Marzenia w „Dwójce"

Sylwester marzeń... Czyich? Z pewnością nie moich. Po dwóch godzinach oglądania telewizyjnej „Dwójki" miałem dosyć.

A do północy zostało drugie tyle! Brnąłem jednak dalej. Z oczopląsem i wtłoczony w fotel jednostajnymi discopolowymi rytmami, które boleśnie wbijały się w mój mózg. Bo disco polo z niepodzielnie panującym Zenkiem Martyniukiem zawładnęło wszystkim, co miało być moim marzeniem.

Niezależnie co śpiewano i kto śpiewał. Wynotowałem kilka zespołów: Boys, Piękni i młodzi, Classic, Weekend, Defis & Miły Pan... Przerywniki tego muzycznego umpa, umpa... raz, dwa... raz, dwa... umpa, umpa... zdarzały się, ale niezwykle rzadko. Zapewniły je dwie niewątpliwe gwiazdy pierwszej wielkości: Edyta Górniak i Justyna Steczkowska, choć też starały się nie odbiegać zbyt daleko od obowiązującej normy. Oddechem inności rytmicznej stały się występy góralskie i – w nieco innym wymiarze – prezentacje Golec Uorkiestra. Doprawdy tyle godzin muzyki, a na palcach jednej ręki można było wymienić muzyczne kawałki, które wpadały w ucho.

Gwiazdy zza oceanu, czyli grupa Black Eyed Peas, nie odbiegały od średniej rytmicznej z Równi Krupowej, choć muzycznie znacznie ją przekroczyły. Nie obyło się bez sensacji. Niektórzy amerykańscy artyści pozakładali pokaźnych rozmiarów tęczowe opaski, a ich frontmen zadedykował piosenkę „Where is the love" m.in. środowiskom LGBT+! W swoim manifeście wspomniał też o Żydach, Afrykanach, Ukraińcach... Było to zaskakujące i wzruszające przesłanie, ale też rozbawiło mnie do łez. W telewizji publicznej teksty o innościach? Ale jeden z prowadzących uspokoił widzów, że każdy szczegół został wcześniej uzgodniony na najwyższym poziomie, łącznie z elementami stroju. Dzięki Bogu!

A obraz? Efekty specjalne, pulsujące jak oszalałe światła, zmieniające się w szaleńczym tempie projekcje, niczym nie ograniczona paleta barw. No i praca kamer, które najwyraźniej musiały dostosować tempo do tej obrazkowej paranoi. Miksy, zbliżenia, panoramy fruwały byle szybciej, byle do przodu, a ja poszedłem po krople na zmęczone oczy.

Tłumy na Równi Krupowej miały najwyraźniej uczucia mieszane. Nie czułem szalonych podskoków i szampańskiej zabawy, choć kamerzyści robili wszystko, żeby grupki najbardziej rozbawionych widzów wyłowić i pokazać. Może reszta przeżywała swoją ulubioną muzykę głębiej, w zakamarkach duszy. Natomiast wszyscy namiętnie taplali się w błocie. Kaprys pogody pokrył nim całą Równię... A ci przed telewizorami? Jak powiedział Tomasz Kammel: był to co piąty Polak. Jestem ciekaw czy wliczył w to niemowlaków i starców.

Cóż, to nie jest mój świat. I chyba dobrze. Bo gdybym był szefem TVP los pomysłodawców, scenarzystów, reżyserów tego sylwestrowego show byłby przesądzony. A tak jeszcze popracują.

Do siego Roku!

Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
31 grudnia 2022

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...