Między niedosytem a nasyceniem

14. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca

Podczas środowego otwarcia Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca organizatorzy zapowiadali niespodzianki, nie precyzując rzecz jasna, o jakie chodzi. Pierwszą mieliśmy wczoraj. Hanna Strzemiecka, która wymyśliła i stworzyła lubelski festiwal, odebrała nagrodę przyznaną jej przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Do nagród można mieć stosunek różny, ale ta była zasłużona jak mało która. Co jeszcze bardziej uwiarygodniła festiwalowa publiczność długimi i gorącymi brawam

Przejdźmy jednak do samych prezentacji. Przyznaję, że po pierwszej czułem się trochę jak outsider; jeden przeciw wszystkim. Spektakl "The Fork" polsko-francusko-norweskiej formacji [MINUS 20] Collective został przyjęty bez mała entuzjastycznie. I właściwie mnie to nie zdziwiło. Realizacja owa bowiem spełniała wszystkie warunki, aby się podobać. Surrealistyczna historia została opowiedziana dowcipnie i bez dłużyzn, wykonywana na żywo muzyka wpadała w ucho (innarzecz, że zaraz wypadała), zaś wykonawcom nie sposób odmówić warsztatowej sprawności. A całość była okraszona stosowną dawką świadomie użytego kiczu. Krótko mówiąc: nic tylko oglądać. No więc obejrzałem i zapewne nie narzekałbym szczególnie, gdyby nie świadomość, że jestem na festiwalu teatrów tańca. A choreografia tego spektaklu wydała mi się banalna i miejscami wręcz nudna. Zaś fakt, że para tancerzy wykonała ją bezbłędnie był tylko niewielkim pocieszeniem. Piszę to z przykrością, bo dostrzegam w "The Fork" materiał na naprawdę dobry spektakl. Wyobrażam sobie, co mógłby zeń zrobić na przykład Teatr Dada von Bzdülöw. To ostatnie zdanie kieruję wprost do organizatorów Spotkań, jako delikatną sugestię, by w przyszłym roku, na jubileuszową odsłonę festiwalu, koniecznie zaprosili ten zespół.

Niedosyt, z jakim wyszedłem z pierwszej prezentacji w pełni wynagrodził mi spektakl drugi - "Accords" belgijsko-szwajcarskiego zespołu ZOO/Thomas Hauert. Spośród licznych przymiotników, jakie przychodziły mi na myśl w trakcie jego oglądania, najbardziej stosowny wydaje mi się ten: szlachetny. Przede wszystkim za sprawą użytych środków. Thomas Hauert dokonał radykalnej ich redukcji. Zrezygnował z anegdoty, dramaturgicznej narracji i scenografii. Pozostawił jedynie oszczędnie stosowane światło oraz - oczywiście - ruch i muzykę. Zatem - pełna prostota, nieomal asceza. Ale aż trudno uwierzyć, jak wiele można osiągnąć za pomocą tak niewielu środków. Choreografia "Akordów" rozpięta jest pomiędzy ekstremami: od "kanonicznej" precyzji bliskiej klasycznemu baletowi, poprzez otwartość formuły tańca abstrakcyjnego, aż po pełną swobodę improwizacji. Na tym "obszarze" zespół fantastycznie współpracujących w najrozmaitszych konfiguracjach tancerzy kreuje całą gamę nastrojów: radość i melancholię, tajemniczość i niepokój, napięcie i wyciszenie. A przy tym nadzwyczaj twórczo podchodzi do materiału muzycznego, unikając oczywistych skojarzeń i narzucających się rozwiązań. Spektakl Thomasa Hauerta nie wymaga intelektualnych analiz. Trzeba jedynie pozwolić wciągnąć się weń i sycić jego estetyczną urodą. To doznanie, które warto przeżyć.

Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
13 listopada 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...