Mocne wejście siekiery

"Wrócę przed północą" - reż. Mirosław Bieliński - Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

Żyjącym w lęku z powodu otaczającej rzeczywistości można śmiało polecić jako terapię, wizytę w kieleckim teatrze i obejrzenie spektaklu "Wrócę przed północą". Można się tam pobawić z zupełnie innych powodów, a przede wszystkim pośmiać.

Mirosław Bieliński, jako reżyser, specjalizuje się w komediach wychodząc z założenia, że poza publicystyką i głębią przemyśleń widzowi potrzebna jest też zwykła zabawa. Horyzontów ona nie poszerza, ale pozwala się odstresować. I taki właśnie jest jego najnowszy spektakl.

Nieznana w Polsce sztuka Petera Colleya to zgrabna opowiastka z serii tych, którymi w czwartkowe wieczory raczyła nas telewizja w teatrze Kobra. Małżonkowie Greg i Jenny sprowadzają się do starego domu na wsi, by ona mogła odpocząć i nabrać sił po załamaniu nerwowym. Opowieści o duchach i zbrodniach w domu i okolicy popełnionych, snute przez jedynego sąsiada Georga, nie pomagają w tym wcale. Stan Jenny pogarsza się, kiedy w domu zjawia się siostra Grega, Laura, kobieta, której rekonwalescentka z uzasadnionych powodów szczerze nienawidzi.

W pierwszym akcie powoli zawiązuje się intryga, by w drugim błyskawicznie przyspieszyć kończąc kaskadą pomysłów, można powiedzieć, że w finale trup goni trupa. "Wrócę przed północą" to błyskotliwe dialogi, czarny humor, czasami rubaszne żarty, zapewne także dzięki tłumaczce wywołujące szczery śmiech.

Bieliński poprowadził aktorów w stronę groteski, przerysowując postaci, kazał im grać bardzo ekspresyjnie i trzeba przyznać, że wszyscy: Ewelina Gronowska, Łukasz Pruchniewicz, Janusz Głogowski, Beata Wojciechowska oraz duch pustelnika poradzili sobie z tym dobrze bawiąc i strasząc. Bo jak na prawdziwym horrorze bać się można było i kilka scen mimo całej umowności sytuacji wywoływało napięcie. Zasługa to z pewnością scenografki Bożeny Kostrzewskiej, która stworzyła ponure, pełne trupów (zwierzęcych) wnętrze, Pawła Piotrowskiego, który zadbał o oprawę muzyczną umiejętnie budując nastrój grozy oraz Pauliny Góral, której operowanie światłem tę grozę potęgowało.

Trzeba też zauważyć, że rolę strzelby wiszącej na ścianie (jak wiadomo musi ona na końcu sztuki wystrzelić) przejęła kamienna siekiera. Strzelba wypaliła już w pierwszym akcie, a siekiera doczekała się swojego wejścia w ostatniej chwili i było to wielkie wejście.

Lidia Cichocka
Echo Dnia
8 grudnia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...