Między nami jest źle

"Poczekalnia.0" - reż. Krystian Lupa - Teatr Polski we Wrocławiu

Przystępując w listopadzie 2010 roku do tworzenia wrocławskiego spektaklu - noszącego jeszcze wtedy roboczy tytuł X-peryment - Krystian Lupa zaproponował współpracę literacką Dorocie Masłowskiej. Poruszył go bowiem jej dramat Między nami dobrze jest, o kłopotach dzisiejszych Polaków z tożsamością, wystawiony przez Grzegorza Jarzynę. Lupa zaczął próby od improwizacji aktorskich - jak w przypadkach Factory 2 i obu części Persony - jednak ostateczny kształt dialogom i monologom miała nadać autorka Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną

Na początku roku 2011 Lupa zawiesił próby we Wrocławiu, aby w Lozannie wyreżyserować spektakl Salle d’Attente (poniekąd również Poczekalnia) oparty na Kręgu personalnym 3.1 Larsa Noréna, ukazującym egzystencję wykluczonych ze społeczeństwa alkoholików, narkomanów i bezdomnych. Wcześniej jednak Masłowska wycofała się z udziału w przedsięwzięciu, a jedyną jego pozostałością jest stwierdzenie zacytowane w programie, że „nie napisała scenariusza, ale była przy poczęciu”. Ostatecznie postdramatyczny utwór zredagował Lupa z pomocą wrocławskiego zespołu („kreacja zbiorowa”) oraz aktorki Hanny Klepackiej z Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze („blogerska współpraca scenariuszowa”).

W rezultacie powstało pierwsze w dorobku Lupy dzieło rozgrywające się we współczesnej Polsce i usiłujące zdiagnozować stan dominujących w niej relacji społecznych. Pasażerowie, którzy wysiedli z pociągu – na skutek nieporozumienia bądź chaosu panującego na kolei spędzający całą noc w nieczynnej i zdewastowanej poczekalni – reprezentują różne pokolenia i postawy; stanowią niejako przekrój społeczeństwa polskiego. Przedstawicielką najstarszej generacji jest wracająca z Oświęcimia, gdzie bodaj przebywała w czasie wojny, Panisława (Krzesisława Dubielówna), która krąży niespokojnie po dworcu, bo pozostawiła w domu ciężko chorego Stasia. Nie rozumie ona obecnej cywilizacji, w której rozmowy między ludźmi zostały zastąpione kontaktami za pośrednictwem urządzeń elektronicznych. W średnim wieku jest trwające jedynie siłą inercji małżeństwo Hubertów (Halina Rasiakówna i Wojciech Ziemiański); ona jest niespełniona jako kobieta, bo została zdominowana przez męża, a nie urodziła dzieci; on natomiast, bodaj odsunięty od władzy polityk, z trudem opanowuje rozdrażnienie wywołane zachowaniami żony i innych pasażerów; domaga się respektowania elementarnego porządku, zarządzając ciszę i gasząc lampy. Nieco młodsza jest dziennikarka Falaczi (Ewa Skibińska), która nie rozstaje się z dyktafonem i buteleczką alkoholu. Najliczniejszą grupą są studenci wydziału aktorskiego, którzy w ramach przygotowań do przedstawienia dyplomowego na kanwie Hamleta zostali wysłani przez reżysera do obozu w Oświęcimiu. W gronie tym są trzy dziewczyny, Marta (Marta Zięba), Daga (Dagmara Mrowiec) i Sylvia (Sylwia Boroń), oraz dwóch chłopaków, Mirek (Mirosław Haniszewski) i Kroni (Rafał Kronenberger), któremu towarzyszy przyjaciółka Ania (Anna Ilczuk). W Oświęcimiu też urodził się i dorastał w cieniu obozu Martin (Marcin Czarnik), prezentujący się jako Zampano z La Strady Federica Felliniego. Ponadto wszystkie osoby zmuszone do całonocnego czuwania bądź drzemki na krzesłach obserwuje przy pomocy kamer dwóch grafficiarzy-performerów: Alfa (Adam Szczyszczaj) i Beta (Marcin Pempuś).

Wprawdzie w opublikowanych w programie notatkach z okresu prób i kształtowania się scenariusza Lupa przywoływał fabuły kilku filmów, lecz sytuacja ukazana w Poczekalni. 0 – długotrwałego oczekiwania na pociąg grupy pasażerów – przypomina przede wszystkim Pieszo Sławomira Mrożka, jedyny jak dotąd dramat o Polakach wyreżyserowany przez Lupę w Jeleniej Górze w 1982 roku. W sztuce tej jest nawet widmowy pociąg, tylko dla odmiany wiozący do Oświęcimia Żydów. Jeśli Mrożek ukazał przeobrażenia wspólnoty w obliczu wojennej katastrofy, to Lupa portretuje społeczność dotkniętą zaburzeniami psychicznymi, zdezorientowaną, sfrustrowaną, prymitywną i agresywną. Sprowokowana przez Falaczi dyskusja ze studentami o refleksjach wynikających z pobytu w Oświęcimiu, mająca ich skompromitować, kończy się ordynarną awanturą. Nikt nikogo nie słucha, każdy usiłuje przekrzyczeć i zdyskredytować adwersarza, jak w sporach politycznych. Wypowiedzi są bełkotliwe i pełne wulgaryzmów. Mirek opowiada potem Panisławie, że identyczne stosunki panują w szkole teatralnej, która wydawała mu się początkowo wyspą.

W Poczekalni.0 nawet rozmowy potencjalnie erotyczne – jak Ani i Kroniego w toalecie oraz Dagi i Martina na peronie dworcowym – zarejestrowane przy pomocy kamery wideo i prezentowane na dwóch ekranach zawieszonych nad sceną – zmierzają do poniżenia i odtrącenia partnera. Obie zakłóca zresztą pojawienie się pijanej Falaczi, która obsesyjnie domaga się uprawiania seksu. Jednak Pani Hubert, która ma aspiracje kulturalne na poziomie ilustrowanych magazynów dla kobiet, odczytuje z gazety recenzję amerykańskiej komedii romantycznej, sugerującej, iż miłości nie są w stanie zastąpić lekarstwa na impotencję i depresję, czyli viagra i prozac.

Ze stanu apatii i przygnębienia postanawiają wyrwać zamkniętych w poczekalni grafficiarze przyznający sobie prawo do manipulowania ludźmi. Alfa zaczyna delikatnie uwodzić Panią Hubert, Beta zaś nakłania Martę do udziału w performansie i rozebrania się. Wprawiona w ekstazę naga Marta namawia pozostałych adeptów aktorstwa do zrzucenia ubrań i odegrania – zamiast Hamleta – Snu nocy letniej. Lecz zaczynająca się orgia, jako szczytowy przejaw społecznego rozprzężenia, wywołuje gwałtowną reakcję Pana Huberta, który wyciąga pistolet i oddaje kilka strzałów. Przyzwyczajony do rządzenia Hubert każe wszystkim stanąć w szeregu, jakby zamierzał dokonać egzekucji. Usiłuje zmusić Alfę do zrobienia fellatio Becie, aby ich zdemaskować jako homoseksualistów. Pozostałe osoby sugerują, że Pan Hubert najchętniej wysłałby wszystkich do gazu, i tym samym powraca w spektaklu motyw Auschwitz. Ponieważ okazuje się, że Pan Hubert wystrzelał już wszystkie naboje, pozostałe osoby tracą poczucie zagrożenia i niektóre z nich usiłują zbagatelizować incydent. Konflikt nagle rozładowują odgłosy nadjeżdżającego pociągu. Wszyscy bowiem pospiesznie wybiegają z poczekalni, aby nim odjechać. Wcześniej przy akompaniamencie piosenki fado na ekranie pojawia się, nieco pornograficzny, film ukazujący zbliżenie seksualne Marty i Bety.

Pan Hubert jako konserwatysta – dla przywrócenia tradycyjnego ładu gotowy stosować przemoc – jest rodzimym wcieleniem Andersa Breivika. W zapiskach diarystycznych z czasu prób Lupa rozważał ewentualność, że „w gromadę oczekujących” wdziera się „jakaś trauma ciężka jak smoleńska katastrofa”, a poniżej zaznaczył, iż przykładem postawy reprezentowanej przez Pana Huberta są dla niego „obrońcy krzyża” sprzed Pałacu Prezydenckiego w Warszawie, czyli zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości. Jak wiadomo, w okresie sprawowania władzy przez PiS Lupa ogłosił kilka deklaracji wyrażających sprzeciw wobec ideologii i metod działania tej partii.

Ale Lupa, ostrzegając przed konserwatywną prawicą, bynajmniej nie identyfikuje się w pełni ze środowiskami lewicowo-liberalnymi, choćby z kręgu „Krytyki Politycznej”. Uosabia je Ania spędzająca urlop na hiszpańskiej Teneryfie i zmieniająca sukienki niczym modelka, a zarazem przypominająca zbrodnie dokonane w Bośni i oburzona wyzyskiem ekonomicznym dzieci w Kambodży. Niewątpliwie najbliższa Lupie jest postawa dwóch grafficiarzy-performerów. W notatkach nazywa ich „nawigatorami” i wraz z sobą zalicza do twórców anarchicznych, cechujących się demonicznym dandyzmem. Wprawdzie posługują się oni nowoczesną techniką, lecz odwołują do archaicznych źródeł sztuki. Graffiti wywodzą z malowideł jaskiniowych, a swe ciała pokryli tatuażami i znakami jak szamani. Ich prowokacje prowadzić mają do odrzucenia rozpadającej się kultury europejskiej, która zniewala współczesnego człowieka i jest źródłem jego cierpień, a doprowadziła do Auschwitz.

Na marginesie scenariusza Lupa zanotował znamienną uwagę, że odwiedzany jako miejsce męczeństwa obóz w Oświęcimiu „czyni bardziej uniwersalną odpowiedzialność europejską i chrześcijańską za grzechy śmiertelne ludobójstwa na Żydach” sytuujące się „po drugiej stronie i w rewersie kreacji Chrystusa”. Postacie z Poczekalni. 0 wielokrotnie przywołują, raczej nadaremno, Jezusa. W epilogu, aby przełamać wzajemną wrogość, Falaczi proponuje wyprawienie uczty i wspomina cudowne rozmnożenie chleba i wina przez Jezusa, Martin zaś, poprawiając jej błąd, utrzymuje, iż w tym epizodzie Ewangelii spożywano ryby. Chrześcijaństwo pozostaje dla bohaterów zaledwie mglistym wspomnieniem. A ten sam Martin, który nienawidzi siebie i ludzi, niejako w roli rezonera w trakcie dysputy, artykułuje radykalną ideę sformułowaną przez Lupę w notatkach, że „wszystko powinno być rozwalone ze starej konstrukcji” kultury, która doprowadziła do „błędnego formowania człowieka”.

W Poczekalni.0 Lupa przedstawił społeczność, wewnątrz której toczy się wojna kulturowa. W Polsce prowadzona jest ona w przyspieszonym tempie i doprowadza do ostrych konfliktów ze względu na zapóźnienie cywilizacyjne, siłę katolicyzmu i tradycji narodowej. Lupa kolejny raz dał wyraz swemu przekonaniu, że proces ten, po perturbacjach okresu przejściowego, musi zakończyć się rozpadem dawnego porządku, choć jest to rzecz jasna stanowisko kontrowersyjne. Nazbyt pochopnie potraktowano więc zaraz po premierze wrocławski spektakl Lupy jako jego całkowitą klęskę, dzieło wtórne w stosunku do ostatnich inscenizacji i pozbawione jakiegokolwiek głębszego znaczenia poza demonstracją nihilizmu, zanegowaniem wszystkiego, łącznie z teatrem.

Gotów jestem zgodzić się z opiniami, że Poczekalnia.0 z całą ostrością odsłoniła granice przedstawień postdramatycznych ze scenariuszem powstającym na drodze improwizacji i traktowania aktora jako wehikułu transgresji”. Jednak diagnozy Lupy dotyczące kondycji duchowej i psychicznej współczesnych Polaków wydały mi się mimo wszystko godne uwagi. Bodaj nadmiernie zasugerowano się pewną trywialnością materii dramatycznej czy nieporadnością języka, jakim przemawiają postacie. Konsternację publiczności pogłębia zapewne rezygnacja Lupy z wyrazistych odwołań do politycznych realiów i rozegranie przedstawienia w swoistej próżni. Jest charakterystyczne, że recenzentka „Gazety Wyborczej” uznała debatę w Poczekalni.0 za satyrę na Europejski Kongres Kultury, który miała uświetnić jej premiera. Z kolei Andrzej Horubała na łamach prawicowego tygodnika wydrwił przedstawienie Lupy jako dobitną egzemplifikację i mimowolną kompromitację głoszonego na Kongresie programu gruntownej rewizji kultury w ramach płynnej ponowoczesności. W każdym razie niektórzy widzowie wychodzą w trakcie trzyipółgodzinnego spektaklu, a przyjmowany jest on na ogół chłodno, jak gdyby z zażenowaniem. Prawdopodobnie publiczność – również podpatrywana i filmowana przy pomocy kamer oraz oddzielona od aktorów zaledwie rozciągniętą wzdłuż proscenium liną – nie chce uznać scenicznej mikrospołeczności za reprezentatywną dla siebie.

W niełatwym położeniu znaleźli się aktorzy. Starsi, jak Dubielówna, Ziemiański, Rasiakówna czy Skibińska, którzy pracowali już z Lupą przy okazji Immanuela Kanta, Damy z jednorożcem i Kuszenia cichej Weroniki, Prezydentek oraz Azylu, zbudowali sugestywne role i precyzyjnie je wykonują. Nieprzypadkowo ich postacie noszą fikcyjne imiona lub nazwiska. W grze młodszych aktorów, którzy użyczyli postaciom swych imion, a zapewne także, większej niż zazwyczaj, części osobowości – przeważają pozory improwizacji oraz gotowość do ryzykownego obnażenia zarówno psychicznego, jak cielesnego. Ich zachowania sceniczne niekiedy drażnią lub nużą, ale bywają nader wiarygodne, szczególnie w wykonaniu Ilczuk (dyskusja i konwersacja w WC), Czarnika, Haniszewskiego (rozmowy ze staruszką) bądź Zięby.

Rafał Węgrzyniak
Teatr
8 grudnia 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia