Metafizyka radia: "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego

szkic 1

Nie bez powodu cykl szkiców o metafizyce radia rozpoczynam od Wiesława Myśliwskiego. Świat jego powieści i dramatów wpisał się wyjątkowo w historię Teatru Polskiego Radia. Takie tytuły jak: "Drzewo", "Złodziej", "Kamień na kamieniu" czy "Nagi sad" zaznaczyły się tak mocno w historii naszej literatury współczesnej, co i w pamięci słuchaczy teatru radia. 25 marca autor skończył 80. lat. Warto przy tej okazji wspomnieć o wybitnym spektaklu radiowym opartym na jego dramacie

Sam Myśliwski szczególną uwagę poświęca słuchowisku według jego dramatu „Drzewo”. Uważa, że ta realizacja przypadła mu do gustu w sposób wyjątkowy. Ten radiowy spektakl należy moim zdaniem do ścisłego grona tytułów wręcz podręcznikowych dla kogoś, kto chce zaznać magii radia. Adaptacja Joanny Szwedowskiej, muzyka Mariana Szałkowskiego, reżyseria Janusza Kukuły i ... wreszcie słowa. Słowa prawdziwe, słowa wzruszające, wypowiedziane przez plejadę polskich aktorów: Bronisława Pawlika (nie wyobrażam sobie innego aktora na tym miejscu, tak silnie zarysowuje się w wyobraźni ta postać), Stanisławy Celińskiej, Sławomiry Łozińskiej, Mariana Opani, Krzysztofa Kołbasiuka, Krzysztofa Chamca, Adama Ferencego i wielu innych. Marcin Duda, główny bohater, wchodzi na czubek „Drzewa”, by spojrzeć na swoje życie z wysoka, niczym Stwórca na swoją ziemię. Pod drzewo przychodzą robotnicy, którzy mają w planach je ściąć, najbliższa rodzina, by wyperswadować mu ten absurdalny zamysł, przychodzą zmarli, by porozmawiać z wieloletnim sąsiadem o życiu i tym, co po tym życiu ich spotkało. Myśliwski wspominał, że rola Pawlika była trafiona w dziesiątkę. „Coś było w jego osobowości szalonego” - mówił, komentując grę aktora. 

W fakturze słuchowiska coś, co zwraca uwagę szczególną, to chór „zmarłych”, który śpiewa Dudzie, a także muzyka Szałkowskiego, wprowadzająca kwestie postaci w całkiem inny, wyższy rejestr. Efektów dźwiękowych stricte związanych z miejscem akcji jest tu nader mało, ale w tym był zawarty zabieg interpretacyjny. Mimo, że akcja rozgrywa się latem i na wolnej przestrzeni, nie słyszymy tu śpiewu ptaków, wiatru. Wszystko to, rozegrane w muzycznym akcencie chórów niebiańskich, kreuje świat rzeczywistości symbolicznej. Cisza jest w radiu symbolem szczególnym. Tylko za nią kryją się słowa największe i tylko w niej muzyka rozchodzi się w pełni. Mówiąc o metafizyce radia, nie wypada przemilczeć wrażenia, jakie pozostawia to słuchowisko w warstwie łączenia świata żywych i martwych. Głosy martwych są tu odpowiednio odarte z „żywej akustyczności” i wrzucone w próżnię. Najdobitniejszą z postaci martwych staje się tu Poldek – grany przez Ferencego. W tej postaci zawiera się cały tragizm człowieka, którego losy nie układają się w sensowną całość. Prześladowany za szpiclowanie „tu i tam”, zamordowany wreszcie przez byłego partyzanta, wraca pogodzony, filozofujący i pełen wewnętrznego spokoju. Stanisława Celińska i Marian Opania współgrają niczym prawdziwe małżeństwo. Czasami, słuchając, miałem wrażenie, że to głosy wyjęte z wiejskiego reportażu zaangażowanego. 

Jest kilka fragmentów „Drzewa”, przy których trzeba się całkowicie wyłączyć ze świata zewnętrznego. Wtedy objawia się „spirit” teatru radiowego:

Duda: Tutaj bliżej nieba i lepiej wszystko widać. Niby ten sam świat wokoło na którym człowiek żyje, po którym chodzi, a nie bardzo chce się wierzyć, że to ten sam. A już słonko kiedy wstaje, to wydaje się, że to cud, choć co rano go widzi jak wstaje. Przez tyle już lat cała ziemia jakby się przed nim ku klęczkom skłaniała coraz niżej i niżej, a ono tuliło ją do swojej jasności, pocieszając: jestem moja ziemio, jestem moja ziemio, nie płacz…

***

(wchodzi przejmująca muzyka Szałkowskiego z partiami śpiewu)

Duch żony: Masz do mnie żal, że umarłam?

Duda: Nie, nie ma żalu. Nie byłaś temu winna. Nie mogłem tylko się pogodzić, czemu ja muszę żyć.

Duch: Chciałam nie umierać. Och, jak bardzo chciałam nie umierać. Wierz mi. Ile się Boga naprosiłam, żeby mi choć kapkę dał jeszcze pożyć (…) Powiedz mi lepiej, jak ty żyłeś, przez te lata?

Duda: Ano, żyłem. Stary już jestem, a na starość nie ma co powiedzieć prócz tego, że się żyło dawniej. Och, nieraz ci dużo chciałem powiedzieć, ale ty ani razu nie zjawiłaś się przez te wszystkie lata, choć inni się zjawiali. Niektórzy, jakby wczoraj umarli, a dziś już się zjawiali. Ten widział swojego, tamten swojego, a ty ani razu. Szedłem nieraz nad rzekę (słychać wyraźne wzruszenie Pawlika), czy może cię tam nie spotkam, jak pierzesz… Nie raz modliłem się z twego różańca, że ty może dołączysz swoje ręce do pacierzy i będziemy razem przebierali. W tym drzewie cię nasłuchiwałem, czy w którejś gałązce nie śpiewasz… Chciałem ci tyle nieraz powiedzieć, choćby poradzić się, zapytać, a ty ani razu…

Duch żony: (Łozińska także wyraźnie ze wzruszeniem): Nie mogłam, Marcinie. Wierz mi, że nie mogłam i nie pytaj dlaczego. Kiedy się umarło, to jakby się drogę za sobą zgubiło. Nie pytaj proszę, bo mi ból zadajesz.

Duda: Nie tobie zadaje, sam się męczę, bo nie mogę się dotąd pogodzić, że mnie Bóg ciebie zabrał, choć taki już stary jestem, że gorzej jeszcze stary człowiek być nie może. Jak wróciłem z pogrzebu, to chciałem nawet iść za tobą, siadłem sobie na taborku, popatrzyłem po pustej izbie, pomyślałem: tak nie może być, Panie Boże, twoje wyroki, ale moja rozpacz. Tyś Bóg, ja proch, ale tak nie może być. Jeszcze to drzewo za oknem, jakby mnie kusiło: idź za nią, idź za nią (…).


Myślę, że „Drzewo” to „słuchowisko słuchowisk”, matryca, na której odbijają się formy i treści poszczególnych historii, opowiadanych dźwiękiem w radiu. Dzięki temu nagraniu, Teatr Polskiego Radia dobitnie zaznaczył swoją rolę w dyskusji o człowieku i jego tożsamości. Jacek Kopciński przed kilku laty napisał książkę, w której prześwietlił wszystkie dramaty radiowe Herberta. Zauważał tam, iż istnieją trzy płaszczyzny słuchowiska: powierzchnia, wnętrze i dno. Dno – najgłębsze pokłady rozumienia, ledwie wyczuwalne (intuicyjnie) przez słuchacza, gdzie objawia się najpełniejszy logos autora. Słuchając „Drzewa” można takie wrażenie odnieść: otwiera się coraz bardziej skrzynia zrozumienia i zamyka. Nigdy nie dotrzemy do jądra tej wielopoziomowej opowieści, choć wyczuwamy coś nieopisywalnego: OTO METAFIZYKA RADIA.

Myśliwski w jednym z ostatnich wywiadów przyznał: „Słowo w radiu jest bezkonkurencyjne. Człowiek dopiero słuchając radia, jest w stanie docenić, czym jest słowo. Napisałem wiele rzeczy, które niejako wpraszały się w radio. Słowo pisane lubi być słowem bardzo często pretensjonalnym, sztucznym, nienaturalnym. I mój słuch dopiero koryguje, żeby one mówiły prościej. Słuchanie swoich postaci zmierza zawsze w jednym kierunku:  w kierunku prostoty, żeby nawet najcięższe treści wypowiadali jak najprostszym językiem, co jest możliwe. Moja proza nie jest prozą opowiadającą tyle, co myślącą. Radio pobudza wyobraźnię. Słowo w radio jest słowem w wyobraźni. Tego nie jest w stanie zastąpić żadne inne medium”. Puentować tej wypowiedzi już nie potrzeba.

Janusz Łastowiecki
Dziennik Teatralny
31 marca 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...