Medea, czyli zbrodnia zapisana przez los
4. Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG-WROCŁAWGrzegorz Jarzyna swoją "[mede:a]" wystawił najpierw w wiedeńskim Burgtheater. Publiczność festiwalu Dialog spektakl zobaczyła w kościele cysterskiego opactwa w Lubiążu.
Grzegorz Jarzyna antyczny mit czyta bardzo współcześnie. Tekst "[mede:a]" reżyser napisał we współpracy z Michałem Walczakiem - nie znajdziemy w nim ingerencji bogów czy inspiracji Eurypidesem. Starożytna opowieść o zbrodni, której nie da się uniknąć, miała być pretekstem do rozmyślań na temat ludzkiej predyspozycji do zabijania i wolności wyboru. Okazała się powierzchowną mieszczańską tragedią.
Medea jest piękną Gruzinką przywiezioną do Wiednia przez bogatego męża biznesmena. Wraz z dwójką dzieci zamieszkują piękny apartament kupiony od pary upiornych staruszków, którzy jak widma pojawiają się w swoim dawnym domu, zakłócając spokój młodej, wyobcowanej kobiety. Po chwili poznajemy także Justine - opiekunkę do dzieci, która w rogu sceny, prawie na oczach Medei, oddaje się miłosnym uniesieniom z Jasonem. Atmosfera wrogości i odrealnienia jest wręcz namacalna: aktorów widzimy prawie cały czas w trupiozielonym i bladożółtym świetle, nawet początkowe sceny rodzinnej sielanki niepokoją. Klimat potęguje ascetyczna, elegancka scenografia, przywodząca na myśl zimno nowoczesnych apartamentowców i tło tworzone z multimedialnych obrazów.
Szef warszawskiego TR, jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów, tę opowieść nieznośnie rozwleka. Najpierw oglądamy rodzinne szczęście Jasona i Medei, później ich stopniowe oddalanie się od siebie, końcowe sceny to studium cierpienia opuszczonej Gruzinki. W tej pozbawionej rytmu historii pojawiają się wątki dla widza niezrozumiałe (dlaczego Justine uwodzi Medeę?) i niedokończone. Nie są to jednak niedopowiedzenia inspirujące czy pobudzające - historia rwie się, co nie pozwala widzowi skupić się na najważniejszym, czyli stopniowej przemianie głównej bohaterki, która z kochającej matki i żony staje się morderczynią. Czekamy na wybuch emocji czy metaforyczne rozwiązanie patowej sytuacji, jednak go nie otrzymujemy. Oszczędną grę aktorską i lakoniczne kwestie uzupełniają jedynie pojawiające się niemieckie słowa-klucze ("strach" czy "śmierć") i przeszywający, szaleńczy krzyk Medei, który kończy sceny kolejnych etapów jej cierpień.
Jarzyna porusza tutaj kwestie przynależności narodowej, związania z ojczystą ziemią. Także w tym przypadku jedynie sygnalizuje, ślizga się po powierzchni: pierwszemu pojawieniu się na scenie Medei towarzyszy gruzińska muzyka, państwo Chórowie - najwyrazistsze postaci spektaklu - także wspominają o obcych, którzy pojawiają się w ich kraju. Czujemy, że Medea inaczej niż mąż odczuwa świat - bardziej zdaje się na zmysły, mniej na intelekt - to też budzi w widzu wątpliwość, czy oniryczne sceny zabójstwa i chwilowego powrotu Jasona na łono rodziny nie są jedynie wizją oszalałej kobiety.
Trudno zobaczyć w "[mede:a]" ważne motywy, o których reżyser mówi w wywiadach. Można rozumieć ją chyba tak, jak sugeruje tytuł: to wzięta w nawias opowieść o zwykłej tragedii samotnego człowieka, który paraliżujący strach zmienia w zbrodnię. Taką, która może się wydarzyć zawsze, gdy jesteśmy oderwani od własnych korzeni i zniewoleni przez otoczenie.