Między Bogiem, a prawdą

,,Alaska" - reż. Radek Stępień - Akademia Teatralna w Warszawie

Krytyka dzieła artysty pewnego swojej pozycji zawodowej, czy stosunku do wykonywanego zawodu, jest stosunkowo prosta. Wystarczy jedynie sprawdzić zgodność pewnych aspektów, ustosunkować się do swoich odczuć i przelać uporządkowane myśli na papier. Natomiast ocena rezultatów pracy twórcy, który wykonuje dopiero pierwsze kroki w kierunku zawodowości, nie jest rzeczą łatwą, ani małą.

Obok pełnej świadomości faktu powszechnego (nie)czytelnictwa muszę postawić świadomość wagi słowa. Jest to sytuacja z gatunku niewygodnych. Bo między Bogiem, a prawdą dobrze wiem, że mało kogo obchodzą wynaturzenia samozwańczego pismaka. I jeszcze te śmieszne, rodem z uniwersytetów słowa: recenzja i krytyka.

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że poza samymi zainteresowanymi nikt do tego tekstu nie zajrzy. W tym tkwi sedno problemu: jeśli słowa poniższej recenzji jakkolwiek odbiją się echem, to w tym przypadku może im zostać przypisana waga, do których wcale nie pretendują. Bo przecież moim celem nigdy nie było i nie jest nadszarpnięcie czyjejkolwiek pewności siebie, ani tym bardziej sprawienie przykrości. To wszystko z troski, proszę wierzyć! No nic, przechodzę do rzeczy, a uprzejmemu czytelnikowi przypominam: rzeczy nie są dobre czy złe same w sobie. Są takie, jakimi nam się wydają.

Spektakl w formie i środkach jest oszczędny. Niewielka, otulona zielonymi kotarami przestrzeń pozwala z bliska obserwować tragedię, a raczej tragikomedię dziewięciorga bohaterów. Młody, mający przed sobą całe życie chłopak decyduje się na eutanazję. W pokoju obok dziewczyna czeka na aborcję. Wieczór oczekiwania na realizację fundamentalnych decyzji, staje się najbardziej szalonym wieczorem w ich życiu . W zamkniętym, odciętym od świata szpitalu nie wiadomo już, co jest prawdą, a co snem. Następujące po sobie sceny podnoszą poziom absurdu, który paradoksalnie pozwala zobaczyć w bohaterach więcej, niż prostolinijna opowieść. Konstrukcja dramatu pozwala widzowi wyjść poza tradycyjną percepcję dzieła sztuki. Nie ma on nałożonego żadnego filtru, przez który ma oceniać wydarzenia. Zostają mu przedstawione jedynie fakty i to od niego samego zależy, za którym bohaterem podąży.

Spektakl, od strony reżyserskiej i dramaturgicznej, jest zgodny. Co prawda, dość szybko wyczerpuje się konwencja etiudowości, a ciągłe blackouty osłabiają efekt finałowy. Dużo gorzej wypada natomiast gra aktorska. Z zaciekawieniem przyglądałam się może 2,5-3 aktorom. Pozostali hmmmmmm albo wywoływali jakiś rodzaj irytacji (tej złej), albo znudzenia i nie było to w żadnym stopniu wpisane w ich postaci. I to o jest najbardziej niepokojące! Na Alasce spędzamy blisko dwie godziny, a tekst dramatu wprowadza równouprawnienie między bohaterów pierwszo- i drugoplanowych. Jest to wystarczająco dużo czasu, żeby każdy z tych młodych ludzi pokazał się z tylu różnych stron...

Ale niestety, wydaje się, że chwilami nawet podstawowy warsztat zawodzi. Jest to o tyle zastanawiające, że technikalia spektaklu wydają się im podsuwać wszystko, czego trzeba do zbudowania pełnokrwistej postaci. A jednak coś jest nie tak... Jeśli jest to, jak zapewnia reżyser, egzamin z elementarnych zadań aktorskich, to niestety, ale w moim odczuciu jest on w większości przypadków niezdany.

Mam nadzieję, że mimo wszystko był to artystyczny falstart i młodzi aktorzy w przyszłości nie raz nas zaskoczą.

Ludwika Gołaszewska-Siwiak
Akademia Teatralna w Warszawie
29 grudnia 2022

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...