Martyrologia wciąż w modzie

"Bat Yam" - reż: Yael Ronen - Wrocławski Teatr Współczesny

W Teatrze Powszechnym w Łodzi pod koniec czerwca można było zobaczyć "Bat Yam - Tykocin", czyli wyjątkowy projekt teatralny Wrocławskiego Teatru Współczesnego i Habimah Theatre, w którym jednocześnie Michał Zadara wraz z dramaturgiem Pawłem Demirskim w Tel Awiwie i izrealska reżyserka Yael Ronen we Wrocławiu wyreżyserowali teksty własnego autorstwa. Oba spektakle można oglądać oddzielnie, jednak tego wieczoru widzowie zostali uraczeni dwuelementowym pakietem.

Projekt powstał w ramach Roku Polskiego w Izraelu 2008-2009. Wystawienie tych spektakli w Łodzi musiało wywołać silne emocje, gdyż fabuła obu osnuta jest wokół relacji polsko-żydowskich. „Bat Yam” opowiada historię Jakuba Kozicza (Ryszard Ronczewski) ocalałego z Holocaustu, który po kilkudziesięciu latach wraca do Polski i za namową syna Dawida (Maciej Tomaszewski) stara się odzyskać dawny majątek w Tiktin (w Tykocinie na Podlasiu, gdzie przed II wojną światową mieściła się druga co do wielkości gmina żydowska w Polsce; latem 1941 roku liczącą około 1400 osób społeczność wymordowano w lasach koło wsi Łopuchowo). Całą wyprawę rejestruje kamerą wnuczka Jakuba Na\'ama (Katarzyna Bednarz), która chce stworzyć film dokumentalny. Dziewczyna ma na celu rozprawienie się ze stereotypami dotyczącymi Żydów, jednak jej światopogląd jest nimi przepełniony - na każdym kroku, często na siłę, stara się udowodnić, że Polacy nienawidzą Żydów, okradają ich i starają się zrobić wszystko, by im zaszkodzić. Wycieczka do Polski to dla bohaterów próba rozprawienia się z własnymi problemami, a także z tym, co naprawdę myślą o swoim pochodzeniu. Starają się określić, w jakim stopniu bycie Żydem kształtuje ich świadomość.  
 
Główną bohaterką spektaklu „Tykocin” jest Alina, doktorantka zajmująca się tematem eksterminacji Żydów w Tykocinie. Dziewczyna wraz z dwoma dziennikarzami wyrusza z Warszawy do Tykocina, ponieważ dowiaduje się, że jedna z mieszkanek miasteczka ma zostać nagrodzona medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Trójka bohaterów chce powstrzymać ceremonię, ponieważ badania naukowe Aliny jasno wskazują na to, że starsza pani nie mogła uratować żadnego Żyda.  

Oba spektakle, prócz tematyki, łączy wykorzystanie tej samej scenografii, która została zastosowana jakby wbrew treści i fabule przedstawień. Składają się na nią przede wszystkim gigantyczne neony w kształcie napisu „EXIT”, zielonego doniczkowego kwiatka oraz kurczaka. Wszystko to sprawia wrażenie przypadkowo dobranych elementów i budzi dość mieszane uczucia. Wspólny dla obu przedstawień jest także wątek przyznania nagrody Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, jednak w pierwszym spektaklu pełni on drugoplanową rolę, w drugim natomiast staje się osią wszystkich wydarzeń. Na tym podobieństwa się jednak kończą.  

„Bat Yam” wyreżyserowany przez Yael Ronen można byłoby uznać za udany spektakl, gdyby nie kilka elementów, które psują odbiór i sprawiają, że czujemy pewien teatralny niedosyt. Przede wszystkim przedstawienie jest przegadane - za mało tu gry dźwiękiem, czy obrazem, a przecież teatr jest syntezą sztuk. Poza tym postaci są nieco schematyczne i przerysowane, co sprawia, że momentami nie przekonują. Trzeba jednak przyznać, że przedstawienie ma też wiele atutów, jak rola Jakuba (Ryszard Ronczewski stworzył postać zamkniętego w sobie starszego człowieka, któremu przeżyte doświadczenia utrudniają nawiązanie normalnych relacji z członkami rodziny, a który bezsilnie przygląda się wypaczaniem historii w ich wykonaniu - jedni mitologizują przeszłość, drudzy popadają w oskarżycielski ton), czy poczucie humoru - niektóre żarty dotyczące relacji polsko-żydowskich naprawdę śmieszą. Największe zastrzeżenia budzi jednak granie na prostych emocjach, narodowych resentymentach i bolączkach. Reżyserka nie postawiła żadnej konkretnej diagnozy, nie zmusiła do myślenia, pokazała jedynie, jak wygląda sytuacja. Widzowie mieli prawo spodziewać się czegoś więcej. 

Jednak o ile w pierwszym spektaklu widać było przemyślaną strukturę i kilka naprawdę udanych zabiegów inscenizacyjnych, o tyle przedstawienie Michała Zadary i Pawła Demirskiego było widowiskiem niestrawnym - potok zalewających nas słów sprawiał, że nie miało znaczenia, która z postaci wypowiada kolejne kwestie. Można było odnieść nieodparte wrażenie, że cały spektakl jest jednym wielkim monologiem, a taka forma przekraczała percepcyjne granice cierpliwości większości widzów. Trudno znaleźć w tym przedstawieniu jakikolwiek atut. 
 
Jednak pomysł na zrealizowanie takiego przedsięwzięcia sam w sobie jest ciekawy, a fakt, że Teatr Powszechny zaprosił do siebie artystów obu teatrów jest godny pochwały. Dzięki temu mieliśmy okazję zobaczyć projekt, który stał się jednym z najważniejszych wydarzeń artystycznych powstałych w ramach Roku Polskiego w Izraelu 2008-2009 organizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie. Mogliśmy także dowiedzieć się, jak na problem relacji polsko-żydowskich patrzą twórcy spektakli, czyli przedstawiciele pokolenia 30-latków.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
1 lipca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia