Miłość, gniew i nuda

"Miłość i gniew" - reż: Magdalena Piekorz - Teatr im.Słowackiego w Krakowie

"Miłość i gniew" to nowy spektakl w repertuarze Teatru Słowackiego, grany na Scenie Miniatura. Ten dramat autorstwa Johna Osborna z lat pięćdziesiątych wyreżyserowała Magdalena Piekorz, szczególnie ceniona za wielokrotnie nagradzany film "Pręgi". Efekt jej kolejnego zaangażowania się w świat teatru również ma coś z filmu - po zakończeniu spektaklu czujemy, jakbyśmy właśnie zobaczyli jeden z modnych od jakiegoś czasu i licznie serwowanych w telewizyjnych programach dramatów obyczajowych. Najczęściej słabych - należy dodać.

Początkowo całej ukazanej sytuacji bliżej jest do „Dnia świra” – relacje pomiędzy trójką bohaterów: Jimmy’m, jego żoną Alison i ich wspólnym przyjacielem Cliffem są mocno niestandardowe. Nieprzerwana frustracja i gniew, które wraz z potokiem słów „wylatują” z Jimmiego, przy tak dużym nagromadzeniu tworzą wręcz efekt komiczny. Po kolejnych minutach jego słowa zaczynają męczyć, będąc monotonne, dziecinne i w dziwny sposób pozbawione tragizmu. Ciężko doszukać się w tym wariactwie metody – walki o wolność czy sprzeciwu wobec konwenansów. A postać immiego powinna być znacznie bardziej złożona niż ma to miejsce w spektaklu. 

Ta uwaga dotyczy każdej roli w tej sztuce (a policzyć je można na palcach jednej ręki) - postaci wydają się mocno spłaszczone i jednowymiarowe. Rzuca się to w oczy tym bardziej, że chora sytuacja w ukazanej grupie jest ciekawym punktem wyjścia do czegoś więcej. Pytania o motywacje Cliffa (czy chce romansować z Alison? A może z Jimmy’m? Albo z nią i z nim naraz?), o cel i źródło walki domowego frustrata (walka o wolność? o wyzwolenie się konwenansów? A to wszystko przez śmierć ojca?), o prawdziwą naturę Heleny, która przechodzi w trakcie spektaklu metamorfozę i z bogobojnej przeradza się w wyzwoloną kobietę, zagarniającej męża najlepszej przyjaciółce, o… 

Tylko przez krótkie chwile postaci zmieniają styl grania, wydają się odsłaniać, pokazywać swoje drugie, trzecie i kolejne oblicza – ale zbyt mało jest takich momentów, by uwierzyć, że za przywdzianą maską jest naprawdę coś więcej. A szkoda, bo ten dramat daje szerokie pole możliwości do rozwinięcia psychologii każdej z postaci. 

Akcja spektaklu nie dzieje się w realiach współczesnych, Piekorz postanowiła być wierna realiom lat pięćdziesiątych. Mamy więc typowe dla tamtych czasów ubiory i wystrój wnętrza. Tu wielkie żelazko, tam plakat Milesa Davisa. Aktorom od czasu do czasu towarzyszą w tle dźwięki trąbki, wprawdzie schowanej przed oczami widza, ale nie puszczanej na szczęście z playbacku. Do tych elementów spektaklu ciężko mieć zastrzeżenia, całość scenografii tworzy zwarty i klimatyczny nastrój. Natomiast, czy klimat tamtych lat daje całemu spektaklowi coś więcej i czy nadal jest on tak samo aktualny – ta kwestia pozostaje otwarta, choć wydaje się, że bez zmian w obrębie samych postaci nie czyni to już większej różnicy, ani na plus, ani na minus.  

Po obejrzeniu „Miłości i gniewu” pozostaje niedosyt. Dalej pozostając w klimatach kina – zamiast ambitnego, głębokiego obrazu oglądamy dramat obyczajowy, jakich wiele. Zamiast przerażać – nuży. Czas zmienić kanał.

Michał Myrek
Dziennik Teatralny Kraków
31 października 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...