Meyer, Lem i Arienti urzekli widzów

"Cyberiada" - reż. Wojciech Kościelniak - Teatr Studyjny PWSFTv i T w Łodzi

Trzeciego festiwalowego wieczoru mogliśmy się przekonać, że roziskrzona pomysłami, rozpościerająca się na różne style muzyka Krzysztofa Meyera, w której jazz wymieszany z sonorystyką, aleatoryzmem czy bruityzmem, tak modnymi w końcu lat sześćdziesiątych, w ciągu bez mała pół wieku, nic a nic się nie zestarzała.

A współczesnemu odbiorcy nawet bliższa jest niż literatura Lema. No bo czy muzyka może się zestarzeć? Zwłaszcza, że to, co słyszymy w "Cyberiadzie" idealnie przystaje do tego, co oglądamy na scenie. Ta muzyka wręcz ewokuje ruch. Jest idealnie dopasowana do literatury, na której kompozytor oparł swoje libretto.

Marimbę, ksylofon, wibrafon, kotły, werbel, dzwony, wielki bęben, gong, bongosy, lastra, talerze, tom-tom, tamtam, woodblock, tamburyn, klekotkę, terkotkę, klawesy, krotale i triangel usytuowano na scenie. Zabrakło miejsca w orkiestronie? Nie sądzę. Raczej chciano pokazać publiczności instrumenty, z którymi w ostatnim czasie w takim nagromadzeniu nieczęsto odbiorca ma szansę się zetknąć. Z tego samego zapewne powodu do interesującego, bardzo estetycznie zaprojektowanego programu teatralnego dołączono "ściągę" ze szkicami owych instrumentów. Bardzo sensowny akcent edukacyjny dla młodszych widzów, bo ich przecież szczególnie fascynuje literatura science-fiction. Meyer dobrał instrumenty, przy pomocy których najciekawiej można naśladować dźwięki przypominające pracę i ruch maszyn.

Fakt, że całość dzieła stworzona jest przez jednego człowieka powoduje, że skomplikowana rytmicznie, trudna interwałowo muzyka nie sprawia problemów wykonawcom. Tu nie ma wielkich arii, popisów wokalnych, dominuje raczej melorecytacja. Na scenie wiele się dzieje. Do widza musi bowiem wyraźnie docierać każde słowo, by mógł zrozumieć zawarte w tekście przesłania, dowcipy. To nie jest tradycyjne libretto operowe, ale literatura zawierająca znaczący ładunek intelektualny i artystyczny.

Rzecz opowiada o wyprowadzaniu przez androida Trulla Królowej Genialiny z melancholii. W jaki sposób? Poprzez skonstruowanie trzech maszyn opowiadających trzy różne w nastroju historie: zawiłą, cwaną i chytrą oraz poruszająco-wzruszającą. Niezależnie od tego, która z historii jest aktualnie opowiadana, na widowni słychać śmiech. Bawi nas nie tylko poczucie humoru Lema i Meyera, ale i wszystkich realizatorów oraz wykonawców. Przedstawienie skonstruowane jest bowiem z ogromnym poczuciem humoru.

Ponieważ po scenie nie poruszają się roboty, ale aktorzy z lekka tylko ustylizowanymi na nie kubistycznymi w formie kostiumami, sprawia to, że duże znaczenie obok kunsztu wokalnego ma także aktorstwo.

W tej inscenizacji jest kilka naprawdę ciekawych pod obydwoma względami postaci. Na czoło z całą pewnością wysuwa się Adam Palka jako Trull/Starzec/Duch. Nie tylko urzeka głębokim, donośnym basem, ale i ciekawym przeistaczaniem się z postaci w postać, za każdym razem innymi posługując się środkami.Przepiękny, jasny sopran Romy Jakubowskiej-Handke, występującej tu w roli Królowej Genialiny dobiega do widzów nawet z najodleglejszych zakamarków sceny. Duże wrażenie wywiera również sama kreowana przez nią postać od strony aktorskiej. Ciekawą osobowość sceniczną prezentuje też i silnym, dźwięcznym mezzosopranem porywa Vera Baniewicz jako Stara Cyberownica. Świetnie brzmią też barytony Tomasza Mazura w postaci Chytriana i Jaromira Trafankowskiego - Automateusza.

Ogromne wrażenie na widzach wywierają akrobacje na opuszczonych linach Macieja Astramowicza i Roksany Kostyry, ale akrobacja flygrossingowa Peetera Grassa jako kosmonauty snującego się nad sceną w stanie nieważkości wprawiła publiczność w osłupienie. Nie było bowiem widać żadnych technicznych jego zabezpieczeń. To przedstawienie w ogóle o dużych walorach wizualnych. Niezwykle estetyczne, oryginalne i piękne w warstwie plastycznej. Scenograf Justin C. Arienti roztoczył przed nami przestrzeń po części baśniową, po części industrialną z elementami architektonicznymi, przypisaną nieokreślonemu bliżej czasowi, opatrzoną licznym aluzjami do zawartych w tekście treści i nie tylko...

Anita Nowak
/www.teatrdlawas.pl
4 maja 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia