Misterium męki twórczej

"Kreacja" - reż. Jarosław Tumidajski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Nadwrażliwość bywa zgubna. Artysta jako jednostka o na ogół bardziej kruchej konstrukcji wewnętrznej niż reszta społeczeństwa jest narażony na rozmaite ciosy, ale też wpływy. Wystawiona na najmniejszej scenie Teatru Wybrzeże "Kreacja" Ireneusza Iredyńskiego pokazuje, że granicę okrucieństwa przekroczyć można bardzo łatwo.

Jesteśmy gośćmi na wernisażu. Fragment przestrzeni foyer wydzielono metalową konstrukcją, na której zawisły dziesiątki czarnych pokrowców na ubrania. Mogłaby znaleźć się w nich niejedna kreacja, jednak pozostają puste. Pośrodku tej tymczasowej galerii sztuki ustawiono stolik z ekranem w formie blatu, na nim butelkę z cieczą mniej lub bardziej imitującą wódkę. Wśród widzów daje się zauważyć lekkie zniecierpliwienie. "Stoimy jak kołki", mówią. Wtem do towarzystwa dołącza mężczyzna w skórzanej kurtce (Robert Ninkiewicz), który ciekawie rozgląda się po otoczeniu, po chwili zabiera głos. Jest Panem, który z przeciętnego malarza kopisty (Marcin Miodek) chce zrobić wielką personę świata sztuki. Od tej pory artysta będzie podlegał jego ciągłej manipulacji - zmieni imię na Nikt. Zostajemy wprowadzeni do historii, której ciąg dalszy rozegra się już w Czarnej Sali.

Przestrzeń najmniejszej sceny Teatru Wybrzeże wydaje się idealna do działań eksperymentalnych. Nie inaczej jest tym razem. Zauważalny od wejścia brak tradycyjnego podziału na widownię i scenę od razu sugeruje, że, chcąc nie chcąc, musimy spodziewać się uczestnictwa w spektaklu zamiast biernego i bezpiecznego jego obserwowania. Istotnie, pokój wypełniają metalowe stoły rozstawione na kształt litery U, z porozkładanymi - pustymi bądź jeszcze pełnymi - butelkami po alkoholu, przy których zasiadamy jako współbiesiadnicy. Przez kolejne półtorej godziny trójka aktorów - Robert Ninkiewicz, Marcin Miodek oraz Marta Herman - skutecznie zadbają o to, by wyciągnąć widzów ze strefy komfortu. Ale tak naprawdę zagadywanie publiczności czy wskakiwanie na stoły, które miało sprawić, że poczujemy się niewygodnie i staniemy się częścią gry, nie powinno oderwać uwagi od fabuły. Nikt jako ten młody i naiwny w zamian za korzyści materialne i wypromowanie siebie, poddaje się tytułowej kreacji, aktowi ponownego stworzenia. Pan nie tylko mówi mu, co ma malować, ale układa jego biografię. Miodek w swojej roli jest egzaltowany, czasem aż nazbyt, ale pasuje to do postaci, którą kreuje - przewrażliwionej, prześladowanej przez lęki, wizje, ratującej się na przemian wódką i środkami psychotropowymi. Jest jak dziecko błądzące we mgle (scena z dmuchanym kołem do pływania), naiwny, zapatrzony w Pana ("Wierzę w ciebie, Panie"). Na przeciwnym biegunie stoi charyzmatyczny Ninkiewicz i to on najbardziej przykuwa uwagę, wyraźnie wybija się aktorsko.

Nieustannie przywoływane są wątki biblijne - cóż się dziwić, w końcu jedną z książek, które Pan nakazał swojemu podopiecznemu uznać za przewodniki po nowym życiu, było Pismo Święte. Nikt pragnie więc namalować współczesną wersję drogi krzyżowej z ludźmi biednymi, z marginesu społecznego, towarzyszącymi Jezusowi w ostatniej drodze. Sam spektakl jest swego rodzaju drogą krzyżową - usadowieni za długimi stołami mamy przed sobą na podłodze reprodukcję "Ostatniej Wieczerzy" Leonarda da Vinci, której uczestnikami, wydaje się, jesteśmy. Z głośników odczytywane są kolejne stacje tej wędrówki, której kres, jak i początek, nastąpi we foyer i przyniesie rozwiązanie zagadki nieznanego dotąd oblicza Chrystusa.

Pomimo wyraźnego wyczerpania pomysłów inscenizacyjnych w fazie końcowej spektaklu, czego dowodem jest choćby zupełnie bezcelowe obnażenie Miodka, przedstawienie robi wstrząsające wrażenie. Największy udział ma w tym koncepcja scenograficzna Mirka Kaczmarka. Reżyser Jarosław Tumidajski za pomocą historii o machinie sponsorsko-krytycznej nawiązuje do dawnych mecenasów sztuki, opłacających artystów i oczekujących w zamian uhonorowania ich w swoich dziełach. Można ją jednak przenieść również na grunt współczesny i rozmowy na temat finansowania sztuki z pieniędzy publicznych. W takim przypadku napisana przez Iredyńskiego w 1984 roku "Kreacja", wydaje się zaskakująco aktualna.

Agnieszka Domańska
Internetowy Magazyn Teatralia
10 lutego 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia