Miłość, Namiętność, Piękno, Zdrada i Śmierć

"Sonety wg Williama Szekspira" - reżyserii Zbigniew Lisowski - Teatr Baj Pomorski w Toruniu

Czekając na otwarcie drugiej w kraju Sceny Szekspirowskiej, dyrektor Teatru Baja Pomorskiego, Zbigniew Lisowski wystawia „Sonety" wg Williama Szekspira. Spektakl ten nie tylko angażuje najbardziej znanych twórców teatru, ale także i studentów z Katedry Projektowania Graficznego UMK, którzy stworzyli blisko 60 plakatów do przedstawienia w ramach ogłoszonego konkursu. Aktorom teatru ustawił zaś poprzeczkę sięgającą artystycznego Olimpu.

Bo ideą tego spektaklu jest konfrontacja postaci mitycznych z postaciami szekspirowskimi. Mało tego, okazuje się, że bez przeszkód wkraczają one do współczesnego świata, w którym modyfikacja ciała i dążenie do Piękna, jak na plakacie Marty Matczyńskiej, staje się być celem nie do osiągnięcia. Ale, zaraz, zaraz, to Piękno utożsamiane jest z Miłością, Namiętnością i Pożądaniem oraz Zdradą. Z miłością, bez której człowiek żyć nie może.

Zbigniew Lisowski z ponad setki napisanych Sonetów, wybiera te, którym jego artystyczna wyobraźnia, wyznacza wyjątkową rolę. Oto stają się one fabularnym konstruktem opowiadającym o sensie ludzkiej egzystencji. Co więcej, teksty Sonetów rozpisane na czternaście postaci nabywają fantastycznej fabularnej dramaturgii, którą wyrażają słowa, pantomima, muzyka. Bo rytm Sonetów idealnie harmonizuje z muzyką ludzkich serc, dusz. A muzyka ta nie zawsze układa się na pięciolinii życia w sposób współbrzmiący z pragnieniem i spełnieniem marzeń.

Dlatego pomimo renesansowego przepychu, wyidealizowanej kolorystycznie przestrzeni na scenie zaprojektowanej przez Pavla Hubickę, instalacja muzyczna skomponowana przez Piotra Klimka brzmi bardzo współcześnie. Podkreśla stany emocjonalne i psychiczne postaci scenicznych, przywołuje napięcie, ilustruje oczekiwanie, kreśli rozczarowanie, odkrywa i demaskuje niezmienność praw rządzących naszym życiem. Spektakl ten urzeka swą plastyką, olśniewającą feerią barw kostiumów, w jakich grają aktorzy. Jest purpurowa czerwień, złoto, biel, srebro, ale i wiele odmian czerni. I tak, powstały w ten sposób kontrast silnie oddziałuje na zmysł estetyczny widzów. Chwilami odnosi się wrażenie, że to kostium określa osobowość granej postaci.

Ale to nie wszystko. Ruch sceniczny jest bliski perfekcji. Taka choreografia zawdzięcza swą wyjątkowość jej autorowi – Jackowi Gęburze, który uruchomił w aktorach Baja Pomorskiego wszystkie posiadane przez nich pokłady mistrzowskiego wręcz doświadczenia scenicznego. Tu nie ma ani jednego niepotrzebnego gestu, przerwy. Cały ruch na scenie współbrzmi z granym tekstem.

Bo Sonety Szekspira można śpiewać w towarzystwie gitary, kameralnego zespołu, można też zaczarować słuchacza barwą głosu. Ale je zagrać, dialogować, wypowiadać w taki sposób, by poszczególne fragmenty tworzyły sceniczną akcję, trzymającą widza w nieustannym napięciu, to potrzeba czegoś więcej. Gry aktorskiej.

I to ona sprawiła, że tego wieczoru słowa Williama Szekspira trafiły do każdego widza. Grażyna Rutkowska-Kusa jako Żona Szekspira, idealnie wygrała emocje oraz wewnętrzne, przeżywane stany duchowe, kiedy to na scenie znajdowała się w towarzystwie swego małżonka jako młodzieńca i jako starca. Zarówno Młody Szekspir zagrany brawurowo przez Mariusza Wójtowicza, jak i Stary Szekspir, znakomicie wykreowany przez Krzysztofa Grzędę, narzucali aktorce zagranie zróżnicowanych stanów emocjonalnych.

Trzeba przyznać, że bohaterem tego szekspirowskiego wieczoru okazał się Młodzieniec, w roli którego wystąpił Andrzej Korkuz. Olśnił nie tylko zachwycone nim postaci na scenie, ale też i rzucił urok na widownię, nie licząc się absolutnie z jej podziałem na osobniczki płci żeńskiej i osobników płci męskiej. Aktor grał głosem, spojrzeniem, gestem, nadając postaci potężną symboliczną wymowę. Ba! Zdetronizował nawet odwieczne mityczne uosobienie Piękna, za jaki uchodzi Wenus, tu w wykonaniu Edyty Soboczyńskiej. Aktorka nadała tej postaci wiele znaczeń i tyle samo zewnętrznego blasku. Podobnie Marta Parfieniuk-Białowicz. Jako Róża, idealnie wygrywała ukryte w niej treści, takie jak Miłość i Piękno do którego dążymy. Ileż w jej gestach było elegancji i namiętności.

Łatwo rozpoznawalną parę stanowiła Czarna Dama, w roli której wystąpiła Edyta Łukaszewicz-Lisowska, uosabiając obiekt pożądania Szekspira. Jej postać emanowała wszystkim, co potrafi zaczarować mężczyznę. Z kolei Rywal- Poeta, w wykonaniu Andrzeja Słowika, to niezwykle przystojny pewny siebie artysta, który jest świadomy swych wartości. Postać zagrana z werwą.

Jest i kolejna szekspirowska para – Amor i Satyr. Amor, niezwykle kolorowy i pełen humoru zagrany przez Dominikę Miękus. Scena, podczas której wyjmuje księgę z dziecięcego wózka nie tylko jest przykładem świetnie zagranego humoru sytuacyjnego, ale także zawiera sporo symboliki. Książki rodzą się tak jak dzieci, i tak samo jak dzieci trzeba je przytulać, kochać i dbać o to, by nie stała się im żadna krzywda. A szekspirowskim Sonetom tym bardziej! I ta, podczas prologu, wyjęta Księga, po otwarciu staje się najważniejszym medium przedstawienia, bo z niej wyłaniają się wszystkie postaci. Warto w tym miejscu dodać, że takich symboli, znaków jest w nim znacznie więcej, bo kiedy spektakl reżyseruje Zbigniew Lisowski to fantastyczną zabawą jest rozszyfrowywanie ukrytych znaków.

Lecz nie zapominajmy o Satyrze! Ten grecki bóg o mieszanej budowie wprowadza na scenę spore napięcie. Chociażby swym strojem i aż nazbyt pełnymi krwistoczerwonymi ustami. Krzysztof Parda, jak zawsze, niezawodny; gra go ciekawymi środkami, wyrażając ciałem wiele emocji.
Ale jest jeszcze Zła Zjawa w wykonaniu Agnieszki Niezgody i Śmierć. Ta ostatnia jak z komedii dell'arte. Anna Katarzyna Chudek świetnie gra, z namalowaną na twarzy maską, kojarzącą się z trupią czaszką jawi się jako postać z natury rzeczy budząca grozę.

Ale to nie koniec. A Błazen wykreowany przez Jacka Pysiaka? Czyż to nie on pojawia się w twórczości Williama Szekspira? Czy to nie on posiada prawo do wyśmiewania ludzkich wad i ganienia człowieczych postaw? Czyż to nie on udziela mądrych rad i dzieli się swoimi przemyśleniami? I czyż to nie nikt inny jak on, podczas spektaklu, zajmując niepoczesne miejsce na proscenium animuje nastroje i poczynania postaci powołanych na scenę? I kto nie inny jak on dialoguje z muzyką skomponowaną przez Piotra Klimka, dookreślając ją? A kto, niczym Prospero, uruchamia ogromną maszynę do robienia wiatru w najbardziej pożądanym momencie akcji scenicznej?

Jacek Pysiak, nie po raz pierwszy staje się prawdziwym scenicznym spiritus movens. Aktor ten, obdarzony niezwykłą wrażliwością i posiadanym warsztatem artystycznym, potrafi nawet trochę demonicznemu Błaznowi nadać wiele ciepła. A dla ludzkich wad – być niezwykle wyrozumiałym.

 

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Toruń
10 października 2019

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia