Miękka lawina

"Kotka na rozpalonym..." - reż. Kuba Kowalski - Teatr Polski w Poznaniu

Szklana menażeria w sztuce Tennessee Williamsa pod tym tytułem to kolekcja kruchych zabawek nieprzystosowanej do życia bohaterki. Jacek Jabrzyk w poprzednim sezonie zabudował więc ścianę teatru w Kaliszu gigantyczną etażerką i na jej półkach kazał grać aktorom. Teraz w poznańskim Polskim wystawiono inny dramat Amerykanina, szczęśliwie nie wyprowadzając akcji na blaszany dach między rozpalone kotki.

Acz i tu sceneria zdaje się natrętnie usymboliczniona. Pod sufit piętrzą się zwały poduszek, milusich, groźnych jak lawinowy nawis i zdatnych do naparzanek. Z boku stoi madejowe łoże zakały rodu, alkoholika: tapczan najeżony szyjkami butelek niczym zwojami zasieków. Naiwne to gadulstwo scenografii? Owszem. Ale zrozumiałe!

Teatry strasznie chcą grać starego Williamsa. Widzą, że te rodzinne obrazy, duszne od patriarchalnych rytuałów, zanurzone w beznadziei raz przypisanych ról społecznych (głowy domu, męża, syna, córki), przygniecione niemożnością uwolnienia uczuć, ambicji, aspiracji, skłonności seksualnych - trafiają w emocje dzisiejszych polskich widzów może lepiej niż przed półwieczem, gdy je importowano z innej kulturowo Ameryki. Ale wiedzą też, że nie sposób ich grać jak wtedy: retorycznie, po kolei, wszystko dopowiadając i "domoralizowując". Trzeba szukać efektu obcości. Odrealniona sceneria to jeden z patentów, nie jedyny. U Kuby Kowalskiego w "Kotce" na scenie tkwi samotny gitarzysta; dźwiękiem i rytmem bierze w nawias wydarzenia. Reżyser z dramaturżką, Julią Holewińską, dopisali też postać księdza showmana, który chichocząc i błaznując, wykłada widzom, czym jest prawda w życiu. Nie wiadomo: kpi czy o drogę pyta.

Cały ten dystansujący sztafaż nie miałby wszakże żadnego znaczenia, gdyby tak dobrze nie pracował dla aktorów. W poznańskim przedstawieniu gra się ostro, z przesadą: pijackie chamstwa Michała Kalety, erotyczne przegięcia Ewy Szumskiej, piskliwa egzaltacja Barbary Prokopowicz czynią z podszytych nienawiścią rodzinnych rytuałów piramidalny wygłup, wyszarpnięty z życiowego prawdopodobieństwa, sztucznie rozwibrowany. Aliści w swym wariactwie anektujący widza, rządzący jego uwagą. I wystarcza potem zdejmować warstwy egzageracji. Pokazywać, ile w chamstwie nieśmiałości, w histerii - wyrachowania, w sztucznym napaleniu - rozpaczy. Jak straszliwie obija się człowiek o rodzinne poduchy! Opowiedziana po bożemu, w starych dekoracjach historia o władczym tatulku, poczciwej mamusi i sfrustrowanych synach z żonami lądowałaby gdzieś w świecie telenowel. Podrasowana groteską poduszkowej lawiny, ujawnia i odnawia gorycz i mądrość Williamsowej wiwisekcji.

Prosta metoda, a tak rzadko stosowana. A tak skuteczna!

Jacek Sieradzki
Przekrój
7 grudnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia