puszki Pandory, którą miałby otworzyć, zamykając radykalnych przedstawicieli młodego pokolenia Europejczyków w pudle pełnym wytwarzanych przez nich plugastw. Trudno wynieść jakiekolwiek głębsze refleksje z tego spektaklu. Sprawia on wrażenie teatrzyku wystawianego na terenie supermarketu: rzucić okiem mogą ci, którzy między jednymi a drugimi zakupami nie trafiliby nigdy do teatru.

Nie sposób się jednak zdobyć na refleksje po obejrzeniu obrazu pozbawionego komentarza odautorskiego i niebędącego ani dokumentem, ani metaforą. Może lepiej odczytać go jako ilustrację złego i dobrego tripu na nastoletnim haju, pierwszego w ogrodzie zoologicznym, a drugiego w botanicznym. (cdn)
___

Autorka jest absolwentką filologii norweskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i doktorantką w Zakładzie Historii i Teorii Teatru Instytutu Sztuki PAN w Warszawie. Zajmuje się głównie obecnością dramatu skandynawskiego i anglosaskiego w Polsce oraz rolą przekładu w teatrze.

Katarzyna Maćkała
dla Dzienika Teatralnego
17 grudnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia