Między słowami

"T.E.O.R.E.M.A.T" - reż: Grzegorz Jarzyna - 5. Festiwal DIALOG-WROCŁAW

Brokenhorst, Mikołaj Warianow, Sylwia Torsh...to tylko kilka z pseudonimów, pod jakimi Grzegorz Jarzyna ukrywał się jako początkujący reżyser. Raczkując po niezbyt miękkim dywaniku polskiej rzeczywistości teatralnej mógł bowiem czuć się nie dość pewnie, by firmować projekty tak łatwym do zapamiętania i charakterystycznym, jak własne, nazwiskiem. Oto jednak widzimy, jak pewnym krokiem idzie dzisiaj, młodszy, a tym bardziej zdolniejszy, ze spektaklem - tezą, która w tym akurat przypadku nie wymaga dowodu.

T.E.O.R.E.M.A.T., solidnie zahaczony o film Pasoliniego, wprowadza nas w ociekające perfekcjonistyczną nudą życie właściciela fabryki o dźwięcznie wdzięcznym imieniu Paolo (Jan Englert). Piękna żona (Danuta Stenka), syn, córka, służąca...obraz nieznośnie mdłej w swojej cykliczności codzienności od początku ma w sobie coś niepokojącego – mimo powierzchownego wygładzenia i przypudrowanego noska, trąci sztucznością, graniczącą wręcz z mechanizacją. Zasiane w widzu wątpliwości szybko zostają jednak rozwiane wraz z wkroczeniem w życie domowników osoby trzeciej – uosobienia zła i dobra jednocześnie, ludzkiej metafory tego, który sam siebie nazywa Alfą i Omegą.  

Bezimienny gość (Sebastian Pawlak), bo o nim mowa, zgrabnie unosi półprzeźroczystą zasłonkę, za którą ukrywają się bohaterowie. Okazuje się, że zarówno wszyscy razem, jak i każdy z osobna stanowią kłębowisko głęboko w sobie tłumionych emocji: wstydliwych, nieprzyzwoitych w odniesieniu do swojej rzeczywistości. Widzimy upadek każdego z członków rodziny; przybysz pojawia się i znika, pozostawiając po sobie zarówno fizyczne, jak i moralne zgliszcza.  

Jarzyna udowadnia, że mocny przekaz nie tylko nie wymaga słów – nie potrzeba do niego nawet rozbudowanej opowieści. T.E.O.R.E.M.A .T.., zbudowany, co pokrywa się nawet z wizualną formą tytułu, z teatralnych slajdów, prześlizgując się między słowami nie zmusza widza do logicznego ogarnięcia całości, podążania za losem postaci, by na koniec móc z ich postępowania wyciągnąć zbawienną naukę na przyszłość. Skromnej (ale nie ubogiej!) treści towarzyszy, godna porównania ze spektaklami Warlikowskiego, ascetyczność scenografii, od początku sygnalizując swoją drugo-, a nawet trzecioplanowość. Gra przy pomocy braku: kolorów, rekwizytów, całego materialnego ustrojstwa, którym tak uwielbiamy ozdabiać swoją codzienność, obnaża nie tylko bohaterów, ale i nas samych. Zamiast gadżetów mamy nachalne, bezwstydne wręcz snopy światła, mamy uwierającą swoją nieprzystawalnością muzykę, balsam, mający złagodzić rany po dostarczanej nam, fizycznie wręcz bolesnej strzelaninie emocji. Jarzyna bowiem swoim spektaklem nie tylko nie udziela odpowiedzi; więcej – nie stawia on nawet pytań. Zawiesza tylko w próżni hasła – klucze, wykrzykuje w przestrzeń ciągi słów – każdy z tej moralno - egzystencjalnej kakofonii usłyszy to, co tak naprawdę chce (i potrzebuje) usłyszeć.  

T.E.O.R.E.M.A.T. uderza prosto między oczy. Trzy niewygodne godziny uderzają z całą mocą, zachowując przy tym niewiarygodną lekkość. Dopiero post factum, jak trucizna rozchodzą się po umyśle. Jarzyna wysysa beztroskę, aplikując tym samym solidną dawkę wstrząśniętego, nie zmieszanego życia. Koło zamyka się, optymizm skazany zostaje na banicję. Pozostaje mentalna pustynia, piach po horyzont, perspektywa, w której nawet posuwając się do przodu, mamy wrażenie, że stoimy w miejscu. Sami.

Ewa Orczykowska
Gazeta Festiwalowa
19 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...