Marzenia, które zabijają duszę

"Mewa" - reż. Agnieszka Glińska - Teatr Narodowy w Warszawie

W świetnej "Mewie" Agnieszka Glińska dystansuje się od dzisiejszych afrodyzjaków: miłości i sławy. "Co tym razem pokaże Szczepkowska?". To lubieżne pytanie znają nawet ci, którzy mówią, że nie zaglądają do plotkarskiego Pudelka. Obnażenie przez aktorkę "czterech liter" na premierze "Persony" Krystiana Lupy było przecież w mediach najważniejszym wydarzeniem teatralnym od czasu ogłoszenia końca komunizmu!

Apetyt na sequel skandalu jest tym większy, że Szczepkowska, która chciała ośmieszyć przekraczanie granic w sztuce, gra teraz symbol teatralnej konserwy Arkadinę. Starszą aktorkę niszczącą młodą i wrażliwą Ninę występującą w awangardowym spektaklu jej syna Trieplewa. Ślinka sensatom ciekła, tym bardziej że w roli Niny została obsadzona Dominika Kluźniak, a reżyseruje Agnieszka Glińska. Obie wraz ze Szczepkowską odeszły z Dramatycznego przekonane, że gdy w teatrze więcej warsztatu, a mniej grafomanii i ekshibicjonizmu, tym większe szanse na dobrą sztukę. Co z tego! Kiedy na premierze przez hall Narodowego defilowała Edyta Herbuś, można było poczuć na twarzy silnie uzależniający błysk fleszy. Afrodyzjak sławy.

Glińska nie reżyserowała celebryckiego epizodu ani tego, co działo się w finale na widowni. A i tak wykazała się intuicją w rozumieniu naszych medialnych czasów. Korzystając z nowego przekładu "Mewy" Agnieszki Piotrowskiej, pokazała Ninę jako osobę piękną, a nawet utalentowaną, która chce być sławna. Chociaż jest idiotką.

Dominika Kluźniak zagrała to z niezwykłą techniką i inteligencją. W pastiszu rozgrzewki w stylu "teatru poszukującego" stała się mewą - lekką i zwiewną. W spektaklu Trieplewa (Modest Ruciński) przeistoczyła się w Napoleona, a nawet skrzeczącego dinozaura. Poza sceną szeroko otwartymi oczami skanowała świat i ludzi, nawet nie udając, że cokolwiek rozumie. Była awatarem, który by funkcjonować w świecie sztuki, podłącza się pod inteligencję Trieplewa i pisarza Trigorina (Krzysztof Stelmaszyk). Dla sławy zdradza i kocha. Nie pojmując paradoksu minionej epoki, że ktoś uwielbiany przez miliony może czuć się nieszczęśliwy.

To był jeden z tematów "Marilyn" Krystiana Lupy. W "Mewie" zarówno artyści, jak i śmiertelnicy odbijają się w lustrach pokrytych liszajami. Glińska mocno stąpa po ziemi. Zaprosiła aktorów znanych również z seriali i ironizuje na temat śmieszności sławy. Trigorin i Trieplew osiągnęli sukces, choć są przeciętni, także jako ludzie. Arkadina grywa w prowincjonalnych teatrach.

Szczepkowska tylko raz robi aluzję do zerwania z Dramatycznym, gdy demonstracyjnie obrażona schodzi ze sceny. Kokietuje figurą laluni i deklaracją, że może zagrać piętnastkę. Ale kabotyństwo pokazuje delikatnie. Jej Arkadina ubarwia życie, lecz nie mistyfikuje. Wie, jakie jest. O tym, że bywa operetką, w której trzeba udawać bycie szczęśliwym, przekonuje Dorn (Paweł Wawrzecki). Nuci romanse, opowiada anegdotki. Tajemniczo się uśmiecha do niewidzialnego. Bóg prozy życia?

Na premierze życie dało zaskakującą ripostę. Na widowni szlochała dziewczyna. Nie mogła się uspokoić. Grała kiedyś Ninę, ale nic nie wyszło z marzeń o sławie. Nikt nigdy o niej się nie dowie.

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
22 listopada 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia