Mix operetkowy

"Piękna Helena i inne" - reż: Maciej Wojtyszko - Opera Śląska w Bytomiu

Operetki nie są na topie. Trudno spotkać młodych ludzi na tego rodzaju spektaklach. Patrząc w przyszłość, jasnym staje się, że trzeba sobie młodego widza pozyskać. Przy okazji w sposób, który nie urazi konesera. Opera Śląska najprawdopodobniej wychodząc z takiego założenia, prezentuje nam najnowszą swą produkcję - "Piękna Helena i inne" czyli operetta mixta.

„Piękna Helena” Offenbacha opowiada historię znaną nam z mitologii, gdzie Parys, rozstrzygając spór trzech bogiń na korzyść Afrodyty otrzymuje od niej obietnicę zdobycia najpiękniejszej kobiety na ziemi. Niefortunnie jest to Helena, żona Menelausa. Romans Parysa i Heleny oraz ich późniejsza ucieczka staje się zaczątkiem wieloletniej wojny trojańskiej. W prezentowanej przez Operę Śląską „Pięknej Helenie i innych” historia poddana zostaje pewnym modyfikacjom. Owszem, mamy wcześniej wspomnianych: Helenę (Sabina Olbrich-Szafraniec) i Parysa (Patrycy Hauke), ale do tej pary dołączają jeszcze na scenie: prorok Kalchas (Włodzimierz Skalski) zakochujący się w przechodzącej właśnie Aidzie (Aleksandra Stokłosa), a także Rudolf (Maciej Komandera) i I Primadonna (Joanna Kściuczyk-Jędrusik). Gorączkowo uwijają się Pracownicy Techniczni (Janusz Wenz, Witold Dewor), których wpływ na fabułę bywa nierzadko znaczny. Wykorzystywane są fragmenty utworów m.in. Lehara, Mozarta, Pucciniego, Straussa, Verdiego. Na scenie przez dwa akty obserwujemy sercowe perypetie bohaterów, których uczucia nie są od początku wykrystalizowane, a bywa nawet, że ich stałość pozostawia wiele do życzenia. Bez obaw, wszystko kończy się dobrze. Przynajmniej, jeśli chodzi o fabułę. 

Scenografia jest miła dla oka. Antyczne rzeźby, kolumny oplecione zielonym bluszczem. Na środku sceny szemrze cichutko fontanna. Delikatne światło wydobywa z mroku scenę, dając wrażenie przestronności, a jednocześnie przytulności. Przy fontannie jakiś poeta tworzy z pasją. Wchodzi Pierwsza Primadonna, której zgasła świeca. Elektryczna, na bateryjkę, więc spodziewać się możemy podstępu. I całkiem słusznie. Bo scena ta nie pochodzi bynajmniej z „Pięknej Heleny”, a z „Cyganerii” Pucciniego. Im dalej, tym więcej wątków z innych oper i operetek zostaje dodanych. Trzeba przyznać, że korzystanie z tak dużej liczby dzieł staje się przytłaczające. Pomimo tego, że akcja toczy się według pewnego zamysłu, a zatem rządzi się swoistą logiką, w ogólnym odbiorze otrzymujemy przysłowiowy groch z kapustą.

Większość solistów spisuje się zadowalająco. Co do jakości wykonania zastrzeżenia można mieć jednakże do tenorów. Dodatkowo, w konsternację mogą wprawić usilne próby rozbawienia widza. Twórcy spektaklu postąpili bardzo ryzykownie eksperymentując zarówno z formą jak i treścią. Stworzono nową fabułę, przemieszano postaci i arie, wprowadzono groteskowe stroje i rekwizyty. Publiczność nie ma pewności, czy przedstawienie już się rozpoczęło, czy trwa, czy też nie, ponieważ w rozmaitych momentach pojawiają się nagle technicy niosący drabinę lub szczotki. Zbyt dużo tych nowości, zbyt dużo zamieszania. Widz nie ma na czym oprzeć własnej interpretacji.

Z ciężkim sercem przychodzi ocenienie „Pięknej Heleny i innych” jako inscenizacji na niezbyt wysokim poziomie. Przede wszystkim z powodu ogromu pracy, jaki został włożony w to przedsięwzięcie. Niestety, spektakl ten skierowany do konesera wzbudzi u niego co najwyżej rozczarowanie, ponieważ arie powyrywane z kontekstu i wciśnięte w sztucznie stworzoną fabułę tracą większość ze swego uroku. Z kolei młody widz nie będąc w stanie odnaleźć się w gąszczu odniesień do tylu rozmaitych dzieł, może poczuć się zniechęcony.

Agnieszka Burek
Dziennik Teatralny Katowice
3 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...