Miłość gorzka żołądkowa

"Miłość z dostawą do domu" - reż. Olaf Olszewski - Teatr IMKA w Warszawie / Teatr Mapa Wrażeń

On – znudzony życiem smutny antykwariusz. Ona – urodziwa i chyba nieco zagubiona pani „na telefon". A w tle zazdrosna, choć wiarołomna żona i tragikomiczny księgowy pretendujący do roli wielkiego artysty. Co może powstać z połączenia takich osobowości? Cóż, na pewno nie uczucie, o szczerość i prawdziwość którego tak bardzo zabiegają twórcy spektaklu „Miłość z dostawą do domu".

Początek przedstawienia przypomina całkiem niezły film romantyczno-sensacyjny. Pewnej bezsennej nocy zwykły mężczyzna poznaje niezwykłą kobietę. Ale tak naprawdę sytuacja jest prostsza, choć z biegiem wolno upływającego czasu nieco się komplikuje. Adam poznaje Monikę, gdy pod wpływem upojenia alkoholowego dzwoni do agencji towarzyskiej. Nieświadomy tego, co zrobił szybko zasypia. Równie szybko w drzwiach jego mieszkania pojawia się zamówiona prostytutka. Wydarzenia nabierają rumieńców, gdy nagle z Londynu przyjeżdża Hanna, żona Adama. Skończył jej się kontrakt, kochanek chyba się znudził, więc postanowiła wrócić na łono rodziny. Problem w tym, że jej miejsce jest już zajęte. Tylko czy zdezorientowany Adam wie na pewno kogo chce pokochać? Bo, że chce to nie ulega wątpliwości. Cały spektakl jest poszukiwaniem miłości.

Główny bohater oznajmia żonie, że nowo poznana kobieta jest jego Anną Kareniną. Wybór nad wyraz trafny. W końcu „Anna Karenina" Lwa Tołstoja jest jedną z największych powieści traktujących o trudnej miłości. Monika zjawia się u progu drzwi Adama niespodziewanie. Jest dla smutnego i zalanego antykwariusza niespodzianką i wyzwaniem zarazem.Jednak o ile w przywoływanej przez bohaterów „Annie Kareninie" poszukiwanie miłości odbywa się w najgłębszych pokładach ludzkich namiętności, o tyle w spektaklu Olafa Olszewskiego miłość została potraktowana po macoszemu.

Nieudolne próby powrotu Hanny do życia męża (a gdy to się nie udaje – próby powrotu do jego mieszkania), udawanie Adama przed niewierną małżonką, że jest się w szczęśliwym związku z nową osobą (choć niezbyt rozgarniętą, bo nagle Monika z zimnej, ale wrażliwej i zagubionej kobiety przemienia się w głupiutką i infantylną kobietkę. Chyba jedynie ku uciesze widzów, bo innego powodu nie znajduję), wprowadzenie na scenę śmiesznego i smutnego zarazem niespełnionego artysty, który mentorskim tonem oznajmia: „dziwki, alkohol i sztuka – tylko po to warto żyć" – to wszystko nie przekonuje i nie wystarcza do przedstawienia głębi miłosnych rozterek.

Spektakl broni się przede wszystkim dobrą grą aktorów. Wojciech Błach w roli zagubionego Adama już od pierwszej sceny zjednuje sobie sympatię publiczności. Jego życiowe „nieogarnięcie" i poczucie bezsensu przedstawione zostało w sposób zabawny, ale i ironiczny. Anna Korcz jako niewierna żona również ciekawi i przyciąga, choć sama jej postać do najciekawszych nie należy. Więcej można było wydobyć z potencjału GizelliBortel wcielającej się w rolę prostytutki Moniki. Niekiedy odnosiło się wrażenie, że nie jest do końca zespolona ze swoją postacią i przedstawia ją jakby z pozycji kogoś znajdującego się obok wydarzeń. Tragikomiczna rola Zdzisława Wardejna okazała się miłą chwilą wytchnienia od, niekiedy zbyt pompatycznych, miłosnych perypetii głównych bohaterów. Ale wprowadzenie artysty do „miłosnego trójkąta" nie jest do końca zrozumiałe.

„Miłość z dostawą do domu" zasługuje jednak na uwagę z jeszcze jednego powodu – znakomitej scenografii Wojciecha Stefaniaka. Dzięki zastosowaniu techniki ruchomych elementów, publiczność może szybko przenieść się ze zwykłego mieszkania do ekskluzywnego klubu dla panów. Półki z książkami sprawnie zamieniają się w ścianę z wbudowaną kanapą, z której klienci mają okazję podziwiać taniec na rurze. Jedyny element jaki nie ulega zmianie to matowe szyby znajdujące się w głębi sceny, które stanowią mglisty obraz nadchodzących postaci. Całość zachowana została w stonowanych i zimnych kolorach, sugerując niestałość uczuć i swoisty mrok ogarniający niepewne działania. Idealnym dopełnieniem kompozycji okazało się oświetlenie. Gra świateł i zabawa z cieniem bardzo dobrze prezentowały się na tle historii i świetne z nią współistniały.

Niestety spektakl okazał się zdecydowanie za długi, jak na taką miłosną historyjkę. Przedłużone sceny rozmów, które do niczego nie prowadzą mogą zniechęcać. Niezrozumiałe też jest podzielenie przedstawienia na dwie części – akt drugi jest nieproporcjonalnie krótszy od pierwszego – trwa raptem parę minut. Już raczej można by je „przeciągnąć" do aktu pierwszego. Również zakończenie pozostawia wiele do życzenia – nostalgiczne samotne spacery rozmarzonej Moniki wzdłuż nabrzeża i coraz pewniejszego swoich uczuć Adama nie dają odpowiedzi, raczej nadzieję.

Hanna sprzątając mieszkanie znalazła czterdzieści pięć pustych butelek po ulubionym trunku Adama, czyli wódce gorzkiej żołądkowej. Sugeruje zamianę tego alkoholu na czerwone wino, które między innymi zwalcza wolne rodniki. Jednak Hanna nie potrafiła kochać Adama, a przy wódce łatwiej zwalczyć niestrawność po nieudanej miłości. Co prawda po obejrzeniu „Miłości z dostawą do domu" niestrawności nie ma, ale brakuje też pełnego zadowolenia.

Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny Warszawa
3 grudnia 2013
Portrety
Olaf Olszewski

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia