Mistrzowski tandem

"Ludzie i anioły" - reż: Wojciech Adamczyk - Teatr Współczesny w Warszawie

Jakie są powody tak wysokiej frekwencji widzów na granej od blisko trzech lat z dużym powodzeniem sztuce "Ludzie i Anioły" w warszawskim Teatrze Współczesnym?

"Ludzie i anioły" to chyba przede wszystkim nie pozbawiona jasnego przekazu oraz poczucia humoru komedia, tragifarsa, napisana przez Wiktora Szenderowicza, której uniwersalny temat, dotykający refleksji związanych z dokończeniem ziemskiego życia i "przejściem na drugą stronę" jest doskonałym materiałem inscenizacyjnym.

Do mieszkania Iwana Paszkina (Sławomir Orzechowski) przychodzi pod pretekstem przeprowadzenia spisu powszechnego ludności niejaki Stroncyłow (Andrzej Zieliński), wyglądający i stwarzający pozory urzędnika. Seria pytań zadawanych gospodarzowi przez Stroncyłowa służy jedynie potwierdzeniu faktów z życia, jak się okazuje, doskonale znanych tajemniczemu gościowi. Ów zagadkowy przybysz to reprezentujący samego Szefa Anioł Śmierci, który zjawił się, aby przygotować i następnie z pomocą Anioła Likwidatora, przenieść Paszkina na tamten świat.

I właśnie z tą niespodziewaną wizytą zaczyna się intrygująca, nie pozbawiona elementów ruchowych, uzupełnianych licznymi gestami i mimiką twarzy, konwersacja między dwojgiem aktorów, będąca filarem całego przedstawienia. Sławomir Orzechowski, w roli znerwicowanego i cynicznego Paszkina, to prawdziwa lekcja aktorskiego zawodowstwa. Słyszałem nawet przypadkowo po spektaklu komentarze widzów, że "Orzechowski zagrał całym sobą..., nawet jak nic nie mówił, to grał". Rola moskiewskiego cwaniaka, gotowego na każdy układ, byle uratować własną skórę, to bez wątpienia jedna z Jego popisowych ról; momentami odnosiłem nawet wrażenie, że aktor aż za nadto próbował wcielać się w tę postać i po prostu stał się Paszkinem.

Podobnie jak w przypadku chociażby ról w "Księżycu i magnoliach", również i w tym przedstawieniu, aktorski tandem Orzechowski-Zieliński gwarantuje, poprzez swoją wiarygodną grę, dobrą atmosferę i zabawę na widowni. Andrzej Zieliński fantastycznie sprawdził się w roli lubiącego wypić, pozornie nieskazitelnego, aczkolwiek nie do końca uczciwego Anioła; okazuje się w rezultacie być osobnikiem ulepionym z takiej samej gliny, co Iwan Paszkin.

Prawie niezauważalna w całości spektaklu była rola Notariusza, w wykonaniu Zbigniewa Suszyńskiego; trochę to przykre, bo aktor od lat obecny na scenach teatralnych i w filmie mógłby może bardziej namacalnie wykreować swojego bohatera.

Atmosferę dobrego nastroju w obcowaniu z niezwykłą historią Paszkina podsycają natomiast Leon Charewicz, w roli Lekarza, Michał Piela, jako Sanitariusz, oraz Janusz R. Nowicki, w postaci Anioła Likwidatora.

„Ludzie i anioły”, w reżyserii Wojciecha Adamczyka, to ciekawie skonstruowana i zabawna sztuka. Jak widać z wysokiej frekwencji, nawet w środku tygodnia roboczego, jest też realizacją chętnie polecaną znajomym. I pewnie to dobrze, bo kreacje budowane przez panów Orzechowskiego i Zielińskiego warte są poświęcenia czasu na kolejną wizytę w teatrze przy Mokotowskiej.

Michał Janusz
Teatr dla Was
30 stycznia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia