Mieszczka Julia
Prapremierze Panny Julii wystawionej przez Strindberga w Związku Studenckim w Kopenhadze towarzyszyła atmosfera skandalu.Julię grała powracająca do aktorskiego rzemiosła żona autora, Siri von Essen, którą podczas spektaklu bacznie obserwował zazdrosny mąż, spodziewając się zastać nazajutrz w jej sypialni Viggo Schiwe, który grał Jeana. Spektakl nie odniósł sukcesu artystycznego (narzekano głównie na słabe kreacje aktorskie), jakkolwiek wzbudził sporo emocji jeszcze zanim pojawił się na scenie. Strindbergowi nie udało się wystawić dramatu na deskach zawodowych teatrów, bowiem cenzura zakazała jego publicznych prezentacji, uznając tekst dotykający tematu mezaliansu, stosunków płciowych i menstruacji za obrażający mieszczańską moralność. Domagano się nawet konfiskaty dramatu i wydalenia autora z Danii. Tylko nieliczni zauważyli, że w dobie skokowego wzrostu w Szwecji urodzeń z nieprawego łoża, utwór Strindberga idealnie trafił w swój czas. Obyczajowo drapieżny, był jak sól na ranę ukrywaną za drzwiami alkowy. Niestety, nie można tego powiedzieć o spektaklu wyreżyserowanym w Teatrze Śląskim przez Krzysztofa Babickiego. Nie wiadomo, jaki czas goni reżyser i które problemy z zawartych w dramacie miałyby się stać ważne dla współczesnego widza, zwłaszcza, że ten do walki płci w starych dekoracjach już dawno został przyzwyczajony. Popędową naturę kobiety przeciwstawioną męskiemu szkiełku i oku, chociaż nikt nie zaprzecza istnieniu płci mózgu, już dawno umieszczono w galerii stereotypów, zwłaszcza, że po stu latach od napisania utworu wiadomo, że kobieta to więcej niż tylko istota napędzana obcymi mężczyźnie instynktami. Po wtóre, gdyby skoncentrować się na warstwie obyczajowej dramatu, a tę reżyser przywołuje w kostiumie z epoki, powieść Mniszkówny skutecznie przerobiła traumę mezaliansu w wyższych sferach, nie jest więc chyba konieczne osadzanie tragedii wyzwolonej, a ostatecznie pohańbionej kobiety w kostiumach, które zakładały nasze prababcie. Oczywiście, przełożenie dramatu z końca XIX wieku na współczesne realia lub przynajmniej takie poprowadzenie tradycyjnej, historycznej inscenizacji, by pod warstwą kostiumu widz odkrył uniwersalność mechanizmów regulujących międzyludzkie relacje, wymaga pewnej interpretacyjnej i realizacyjnej sprawności. Zabrakło jej w katowickim spektaklu, który idealnie skrojony na modelowe mieszczańskie popołudnie w teatrze, nie zaskoczy, nie oburzy, ani tym bardziej nie skłoni do myślenia, chociaż tego można by oczekiwać po realizacji, która pod lupę bierze zanurzone w społecznym kontekście ludzkie dylematy. Co najwyżej obieca namiastkę kontaktu ze sztuką wysoką, do niej wszak ciągle zalicza się teatr, w skrajnych przypadkach pozwoli przypomnieć tekst przeczytanego niegdyś dramatu. Nie wykluczam, że znajdą się admiratorzy takiego teatru, wszak siedziba Melpomeny jest instytucją demokratyczną. I właśnie ze względu na nich, przedstawienie skomponowane jak widokówka z przeszłości, powinno być przynajmniej dobrze zagrane. Antyfeministyczna sztuka szwedzkiego autora z jednej strony konfrontowała ze sobą dylematy rasy i płci, konflikt damsko-męski rozszerzając o społeczne uwarunkowania – zdegenerowana półarystokratka bratała się z synem fornala. Z drugiej, na tle historii o przełamywaniu społecznego tabu powstało studium o destrukcji indywiduum. Julia, wybrakowany egzemplarz kobiecości, owoc ulepiony z pogardy matki dla mężczyzn i szowinizmu ojca, w noc świętojańską oddaje się lokajowi i degraduje jako kobieta i artystokratka. Degradacji społecznej towarzyszy kres egzystencji – nie znajdując wyjścia z sytuacji (bohaterka nie możne uciec z Jeanem ani pozostać z piętnem hańby), Julia decyduje się popełnić samobójstwo. Między bohaterami toczy się okrutny flirt, pełna napięć gra, która przybiera kształt walki o przetrwanie. Na próżno podobnej walki szukać na śląskiej scenie, bowiem aktorzy wcielający się w postacie są mało wiarygodni. Słowa odklejają się od gestów, które dążą w kierunku nadekspresji, sensy rozmijają się ze słowami, gubią się motywacje, a wewnętrzne dylematy bohaterów sprowadzają się do podania tekstu. Między Jeanem i Julią nie ma napięcia erotycznego, bo służący (Maciej Wizner) jest typem zagubionego chłopaczka, bez wewnętrznego pęknięcia, skazy, rozdarcia między usłużnym lokajem a pewnym siebie, nieco agresywnym mężczyzną. Owszem, Maciej Wizner z nieuzasadnionych powodów szamoce się po scenie jak ptak w klatce, oddając zapewne w ten sposób obraz wewnętrznych przeżyć bohatera. Nic dziwnego, że taki mężczyzna nie może być partnerem dla pewnej siebie Julii, nie ma bowiem dostatecznej siły do walki o dominację, będącej przecież podstawą wpisanego w historię konfliktu. Pospieszny rysunek kreską jednej grubości to w przedstawieniu Babickiego podstawowy patent na bohaterów Strindberga. Panna Julia Ewy Kutyni nie ma dylematów moralnych, nie ewoluuje, nie boryka się z piętnem rodziny, które dobrze urodzoną panienkę mogłoby pchnąć w ręce lokaja, nie widać również oznak szaleństwa, które ostatecznie mogłoby uzasadnić niektóre wybory. Flirt ze służącym łatwo da się wytłumaczyć zepsuciem bohaterki, wszak igraszki z Jeanem traktuje jak zabawę. Trudno jednak ten sam klucz przyłożyć do decyzji o popełnieniu samobójstwa. Kutynia jest nie tylko piękną, ale i doświadczoną aktorką, dlatego szkoda, że w kreacji Julii ograniczyła się wyłącznie do grania tzw. warunkami. Z pojawiającej się na scenie triady najlepiej wypada pragmatyczna Krystyna Doroty Chanieckiej, z jednej strony pragnąca osobistego szczęścia młoda kobieta, z drugiej – służąca sparaliżowana gorsetem narzuconej roli społecznej. Dramat Strindberga pomimo pewnej anachroniczności (wątek upadku panienki z dobrego domu i niesprawiedliwości stosunków społecznych) jest ciągle historią okrutnego flirtu, prowadzącego do tragicznego finału. Dlatego trudno sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Krzysztof Babicki historię o uwodzeniu, namiętności, wzajemnych fascynacjach i upokorzeniach, które w rzeczywistości są walką słabszego z silniejszym i niższego z wyższym zdecydował się wystawić w poetyce sympatycznej historyjki dla pensjonarek. Teatr Śląski w Katowicach, August Strindberg, "Panna Julia", reżyseria: Krzysztof Babicki, przekład: Zygmunt Łanowski, reżyseria i scenografia: Krzysztof Babicki, kostiumy: Barbara Wołosiuk, muzyka: Marek Kuczyński, Obsada: Ewa Kutynia, Maciej Wizner, Dorota Chaniecka premiera: 30 maja 2008 r.