Moda w teatrze

"Mitologie" - reż. Paweł Świątek - Teatr Polski we Wrocławiu

"Mitologie" Teatru Polskiego we Wrocławiu w reżyserii Pawła Świątka to spektakl udany przez swoją oryginalność i świeżość.

W styczniu Karl Lagerfeld, organizując pokaz mody w Paryżu, stworzył dla modelek wybieg przypominający las ze Snu nocy letniej Szekspira - w lutym Paweł Świątek przygotował pokaz mody w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Mitologie Jękota pod pretekstem tekstu Rolanda Barthesa to spektakl udany przez swoją oryginalność i świeżość.

Przedstawienie Pawła Świątka nie ma nic wspólnego z Parandowskim. Słowo "mitologie", jest tu tylko pretekstem do rozważań na temat tego, co dzisiaj, w XXI wieku - wieku massmediów i popkultury, jest jeszcze święte i prawdziwe, a co medialnie napompowane dla zwykłej komercji. W świecie, w którym pogrzeb papieża staje się wydarzeniem medialnym, próżno więc poszukiwać metafizycznych uniesień. Sfera sacrum ulega demitologizacji - podczas pochówku Jana Pawła II mówi się o kreacjach gości, uwagę przyciąga kuriozalna stylizacja Lady Gagi, a symboliczne zamknięcie księgi traktuje się jako zabieg wyreżyserowany - z drugiej strony mitologizuje się sferę dotąd profetyczną, bezwartościową papkę - pozującym do zdjęć modelkom przypisuje się znaczące role i sugeruje, że ich wyraz twarzy musi znaczyć coś wielkiego.

Fabuła miesza aspekty sacrum i profanum bardzo zgrabnie, w czym pomaga wymowna scenografia. Na środku sceny znajduje się masywny wybieg dla modelek, a w jego sercu prosta trumna, przypominająca tę, w której pochowano Jana Pawła II. Całość scenografii, jak i kostiumów jest utrzymana w monochromatycznych barwach. Szczególnie ciekawie pomyślano kreacje - to stroje przypominające prace najlepszych projektantów światowej mody, do tego subtelnie stylizowane na habity zakonnic.

Warstwę lingwistyczną spektaklu tworzy trafny tekst Jękota, a w nim szczególnie aktorsko podrasowane trzy monologi - Skibińskiej, gościnnie występującej Gorol i debiutującej w tym sezonie w Teatrze Polskim Woźnickiej. Nie mają sobie równych. Bawią, zaskakują i przygniatają formą. Postacie Ewy, Joanny i Małgorzaty swobodnym językiem opowiadają o śmierci papieża, pracy modelki i kibicach piłki nożnej, co chwilę zastygając w co bardziej wymuszonych pozach.

Świątek naigrywa się z napuszonego świata mody i projektantów - miesza świat modelek ze światem sakralnym. Piękne, wychudzone, reagujące na pstryk migawki jak psy Pawłowa kobiety, kontrastuje z milczącymi zakonnicami Bannabikira. Szczyszczaja i Chorosińskiego wrzuca w skrojone na miarę garnitury, czyniąc ich narratorami spektaklu i jednocześnie projektantami, stojącymi po obu stronach wybiegu. Modelki opisuje jako przesadnie wymuskane, ale też nieszczęśliwe przez to, jak miałkie jest to, czym się zajmują. Jednocześnie przełamuje reżyser myślenie o modelkach jako nieskazitelnych posągach urody i klasy - sprowadza na ziemię zahipnotyzowaną publiczność, wpatrzoną w dumnie kroczące po wybiegu kobiety, zrzucając Skibińską ze sceny z hukiem. Aktorka upada zawodowo, wywołując na premierze dylematy widzów - czy spadła intencjonalnie czy po prostu przewróciła się z powodu niebotycznie wysokich szpilek?

Gigantyczne obcasy to wyzwanie rzucone aktorkom - Baranowskiej, Skibińskiej, Gorol i Woźnickiej. Poza nimi w teatralnym pokazie biorą udział także zawodowe aktorki, które umiejętność poruszania się w tak wymyślnym obuwiu opanowały do perfekcji, przez co wyraźnie odstają od swoich współtowarzyszek, które z wybiegiem nie miały wiele wspólnego. Niemniej jednak - aktorki radzą sobie całkiem nieźle, ale przecież nie o to chodzi.

Świątek chce pokazać, że zarówno decyzja o pracy w modelingu, jak i ta o dobrowolnym zamknięciu się w zakonie, może być równie trudna. Choć pozornie to zupełnie dwa inne rodzaje wyrzeczeń - oba wymagają cierpliwości, samozaparcia i poświęcenia własnego ciała. Sądzę, że to nie aż tak dalekie skojarzenie, jak mogłoby się wydawać - modelki i zakonnice karmione są dogmatami i muszą je przyjmować, żeby ich działalność była sensowna i wydajna. Za pomocą tych niedorzecznych porównań reżyser opowiada o upadku ideałów w świecie i niepodważalnym zwycięstwie telewizji, photoshopa i popkultury. To niespotykana ironia, bo w końcu tak miałki temat, jakim jest moda i gwiazdki pop, zdominował też teatr. A może to autoironia?

Karolina Obszyńska
www.wywrota.pl
27 lutego 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...