Marzenie spełnione po 37 latach

Filip Łobodziński marzył o tym, żeby polskie wersje utworów Boba Dylana, zaprezentować na żywo i zarejestrować.

Filip Łobodziński, dziennikarz muzyczny, tłumacz, ale też muzyk, od 37 lat marzył o tym, żeby polskie wersje utworów Boba Dylana, które od lat tłumaczył, zaprezentować na żywo i zarejestrować. Z pomocą zaprzyjaźnionych muzyków, a także gościnnych wokalistów w osobach Marii Sadowskiej, Pablopavo, Muńka Staszczyka, Organka i innych, pomysł udało się zrealizować.

"Doczekaliśmy się w Polsce wspaniałych prezentacji autorów takich jak Leonard Cohen, Tom Waits czy Nick Cave, a nie było dotąd kompleksowej próby przedstawienia zjawiska zupełnie fundamentalnego dla piosenki z tekstem, jakim jest właśnie Bob Dylan" – tłumaczy swój pomysł Łobodziński.

Marzeniem Filipa Łobodzińskiego było zarejestrowanie, utrwalenie i puszczenie w obieg piosenek Dylana z polskimi tekstami. Plan był następujący: dziennikarz siada z gitarą, stawia kamerę, nagrywa i umieszcza materiał w YouTube. Aby zachęcić publiczność do sprawdzenia jego kanału, Łobodziński planował zagrać kilka koncertów. Jednak kiedy usłyszał o tym Marek Wojtczak, basista Zespołu Reprezentacyjnego, do którego Łobodziński także należy, zasugerował, że może wypaść to dość cienko.

Zaoferował swoją pomoc, a z czasem na horyzoncie pojawiła się fundacja Republika Marzeń, która pomogła w realizacji. Do projektu dołączył także Jacek Wąsowski z Elektrycznych Gitar.

"Jacek przyznał się, że wychował się właśnie na amerykańskiej muzyce folkowej" – mówi Łobodziński.
"Ma ponadto kilka niepospolitych zalet – gra na instrumentach, które świetnie do tej dylanowskiej gitary pasują jak np. banjo. Poza tym jest producentem i ma własne studio, co rozwiązywało kolejne logistyczne i artystyczno-producenckie problemy" – wspomina okres formowania się składu Łobodziński.

Ostatni pojawił się Krzysztof Poliński, perkusista Urszuli. Wśród gości usłyszymy m.in. Muńka Staszczyka, Marię Sadowską, Pablopavo, Organka czy Tadeusza Woźniaka. Z kolei na różnego rodzaju nietypowych instrumentach takich jak puzon, elektryczna harmonia czy akordeon zagrał Tomasz Hernik, także z Zespołu Reprezentacyjnego.

"Komercyjnie to chyba samobójstwo – debiutancki album dwupłytowy z 29 utworami" – śmieje się Łobodziński.

"Zasada była taka – gramy jak przyjaciele na podwórku czy na werandzie i ewentualnie dopraszamy gości, którzy stają się współtowarzyszami naszego spotkania przyjaciół" – wspomina sesje nagraniowe.

Skąd wynika unikalność Dylana? Wywodzi się z zupełnie innej rzeczywistości muzycznej niż współcześni jemu idole jak John Lennon czy Elvis Presley, a także późniejsi gwiazdorzy rocka. Dylan dość wcześnie zaczął interesować się amerykańską muzyką folkową – country, bluesem czy funkiem.

"To są piosenki, które mówią o ważnych sprawach. Nawet jeśli mówią o miłości, to często jest to miłość nieszczęśliwa, przedstawiona w poważny sposób" – mówi Łobodziński. "Najczęściej jednak ich tematem było cierpienie człowieka i problemy społeczne" – dodaje.

Drugim ważnym źródłem inspiracji Dylana była poezja, którą czytał od najmłodszych lat. Całą tę tradycję folkową i wrażliwość poetycką zdołał przefiltrować przez samego siebie i stworzył coś, czego w muzyce jeszcze nie było.

"Dylana często mylnie utożsamia się z lewicowym nurtem protest songu. Moim zdaniem on jest twórcą silnie związanym z tradycją, który tę tradycję często przywołuje" – mówi Łobodziński.

Pierwsze cztery płyty Boba Dylana są stricte folkowe. Muzyk występuje z gitarą i harmonijką, czasami pojawia się pianino. Tymi albumami ustanowił pewien kanon wrażliwości, jeśli chodzi o wypowiedź muzyczną, a potem gdy w 1964 zdecydował się nagrywać z zespołem rockowym, wszedł na terytorium muzyki popularnej i udowodnił, że tam też można śpiewać o czymś.

"W tym momencie muzyka popularna opuściła piaskownicę i weszła na kolejny poziom" – komentuje Łobodziński. Po Dylanie pojawiło się wielu innych, którzy zrozumieli zachodzącą zmianę i postanowili ją wykorzystać jak np. Neil Young i Lou Reed.

Łobodziński sugeruje nawet, że gdyby nie Bob Dylan, to dziś nie byłoby rapu lub wyglądałby on zupełnie inaczej.

"To on pierwszy w świecie kultury popularnej pokazał, że piosenka może być też o czymś, a nie tylko do tańczenia i trzymania się za ręce. Dla raperów liczy się dokładnie to samo, tekst" – wyrokuje Łobodziński.

Dodaje, że Dylan udowodnił, że w muzykę z zaangażowanym tekstem warto inwestować, dlatego też według niego raperom było łatwiej się przebić.

Zaangażowane teksty Dylana składały się na dość pesymistyczny przekaz:
"Dylan nigdy nie wdzięczył się do publiczności. Mówi o tym, że świat jest do niczego, że jesteśmy słabi. Nie jest dobrze, proszę państwa. Nie próbuje dodawać cukru i soli, żeby to lepiej smakowało – to jest raczej pieprz i gorycz" – komentuje Łobodziński.

Zainteresowanie Bobem Dylanem u Łobodzińskiego wzięło się właśnie od tłumaczenia jego tekstów. Łobodziński zajął się przekładami 37 lat temu i od tego momentu jego fascynacja bardem wszech czasów nie słabnie. Mimo (a może właśnie dlatego), że tłumaczenie tekstów Dylana do najprostszych nie należy.

"To, co jest wierzchnią warstwą tekstu, niekoniecznie jest istotą danego utworu. Bardzo dużo czytam różnych egzegez, analiz. Zresztą Dylan jest jedną z niewielu osób, którego każda płyta powoduje, że egzegeci i analitycy siadają i doszukują się rozmaitych sensów. Książek na jego temat jest mnóstwo, napisano nawet kilka doktoratów. Czytam to wszystko i staram się wybrać to, co dla mnie jest najbardziej trafne. Zresztą Dylan to twórca bardzo enigmatyczny, który nie daje łatwych tropów. Sprawia, że dopiero po którejś z kolei lekturze czy słuchaniu dochodzisz do wniosku, że "aha to jest o tym". Lub być może o tym" – mówi Łobodziński.

Filip Łobodziński jest dziennikarzem, tłumaczem i muzykiem, a przed laty spełniał się jako popularny aktor dziecięcy. W latach 70. zagrał m.in. Dudusia z "Podróży za jeden uśmiech" i Julka z serialu "Stawiam na Tolka Banana". Później skupił się na muzyce – najpierw jako członek Zespołu Reprezentacyjnego, a później wzięty dziennikarz i prezenter, pod koniec lat osiemdziesiątych związany z "Non Stopem", a w następnych latach między innymi z "Rock'n'Rollem", "Machiną", "Przekrojem" i "Newsweekiem". Współpracował też z radiową Trójką oraz "Wiadomościami" TVP, gdzie był reporterem, wydawcą, korespondentem zagranicznym i prezenterem. Od lat tłumaczy literaturę hiszpańskojęzyczną, w tym także wiersze.

(-)
Onet.Kultura
19 lipca 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia