Medytacje wiejskiego trash-metalowca

"Exterminator" - reż. Aldona Figura - Teatr Dramatyczny w Warszawie

"Exterminator", w reżyserii Aldony Figury, to najlepszy dowód na to, że kiedy zaciera się zbyt łatwo granicę między teatrem, estradą i kabaretem, to uzyskujemy w efekcie zgubny w skutkach kompromis artystyczny, o którym przecież mowa w tekście Przemka Jurka "Kochanowo i okolice". Idąc już tylko o krok dalej w konkluzjach nasuwa się jedno - jeśli broń trzymaną w dłoni obróci się o 180 stopni i mimo wszystko zdecyduje na strzał, to jedynym zakończeniem może być samobójstwo.

Historia muzyków prowincjonalnego zespołu trash-metalowego Exterminator, zmamionych łatwym kąskiem unijnego stypendium i idących na układ z lokalnym wójtem, jest tak prosta i oczywista jak scenariusz imprezy dożynkowej, na której mają zagrać, rezygnując (niby na chwilę) z obranej ścieżki artystycznej i z ideałów, którym byli dotąd wierni. Absolutnie przewidywalne zbiegi okoliczności sprawiają, że trash-metalowy growling zamienia się niebawem w fałszywie brzmiący falsecik, pełen buntu i manifestowanej złości; ryk muzycznych instrumentów przekształca się zaś bardzo szybko w brzdąkanie po strunach gustów gawiedzi nastawionej na ludyczne i przaśne podrygi; a styl metalowców, choć nie wyskakują oni ze skórzanych spodni, czarnych T-shritów i nie wybarwiają swoich tatuaży, zdaje się być tylko wspomnieniem po tym, kim byli jeszcze niedawno i sarkastycznym dowcipem osnutym wokół tego, kim stali się za cenę obiecanych kilkudziesięciu tysięcy złotych. I co dalej? Co jeszcze? Cały sęk w tym, że już NIC. Ze spektaklu możemy wyjść jedynie tak samo świadomi tzw. prawd objawionych jak i Ameryki odkrywanej w konserwach, no, co najwyżej z niesmakiem, że ten czas można było nawet i bezczynnie lepiej spędzić poza teatrem.

Kluczem doboru obsady głównych ról w tym przypadku był zapewne nie potencjał aktorski, ale talent muzyczny; zatem o jakimkolwiek aktorstwie nie może być mowy, nawet o sprawności dykcyjnej występujących, co już zdecydowanie może niepokoić; dramaturgii w tym przedstawieniu nie ma żadnej, podobnie jak tempa, które byłoby skorelowane z tokiem narracji. Również do reżyserii można mieć spore zastrzeżenia, bo to, co oglądamy bardziej przypomina słabo zainscenizowany koncert na letnim festynie niż sztukę teatralną z prawdziwego zdarzenia. I nie urzeknie mnie bynajmniej reakcja publiczności - na trzecim przedstawieniu po premierze mocno już przerzedzonej - w chwili, kiedy zespół zaczyna grać na scenie fragmenty z gali piosenki biesiadnej w wersji cięższego brzmienia; raczej zmartwi fakt, że widownia w teatrze dramatycznym tak łatwo ulega tego typu przaśnym bodźcom. No cóż, jak widać my - Polacy mamy już to we krwi, że do szczęścia wystarczy nam parę chwytliwych taktów i wodzirej!

I cała sala śpiewa z nami

Zupełnie nie pojmuję decyzji dyrekcji Teatru Dramatycznego, albowiem włączenie "Exterminatora" do repertuaru wydaje się być pod względem artystycznym mocno problematyczne. Po kilku ostatnich premierach zaczynam w ogóle zastanawiać się nad kluczem doboru sztuk i strategią repertuarową trój-teatru Słobodzianka, któremu dotąd bardzo gorąco kibicowałem. Takie posunięcia są niestety wodą na młyn dla jego krytyków i wspomnianą już wcześniej bronią obróconą o 180 stopni za daleko.

Niech zatem ze sceny w tym teatrze wreszcie ryknie ktoś artystycznie z samej przepony, bo inaczej pojęcia "dożynki", "trash", czy "exterminator" zaczną nabierać o wiele szerszego znaczenia niż to miało miejsce podczas ostatniej premiery Sceny na Woli.

Marek Kubiak
Teatr dla Was
28 maja 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...