Mecz, kiełbaski i minuta ciszy. R@port rozpoczęty

6. Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni

W sobotę (19 listopada) miało miejsce uroczyste otwarcie 6. Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port. Godzinę przed pierwszym pokazem konkursowym, w Teatrze Miejskim w Gdyni odbyła się Gala Finałowa Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. W tym roku w finale GND znalazły się następujące dramaty: "Upadek pierwszych ludzi" Antoniego Ferencego, "Tatanka" Marka Kochana, "Miki mister DJ" Mateusza Pakuły, "Bezkrólewie" Wojciecha Tomczyka oraz "Zimny bufet" Zyty Rudzkiej.

Decyzją jury (przewodził mu Jacek Sieradzki, zaś w jego składzie znajdowali się: Maja Kleczewska, Grzegorz Niziołek, Jacek Kopciński oraz Jerzy Stuhr, który z powodu ciężkiej choroby brał udział w początkowej fazie prac) laureatką IV Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej została Zyta Rudzka. Przewodniczący jury wyróżnił także Mateusza Pakułę, podkreślając, iż jego dramat oceniony był bardzo wysoko. Wszystkich widzów na pewno ucieszyły słowa Krzysztofa Babickiego, dyrektora artystycznego Teatru Miejskiego w Gdyni, który zapewnił zebranych, iż jeden z finałowych dramatów na pewno pokazany zostanie na deskach gdyńskiego teatru w nowym sezonie. 

Pierwszym spektaklem konkursowym zaprezentowanym na tegorocznej edycji festiwalu R@Port był dramat „Szwoleżerowie” Artura Pałygi, w reżyserii Jana Klaty. Współcześni żużlowcy jako chłopcy spod Samosierry, jako symbol naszej polskości? Czemu nie, w końcu pokonują oni na torze dokładnie cztery okrążenia, a czwórka jak wiadomo jest naszą narodową liczbą, jak przekonują twórcy już na samym początku spektaklu, podając widzom fantastyczno-spiskową teorię na temat „polskości” zawartej w „czwórce”.

Żaden z bohaterów dzieła Klaty nie występuje poza obręb środowiska „czarnego” sportu. Mamy tu więc szefa klubu żużlowego, unieruchomionego na wózku inwalidzkim Prezesa (świetny Roland Nowak), mamy żony, dziewczyny i kochanki żużlowców, mamy wreszcie samych sportowców. Nawet Fryzjer (Mirosław Guzowski) obsługujący wybranki motocyklistów okazuje się być byłym „szwoleżerem”. Owo specyficzne, hermetyczne środowisko poznajemy w szeregu scen „z życia wziętych”: imprezy integracyjnej, zawodów, powrotów strudzonych chłopców w domowe zacisza. Te ostatnie sytuacje wydają się być w spektaklu Klaty najbardziej istotne, bowiem – jak powiada na wstępie Prezes – czym byliby zawodnik i motor bez kobiet? Kobiety „szwoleżerów” pełnią w ich życiu głównie funkcje „usługowe”: towarzyskie, seksualne, pielęgnacyjne. Obok tria wybranek serca, w spektaklu Klaty pojawiają się psycholożka, zatrudniona przez Prezesa w celu walki z lękiem u zawodników oraz Sindirella (Dominika Biernat), umazany smarami, konserwujący bez ustanku motocykle obiekt wulgarnych, chamskich drwin. Ukochane żużlowców ukazuje Klata z początku jako trzy klony tej samej istoty (świetna scena w salonie fryzjerskim, w trakcie której kobiety zakładają identyczne blond peruki): przygłupawej, rozwrzeszczanej, aczkolwiek obdarzonej wieloma walorami fizycznymi. Po jakimś czasie okazuje się, że kobiety nieco się od siebie różnią: jedna jest absolwentką „kulturoznastwa”, inna – poetką-grafomanką, z upodobaniem tnącą co rusz swe powabne nadgarstki. W spektaklu Klaty kobiecość ma więc oblicze cycatej blondyny, która wypuszcza z ust wulgaryzmy przemieszane z wiecznym „kup mi” i wyrzutami. A co z męskością? Okazuje się, iż, nieustannie wisi nad nią widmo śmierci, dosłownej i symbolicznej. „Spłoń lepiej niż zblaknij” – mówi do jednego z żużlowców jego partnerka. Żużel to sport gęsty od aktów samobójczych, sportowcy nie wytrzymują presji ze strony kibiców, szefów, żon i targają się na swe – bardzo młode zazwyczaj – życie. Oprócz śmierci samobójczej, na żużlowców czyha śmierć na torze. W spektaklu Klaty Miszczu (Mateusz Łasowski), Młody (Piotr Żurawski) i Złamany (Michał Czachor) noszą kombinezony, które zamiast nazw sponsorów wypisane mają przepowiednie i potencjalne „możliwości” egzystencjalne bohaterów: „ból”, „przebite płuco”, „strach”. O tym, że śmierć wpisana jest w żywot „szwoleżerów” mówi świetnie scena, w której na Złamanego narzucane są wieńce używane do dekoracji zwycięzców: wieńce, które za chwilę mogą być wieńcami pogrzebowymi… Takie samo znaczenie ma zresztą centralny punkt scenografii w spektaklu Jana Klaty: swoisty pomnik żużlowca, kopiec czarnej ziemi z toru, kopiec chwały, ale i kopiec cmentarny. W tym kontekście maksyma życiowa, wypowiadana przez jednego z zawodników – „koko dżambo i do przodu” – jest rodzajem pozy, obrony przed bolesną świadomością bliskości śmierci, podobnie, jak nieustanne wygłupy, wulgarne żarty, buńczuczne pozy. Zgrywanie bohaterów, którym w głowie jedynie „kasa i panienki” mocno podszyte jest lękiem o utratę wszystkiego: najbliższych, własnej tożsamości, życia. 

Spektaklowi Jana Klaty nie można odmówić swoistej energii (podkreślanej przez oprawę  muzyczną – grający na żywo rockowy zespół). Jednak przez cały czas dominuje tu uczucie zmarnowanego potencjału. Proponowane przez Klatę (re)definicje – polskości, męskości i kobiecości wydają się być zbyt wyświechtane i powierzchowne. Finałowe „zwycięstwo” kobiet wydaje się być jedynie przypadkowym sukcesem, nie zaś konsekwencja działań zepchniętych do roli lalek bohaterek. Podobnie rzecz ma się w przypadku (re)definicji polskości: według Klaty nierozerwalnie wpisane są w nią uwielbienie dla bezsensownego poświęcenia, wiecznej ofiary, także agresja i przekonanie o własnym, wyjątkowym posłannictwie. Polska to „mecz, kiełbaski i minuta ciszy”- mówi Klata. Ale przecież my już to wiemy.

6. festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port, Artur Pałyga „Szwoleżerowie”, reż. Jan Klata, Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy, 19 listopada 2011. 

Anna Jazgarska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
22 listopada 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia