Ministerstwo Kultury
Co w kulturze zostało po...?Co w kulturze zostało po rządach PiS i ministra Kazimierza M. Ujazdowskiego?
Patriotyzm jutra w wersji dziecięcej - Parada Niepodległości, Wrocław 2005 r.
W sensie prawnym pozostaną dwie znowelizowane ustawy - o muzeach i o Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich. Jest jeszcze napisany, ale nieprzyjęty przez rząd projekt ustawy o miejscach pamięci narodowej - ideologiczny przejaw nakierowanej na likwidację "śladów komunistycznej dyktatury" polityki historycznej PIS. Zostanie też gotowa i kompletnie odideologizowana nowelizacja ustawy o ochronie zabytków. Miałaby szansę zrewolucjonizować opiekę nad zabytkami i rynek sztuki w Polsce. Pytanie - czy obecny Sejm zdąży ją uchwalić?
Proboszczowie się szkolą
Początki rządów Kazimierza M. Ujazdowskiego w resorcie kultury wiązały się z ofensywą ideologiczną, której najpełniejszym wyrazem był program "Patriotyzm jutra". Od początku był krytykowany za to, że utrwalał stereotypy na temat historii, zamiast otwierać nowe perspektywy. Jednocześnie delikatnymi, ale zdecydowanymi posunięciami minister ograniczał pieniądze na sztukę najnowszą. Nie chodzi o to, że obfita pomoc sztuce współczesnej była wieloletnią tradycją Ministerstwa Kultury, ale pod koniec urzędowania poprzedniego ministra Waldemara Dąbrowskiego ministerstwo zajęło się tą zaniedbaną dziedziną. Rozkręcono program "Znaki czasu", który polegał na zakładaniu lokalnych kolekcji sztuki współczesnej. W ostatnich dwóch latach przyćmiły go wydatki na "Patriotyzm jutra".
Jednak za ministra Ujazdowskiego najwięcej pieniędzy nie poszło wcale na zaspokojenie uczuć patriotycznych, lecz na konserwację i remonty zabytków w Polsce. W roku 2007 przeznaczono na ten cel 100 mln zł, czyli najwięcej od lat. Do tego trzeba dodać fundusze na konserwację zabytków, które płyną z Europy: z Mechanizmu Finansowego EOG i Norweskiego Mechanizmu Finansowego, a także, choć o wiele skromniejsze, pieniądze samorządowe.
Co wyremontowano? Na liście zabytków, które w 2007 r. zasiliło ministerstwo, przytłaczająca większość to kościoły. To oczywiste - kościoły to wielka część zabytkowej substancji w Polsce. Bardziej zaniedbane bywają pałace, nie mówiąc już o zabytkach kultury żydowskiej. Wśród 160 dotacji przyznanych w tzw. drugim naborze z 2007 r. znalazłam jedną na zabezpieczenie ruin synagogi w Wodzisławiu. Tylko że tak funkcjonuje system grantów: żeby coś wyremontować, ktoś musi wypełnić wniosek, a robi to zazwyczaj ten, kto czuje się za zabytek odpowiedzialny i uważa za swój.
Czy ten ogromny zastrzyk pieniędzy konserwatorzy w terenie odczuli na własnej skórze?
Zadzwoniłam do jednej z tzw. delegatur wojewódzkiego urzędu ochrony zabytków. Po reformie administracyjnej z 49 województw zostało 16 i w nich są wojewódzcy konserwatorzy zabytków, reszta to podległe im delegatury. Jeden z kierowników delegatury odpowiedział, że odczuł poprawę - prowadzi coraz więcej szkoleń dla proboszczów, jak wypełniać wnioski o dofinansowanie. Sam nie ma wpływu ani na sposób wydawania pieniędzy z budżetu, ani nie może się o nie starać. - Jest lepiej niż osiem lat temu - mówi - ale najlepiej było w latach 1991-96, kiedy Państwowa Służba Ochrony Zabytków podlegała nie wojewodom, ale Ministerstwu Kultury.
Nie ma ciągłości
Dlaczego więc jest źle, skoro jest tak dobrze? Winna jest reforma z 1996 r., kiedy wyjęto konserwatorów wojewódzkich spod władzy ministerstwa. Od tego czasu w zabytkach jest zapaść, bo konserwator podległy dziś wojewodzie, a nie ministrowi, jest narażony na uleganie wpływom politycznym. Jest często pod naciskiem inwestorów. Bywa, że poddaje się, by żyć w zgodzie z lokalnym establishmentem. Boi się decyzji niepopularnych, np. zablokowania budowy hotelu, który zniszczy pejzaż starego miasta, czy osiedla, które naruszy zabytkową urbanistykę.
Zwiększone nakłady na zabytki to jeszcze nie sposób na powstrzymanie dewastacji. Dlatego ministerstwo przygotowało nowelizację ustawy o zabytkach, która przywraca porządek sprzed 1996 r., czyli wyjmuje konserwatorów z gestii wojewodów i czyni z nich na nowo pracowników Ministerstwa Kultury.
Projekt jest już po konsultacjach rządowych, mógłby wejść pod obrady Sejmu. Mówi Tomasz Merta, wiceminister kultury i generalny konserwator zabytków: - To ustawa kluczowa i systemowa. Służby konserwatorskie są w dramatycznym stanie. Spotkałem się z przypadkiem, że konserwatorzy nie mieli na benzynę, by dojechać do zabytku. Są na głodowych pensjach, stąd ich duża rotacja, a podstawą działania w tym zawodzie powinna być ciągłość.
Ustawa jest ważna także z innego powodu - przyniosłaby gruntowne zmiany na rynku sztuki. Projekt bowiem liberalizuje zasady wywozu dzieł sztuki z Polski. Ludzie zajmujący się sztuką czekali na to od lat. Obecna ustawa jest restrykcyjna. Zabrania wywozu z Polski praktycznie każdego zabytku, a także dzieł sztuki współczesnej, jeśli mają więcej niż 55 lat. U jej źródła jest głębokie poczucie niesprawiedliwości, jaką były straty wojenne, które uczyniły z Polski kraj biedny i zacofany. Jednak dalsze utrzymywanie takiego prawa w otwierającej granice Europie nie jest możliwe.
Marszandzi i antykwariusze, jeśli chcą wywieźć z Polski przedmiot o cechach zabytku, muszą się starać o pozwolenie ministra kultury. - Choć w większości zgodę otrzymują, to jednak staranie się o takie pozwolenie to chodzenie od Annasza do Kajfasza - mówi Adam Konopacki, ekspert rynku antykwarycznego. - Najpierw otrzymuje się z reguły odmowę, od której dopiero można się odwoływać. Ponadto do wywozu dzieła sztuki trzeba mieć wycenę rzeczoznawcy i od tej kwoty zapłacić 25 proc. opłaty skarbowej. Jeśli obraz jest wart np. 400 tys., trzeba wpłacić 100 tys. zł - mówi.
Ceny szybują
To nie koniec utrudnień. By wywieźć z kraju cokolwiek, co przypomina dzieło sztuki, trzeba mieć zaświadczenie, że rzecz zabytkiem nie jest. - Dzisiaj nawet jak wywożę namalowany przed rokiem obraz Marcina Maciejowskiego, muszę najpierw uzyskać papierek, że wolno mi go wywieźć. Jeśli proces się odurzędniczy, byłaby to zmiana na lepsze. Przyniosłaby korzyści skarbowi państwa, bo ułatwiłaby obrót sztuką - mówi Jan Michalski z galerii Zderzak w Krakowie. - Zdarza się, że ktoś z zagranicy rezygnuje z kupna obrazu, bo załatwienie formalności trwa kilka dni.
Według projektowanej ustawy obowiązek uzyskiwania pozwoleń na wywóz i zaświadczeń ma zniknąć, haracz na rzecz skarbu państwa również. Choć ograniczenia nie znikną do końca. Barierą pozostanie ciągle wiek dzieła sztuki i jego wartość. Np. jeśli obraz wart będzie ponad 10 tys euro. i będzie miał więcej niż 50 lat, trzeba będzie się starać o pozwolenie wywozu.
Nowa ustawa zadowoli antykwariuszy, ale zastrzeżenia zgłaszają osoby zajmujące się sztuką najnowszą.
- Ceny dzieł sztuki poszybowały - mówi krakowski marszand Andrzej Starmach. - 10 tys. euro to śmieszna kwota. Ceny obrazów Tadeusza Kantora z lat 50. wahają się dzisiaj od 30 do 50 tys. euro.
- Jestem za zniesieniem wszelkich zakazów wywozu dzieł sztuki za granicę - mówi Michalski - z klauzulą, że największe muzea miałyby prawo weta lub pierwokupu. Ale myślę, że ten projekt to pierwszy krok w stronę normalizacji rynku. Następnym powinno być jego całkowite otwarcie.
Jeśli ustawa trafi do tego Sejmu. I jeśli Sejm nie zostanie rozwiązany. - Sądziłem, że ustawa zostanie uchwalona w październiku - mówi Tomasz Merta. - Teraz trudno cokolwiek przewidzieć. Jestem umiarkowanym optymistą. Zmiany były od dawna postulowane przez środowisko konserwatorów, a prace nad przygotowaniem tej ustawy trwały już za ekipy SLD.
Gdyby polityczna zawierucha miała zdmuchnąć tę apolityczną ustawę, byłaby to wielka strata.