Mit nienaruszony

"Chopin kontra Szopen" - reż. Mikołaj Grabowski - Stary Teatr w Krakowie

W swoim nowym spektaklu Grabowski wprowadza na scenę Chopina-pomnik i Szopena-człowieka. Niestety, wywrotowy potencjał tego zestawienia grzęźnie w gagach i banałach. Jesteśmy świadkami przewartościowania kanonu autorytetów, które objęte były swoistym immunitetem, bezrefleksyjną czcią

Nie wchodząc w ocenę argumentów, wystarczy wspomnieć żarliwą debatę wokół książki Artura Domasławskiego, któremu nie szczędzono zjadliwych komentarzy, czy trwający obecnie ostry spór wokół książki Agaty Tuszyńskiej "Oskarżona Wiera Gran", której zatrzymania nakładu i wycofania ze sprzedaży domaga się syn Władysława Szpilmana. W obu przypadkach nie chodzi o kompromitację Kapuścińskiego, Szpilmana czy Gran, ale zwrócenie uwagi na niebezpieczeństwo odmawiania autorytetom ludzkich zachowań, bezkrytyczne stawianie ich na piedestale w służbie narodowej moralności. W tej atmosferze postać Chopina jest szczególnie "atrakcyjna" dla wszelkich artystycznych operacji krytycznych, ponieważ w powszechnej świadomości funkcjonuje on jako własne popiersie - bezosobowy, za to niewątpliwie wielki człowiek.

Na scenariusz spektaklu "Chopin kontra Szopen" składa się wiele elementów biograficznych - historia romansu z George Sand i romantyczna podróż do Hiszpanii, ciężka choroba, wieloletnia przyjaźń z Julianem Fontaną oraz historia Karoliny Czernickiej, która prawdopodobnie sfałszowała listy Chopina do Delfiny Potockiej, a później próbowała ogłosić tę korespondencję jako oryginalną. Grabowski wprowadził na scenę dwóch bohaterów - Chopina (Krzysztof Zawadzki) i Szopena (Marcin Kalisz). Ten pierwszy w obowiązkowej peruce, fraku, grany szerokim gestem, bardziej deklamuje niż mówi, deklaruje niż czuje. Szopin to dla odmiany młody chłopak w jeansach i swetrze, nieco pogubiony, poddawany na scenie procesowi odbrązowienia - to jemu lekarze ściągają koszulkę do badania, on pluje krwią, wreszcie to on, a nie Chopin, protekcjonalnie traktuje oddanego przyjaciela Fontanę (Leszek Piskorz), wydając kolejne rozkazy, informując o swoich zachciankach, zrzucając nań odpowiedzialność za sprzedaż kolejnych utworów.

Mamy więc dwie, wykluczające się wizje: Chopin jako pomnik, zimny i niedostępny oraz "swojski", zwyczajny, zagubiony młody chłopak. Niestety, w spektaklu wizje te istnieją obok siebie, nie zagrażając sobie nawzajem.

Spektakl otwiera scena akademii ku czci - przy fortepianie siedzi dziewczynka w galowym stroju, obok mężczyzna i kobieta z powagą recytujący wiersze "W Żelazowej Woli" i "Zaczarowany fortepian". Grabowski ironicznie pokazuje, jak utrwalono pozycję Chopina jako wielkiego Polaka i w jaki sposób, jego zdaniem, nie powinno się o nim opowiadać. Trudno odmówić reżyserowi racji, choć sama diagnoza nie należy do najbardziej szokujących. Skompromitowana jest również badaczka Pani Chopinolog (Monika Jakowczuk), wiecznie za biurkiem, nad herbatą w szklance, zaczytana w tomach poświęconych życiu kompozytora. Ujmując tę postać w sposób skrajnie groteskowy Grabowski zdaje się również odrzucać dyskurs naukowy, historiograficzny, jako jedną z alternatywnych dróg odkrycia "prawdy" o Chopinie.

Inny poziom narracji wprowadzają postaci Prezentera (Krzysztof Zarzecki) i Prezenterki (Marta Ojrzyńska), którzy prowadzą widza przez kolejne epizody z życia Chopina, zapowiadają sceny, przybliżają daty i miejsca zdarzeń. Istnieją pomiędzy rzeczywistością Chopina i Szopena, Pani Chopinolog i pozostałych postaci. Ich funkcja w spektaklu jest zresztą niejasna - mają być trochę gospodarzami wieczoru, trochę narratorami opowieści, ale w efekcie są jedynie aktorską ironiczną puenta do scen.

Trudno zrozumieć wiele decyzji reżyserskich Grabowskiego, tym bardziej, że w spektaklu daje on wielokrotnie do zrozumienia, że dostrzega możliwości krytycznego spojrzenia na konstruowanie pozycji Chopina w narodowej świadomości. Nawet jeśli wprowadza intrygujące postaci, to za chwilę je porzuca, przerywa monologi w połowie, kreując na scenie chaos. Bez konsekwencji pozostaje opowieść o Karolinie Czernickiej, która ogłosiła, że jest w posiadaniu erotycznej korespondencji między Chopinem a Delfiną Potocką. Paulina odczytuje fragment rzekomego listu, w którym, poprzez niezbyt wyszukane metafory, Chopin miał porównywać akt seksualny do aktu twórczego. Przaśny humor sceny jest dla Grabowskiego ważniejszy od informacji, że Czernicka zapadła na chorobę psychiczną utożsamiając się zarówno z Chopinem, jak i jego kochanką, co potencjalnie mogłoby przybliżyć współczesnemu odbiorcy pozycję Chopina w ówczesnym świecie artystycznym czy świadomości społecznej. Postać Czernickiej interpretacyjnie nie wychodzi poza ramy nieszkodliwej fanki, opętanej seksualną obsesją.

Najbardziej paradoksalną decyzją jest jednak wprowadzenie na scenę postaci Gombrowicza (Krzysztof Stawowy), który w krótkim monologu w scenie pogrzebu Chopina próbuje obnażyć potrzebę wybierania moralnych autorytetów, w ostrych słowach ocenia, że obsesyjne stawianie pomników wynika z kompleksów i zbiorowej niepewności, braku poczucia własnej wartości. Z niezrozumiałych powodów Prezenter ucisza go i Gombrowicz schodzi ze sceny w połowie zdania. W tym geście Grabowski nieświadomie ujął własną strategię przemilczania potencjalnie wywrotowych tematów, w zamian za utrzymywanie spektaklu w obrębie politycznej poprawności. Myśląc o reżyserskiej karierze Grabowskiego, sceniczny gest uciszenia Gombrowicza wpędza w konfuzję.

Trudno więc powiedzieć, co jest przedmiotem spektaklu - wyszydzeniu ulega bowiem nie tylko samo myślenie o kompozytorze, czy jego sceniczna reprezentacja, ale i wszelkie strategie narracyjne. Spektaklowi brak wyrazu, śladu ryzyka czy zmagania się z postacią Chopina. Nawet tytułowy konflikt między dwoma wyobrażenia jawi się dość mgliście - aktorzy ledwie zarysowują swoje postaci, a stawiane co chwilę przez reżysera puenty skutecznie uniemożliwiają zbudowanie dwóch sprzecznych ze sobą wizji. O ile Zawadzkiemu łatwo przychodzi aktorski patos i deklamacja, o tyle Kalisz wydaje się całkowicie bezradny wobec marnego tekstu i braku zadań aktorskich. Zamiast wypowiedzi artystycznej, wyszło reżyserskie podśmiechiwanie się.

Marta Bryś
Dwutygodnik
1 grudnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...