Miłość w czasach popkultury

"Casablanca Therapy" - 17. Międzynarodowy Festiwal Teatrów A PART

"Opowiem ci historię, chcesz?" pyta Ilse. I dodaje: "Ale nie znam zakończenia"* Michael Curtiz, reżyser "Casablanci", też go nie znał - wybór Bergman był do końca niewiadomą. Tak więc, żadne z nich nie wybrało zakończenia, przekonuje znawca popkultury, Umberto Eco. To koniec ich wybrał. W "Casablanca Therapy" Bojana Jablanovca historia się powtarza. Projekt DNA to niekończąca się opowieść Wybranych. Ale w formie zmutowanej

Deja vu

Film kultowy, według Eco, taki jak „Casablanca”, to sekwencja wyrwanych z kontekstu obrazów. Jest wewnętrznie niespójny - brak mu centralnej myśli przewodniej. Wymyka się spod kontroli reżysera i żyje własnym życiem. A ściślej, życiem innych filmów - bo cytuje znane wątki, postaci, motywy i toposy filmowe. W istocie, „Casablanca” jest  filmami.* To kopia innych kopii.

„Casablanca Therapy” jest również rodzajem deja vu. Performerzy, we własnych słowach, to „victims of love”** (ofiary miłości). A ściślej, klisze nieszczęśliwych miłości - stereotypowe „The Look[s] of Love” (z ang. „o b r a z y/ spojrzenia  miłości”, tu: obrazy) ze standardu, który słychać w tle. Ilustrują zdradę, pogoń za ideałem, przemoc („fuck me gently”** - z ang. „pieprz mnie delikatnie” - takie życzenia urodzinowe wypisuje na własnym ciele jubilatka Króliczek), alternatywę: ‘albo ja albo twoja praca - wybieraj’, samotność i celibat, nieatrakcyjność, dewiacje (do słów i muzyki „Crazy” Gnarls’a Barkley’ego), itp., itd. Wszyscy to już znamy z innych opowieści lub z autopsji - spora część widowni identyfikuje się z „ofiarami miłości”, o czym informuje przez mikrofon. Na co więc czekamy? Dlaczego tkwimy w chorej sytuacji? Dosyć czekania! Postanawia DNA i funduje ofiarom seans terapeutyczny.

Mutacja DNA

Nagie performerki zapraszają widzów na scenę i proszą o uzdrawiający dotyk. Informacje o tym jak i gdzie je dotykać oraz o spodziewanej reakcji na dotyk widza zamieszczają na swoich laptopach. Widzowie - na początku nieśmiało, potem już nieco śmielej - wchodzą na scenę, czytają instrukcję obsługi i trafiają w ich objęcia, wyzwalają ekstatyczne okrzyki, przetaczają się po podłodze, całują i dotykają. Z oczekiwaną wzajemnością. W tle słychać „Touch me” („dotknij mnie”) w wykonaniu… The Doors. Próg fizyczny i psychiczny zostaje przekroczony. Coś pęka na scenie i na widowni. Czujemy radość i wzruszenie. Na koniec zaspokojone performerki dziękują widzom za dotyk. Happy End?

W tym miejscu performans nieoczekiwanie mutuje - porzuca hollywoodzką matrycę. Jako ostatni na scenie pojawia się Króliczek. Jest w peruce i czarnych okularach. I nie ma oczu - ktoś ją oślepił. „The Look of Love”? - spojrzenie/obraz miłości? Króliczek informuje, że po prostu nie dostała tego czego chciała.     

Bo polecenia na laptopach są też swego rodzaju kliszami - fetyszami. To gotowe odpowiedzi, od których zarówno DNA jaki i sztuka performance odżegnuje się i w formie i w komunikacie. Tak więc, kopia kopii (Króliczek) mutuje - uniezależnia się od pierwowzoru Króliczka Playboya. I dlatego nie ma prostej odpowiedzi na to jak ją zadowolić.

Bez granic

Terapia, którą Jablanovec funduje widzom w „Casablanca Therapy” nie bez przyczyny opiera się na kinowej „Casablance”. To film kultowy, a zatem przedmiot kultu - obiekt miłości. Widownia kocha „Casablancę.” A punktem wyjścia do działań Jablanovca i DNA jest rozkochanie widowni właśnie. „Casablanca Therapy”, cytując Jablanovca, chce dotykać widza - podobnie jak inne performanse. Co ją wyróżnia na tle pozostałych, to jeszcze większa chęć bycia dotykaną (i kochaną). Tym samym, kontekst terapii, w którym Casablanca się prezentuje, jest zarazem autentyczny i autoironiczny.  Performans potrzebuje terapii bardziej niż sama widownia. „Być może performans bardziej potrzebuje widowni, niż ona performansu.”*** Aby, relacja: performer-uczestnik mogła zaistnieć, widz musi się przecież „zaangażować.”

Właściwie trudno o lepszą dla performance metaforę niż miłość. Bo miłość to przekraczanie granic - choćby cielesnych, ale także wiedzy i pojmowania. Jaki jest sens w pisaniu, mówieniu, graniu etc. rzeczy, które są znane i zrozumiałe? Twórczość zaczyna się na granicy wiedzy z niewiedzą.**** Również dla Jablanovca, współreżysera „Casablanca Therapy”: „…kiedy docieram do rzeczy, których nie pojmuję i nie potrafię zracjonalizować wtedy wiem, że to będzie dobry projekt. Kreacja wynika z frustracji niewiadomą co dalej robić.”***

W przypadku „Casablanca Therapy” miłość to nie tylko przenośnia. Trawestując tekst przeboju: „I  c a n’ t  make you love me if you don’t.” (z ang.  n i e  m o g ę  zmusić cię do miłości, jeśli mnie nie kochasz), DNA śpiewa bezgłośnie: „I  c a n  make you love me if you don’t”  (a właśnie, że m o g  ę). Może. Widownia powtórnie zakochuje się w „Casablance”. Nie ma wyboru. Jest Wybrana. Trudno to wytłumaczyć.          

* „Cult Movies and Intertextual Collage” Umberto Eco (tłum. M.G.)

**”Casablanca Therapy” DNA

***Bojan Jablanovec w rozmowie z Marketą Faustovą „For me creation starts from the frustration of not knowing what to do”, Dance Zone Prague, Luty, 2011 (tłum. M.G.)

****”Różnica i Powtórzenie” Gilles Deleuze

Monika Gorzelak
Dziennik Teatralny Katowice
20 czerwca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia