Mickiewicz i obrońcy krzyża

"Mickiewicz. Dziady. Performance." - reż: P. Wodziński - 4. BOSKA KOMEDIA

"Mickiewicz. Dziady. Performance" Pawła Wodzińskiego to spektakl ambitny w swoich zamierzeniach, jednak przytłacza, męczy, a podejmowana próba nadania aktualnego kontekstu i szerszej społecznej analizy razi sztucznością

Faktu, że „Dziady” są utworem ponadczasowym i jak najbardziej aktualnym nie da się podważyć. To palimpsest, który daje wielorakie możliwości interpretacji – można go czytać zarówno jako utwór uniwersalny, jak i silnie osadzony w politycznym wymiarze. Wodziński skłania się ku aktualnemu kontekstowi. Przedstawia społeczną analizę, w którym zbiorowy bohater wyraża bunt względem zastanej rzeczywistości. Jednocześnie, bardzo skrupulatnie pokazuje wszystkie sceny IV i III części Mickiewiczowskich „Dziadów”. Być może problemem jest właśnie zbyt obszerna próba zagarnięcia tematu? Wielka Improwizacja, męcząca, wygrana emocjonalnie, wyrażona mocnymi gestami, sprawia, że widzowi unikają ciekawsze tropy inscenizacyjne. Miałam też nieodparte wrażenie, że wszystkie sceny i większość aktorskich kreacji rysowana była zbyt grubą kreską i dosłownie. Nieraz spektakl w swym charakterze przypominał nieco wydumane i przeszarżowane przedstawienie kostiumowe, mimo dużego potencjału interpretacyjnego.

W pierwszej części obrzęd dziadów jest odprawiany w niesprecyzowanym peryferyjnym miejscu, przypominającym podwórko. Mrok i ciemność nadają atmosfery duszności, sposób mówienia i zachowania bohaterów obrazują ich agresję i napastliwość. To, co najlepsze w spektaklu Wodzińskiego, to kreacja zbiorowego bohatera. Ta grupa, traktująca z nienawiścią przybyłe „zjawy”, to dzisiejsze społeczeństwo – rozwiązujące sprawy siłowo, mówiące z nienawiścią, próbujące wyrazić swoją frustrację. Spektakl mający premierę na pół roku przed wydarzeniami z 11 listopada w Warszawie w swej diagnozie okazał się być proroczy.

W drugiej części grupa młodzieńców, z Konradem na czele, znajduje się w miejscu, stanowiącym kompilację więzienia i noclegowni dla bezdomnych. To ludzie mający poczucie odrzucenia, kumulujący energię do buntu. Dalej, niestety, ginie ciekawa kreacja zbiorowa, a co za tym idzie – jednolity trop interpretacyjny. Gubi się nieco rytm spektaklu. Po Wielkiej Improwizacji „Dziady” Wodzińskiego ciekawie dialogują z tematem narodowej religijności, ale w międzyczasie mają także sceny długie, miałkie, przeszarżowane i nic nie wnoszące do interpretacyjnej koncepcji. Pani Rollinson jest kobietą na wzór obrończyni krzyża spod prezydenckiego pałacu, na co dobitnie wskazują policyjne bramki. Czujemy jednak do niej sympatię i współczucie. Mamy poczucie, że walczy w słusznej sprawie. Czy Wodziński staje po stronie tej politycznej grupy, która wyrzucana jest poza nawias oficjalnego („inteligenckiego”) dyskursu? Czy może bardzie pokazuje, jak groźna robi się sytuacja odrzucenia i braku dialogu oraz do czego może to doprowadzić? Dobrze, że za pomocą „Dziadów” próbuje się dotknąć aktualnej sytuacji, że wciąż są one tekstem żywym i dającym pole do ciekawych analiz. Tutaj zabrakło, niestety, nieco scenicznej sprawności, co sprawia, że widz obojętnieje na ważkie społeczne diagnozy.

Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
15 grudnia 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...