Mistrz Zen, czyli witajcie w naszej bajce

"Akademia Pana Kleksa" - reż. Piotr Sieklucki - Teatr Nowy Proxima

Najnowsza premiera Teatru Nowego Proxima w Krakowie - "Akademia Pana Kleksa" Jana Brzechwy w reżyserii Piotra Siekluckiego - to dla jednych nostalgiczny powrót do lat 80., gdy filmy Krzysztofa Gradowskiego wskrzesiły szalonego nauczyciela dla zbiorowej wyobraźni, a dla drugich - objawienie tej postaci we współczesnym, multimedialnym, popowym i kolorowym świetle. Już przekraczając próg budynku przy ul. Krakowskiej 41 wkraczamy w bajkową rzeczywistość - asystenci pana Kleksa rozdają piegi. A później, wdrapując się na trzecie piętro po krętych schodach, idziemy w towarzystwie baniek mydlanych.

Spektakl ma formę zajęć niczym warsztaty zen, lekcje jogi albo ćwiczenia sztuk walki. Sama przestrzeń jednak bardziej przypomina wybieg z pokazu mody - co nie dziwi, biorąc pod uwagę kostiumy zaprojektowane przez Łukasza Błażejewskiego. Wyglądają jak kreacje

haute couture, propozycje Johna Galliano, Jeana Paula Gaultiera albo domu mody Diora. Jest kampowo i kolorowo. Choć te stroje często zahaczają o tradycje Dalekiego Wschodu, mają baśniowy sznyt i idą pod rękę z poczuciem humoru (by wspomnieć śpiochy w jednorożce, które do snu nosi Pan Kleks), to wszystkie są dopracowane i wizualnie wysmakowane.

Twórcy przygotowali spektakl, który oczarowuje tak starszych, jak i młodszych. Ambroży Kleks (zabawny Tomasz Schimscheiner) uwolnił się od kreacji Piotra Fronczewskiego z słynnego cyklu filmów. Trochę z niego szarlatan, a trochę fajtłapa. Trochę iluzjonista, a trochę jogin i mistrz zen. Ale nie jest tak, że spektakl zupełnie zrywa łączność z Panem Kleksem znanym z wielkiego ekranu. Wystarczy wspomnieć, że na przedstawienie składają się piosenki, którymi pokolenie roczników osiemdziesiątych zostało uwiedzione przez filmy z tej serii - "Witajcie w naszej bajce", "Meluzyna", "Kaczka dziwaczka", "Ratujmy kosmos". Wszystko w nieco bardziej współczesnym brzmieniu, które - choć nie porzuca syntezatorowych dźwięków - wzbogacone jest np. o klubowe techno. Ale jest też coś dla fanów samego Piotra Fronczewskiego - piosenka "Ja jestem King Bruce Lee karate mistrz". Więc nie ma wątpliwości, że twórcy doskonale wiedzą, jak wykorzystać sentyment trzydziestolatków do czasów swojego dzieciństwa i - szerzej - modę na lata 80. A dla nieco młodszych jest cała gama trików ze znanego im świata animacji i gier komputerowych - czyli wizualizacje, które budują sceniczną przestrzeń.

Ale spektakl staje się ciekawym punktem wyjścia do rozmowy z najmłodszymi o inności i niepełnosprawności (lalka Alojzy, nieporadnie radzący sobie przy stole albo szpak Mateusz, w którego ciele jest uwięziony młody książę lub kaczka dziwaczka), o obcych kulturach (metody leczenia doktora Pai Chi Wo albo pojawiający się nagle "Arab z bajki"), ekologii (piosenka "Ratujmy kosmos"), uzależnieniu (zażywanie piegów). Tym, którzy chcą zaprotestować i mówić o zbyt dalekim przepisywaniu pierwowzoru, przypomnę od razu, że wielu badaczy literatury traktuje tekst z 1946 roku jako próbę odreagowania przez Brzechwę traumy II wojny światowej. Sama akademia (z segregowaniem chłopców - mogli tam być tylko młodzieńcy o odpowiednich cechach fizycznych oraz z imieniem rozpoczynającym się na literę "A" - i dziećmi wychodzącymi przez komin) uchodziła za metaforyczne przedstawienie... obozów koncentracyjnych. Z kolei słynny marsz wilków zalewający kraj miał być niczym hitlerowska armia, a czapka zwana niewidką przypominała kształtem żydowską jarmułkę, która miała ratować życie, a stała się - podobnie jak dla wielu w czasach II wojny światowej - przekleństwem. Radosne "Witajcie w naszej bajce" więc jest tak naprawdę powitaniem nie w baśni, a w rzeczywistości tu i teraz, ze wszystkimi jej kolorami. Niech ten śmiech i zabawa was nie zwiodą.

Łukasz Gazur
Dziennik Polski
21 września 2018
Portrety
Piotr Sieklucki

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia