Moja piaskownica krechą podzielona

"Piaskownica" - reż. Grzegorz Chrapkiewicz - Centrum Kultury w Gdyni

Dramat Michała Walczaka „Piaskownica” to tekst, który powstał w 2001 roku. Nagradzany i wielokrotnie chwalony utwór młodego twórcy dotyczy dojrzewania i trudności w komunikacji damsko-męskiej. Dwoje bohaterów mimo dorastania nie opuszcza swojej piaskownicy, nie potrafi pokonać przeszkód zakłócających ich dialog, nie pozwala wydorośleć swoim emocjom. Świat widziany z poziomu piaskownicy wydaje się miejscem ciągle odnawiającej się walki, powtarzanej według wyuczonego w dzieciństwie schematu. Jest to temat aktualny, jednak widzowie, mający przecież za sobą życiowe doświadczenia, nie dowiadują się z tego dramatu niczego nowego, pozostają na poziomie obserwacji. Nad taką sytuacją mogą sobie co najwyżej powzdychać, powiedzieć „no tak, no tak...”.

Estetycznie i chłodno

Premierowe przedstawienie w Centrum Kultury w Gdyni, wyreżyserowane przez Grzegorza Chrapkiewicza – wychowanka krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, profesora, wykładowcy warszawskich uczelni artystycznych, przeniosło nas w ten zapamiętany z dzieciństwa świat. Przeniesienie to odebrałam jednak jako nieco sztuczne. Ascetyczna scenografia Wojciecha Stefaniaka była, owszem, estetyczna, ale brakowało jej dzikości rzeczywistych miejsc dziecięcych zabaw. Pomysłowe zastosowanie przezroczystej tafli bardziej przywoływało na myśl designerskie wnętrze niż podwórko, gdzie musi być coś brudnego, coś obłupanego, coś zarośniętego – inaczej się nie liczy.

Aktorzy przejęli chyba energię tak zaaranżowanego wnętrza, bo zachowywali się jak we wnętrzu właśnie, jakby nie pamiętając już atmosfery podwórka. Dość ładnie bawili się aktorsko w tej teatralnej piaskownicy Marek Kaliszuk, Renia Gosławska i Justyna Jeleń. Aktorkom udało się oddać emocje małej dziewczynki, która jest grzeczna i ustępuje, zaś dorastając, uprawia bunt na pokaz, zawsze rozżalona, że kolejny raz nie zostały uwzględnione jej potrzeby. Żyje w świecie zajętym wcześniej przez chłopca/chłopaka, który wyznacza jej przestrzeń, gdzie ewentualnie może przebywać, skoro już musi. Marek Kaliszuk wprowadził akcenty humorystyczne, odgrywając dorosłego mężczyznę, wciąż bawiącego się jak dziecko, odtwarzającego w wyobraźni losy Batmana na prerii. Zabawne z wierzchu, w głębi smutne kwestie Kaliszuka, wypowiadane łamiącym się głosem, najlepiej oddawały klimat zabawy dziecka.

Tego właśnie brakowało mi u pozostałych aktorów, bawiących się w wystudiowany sposób, jakby bardziej przejętych tym, że występują w spektaklu, niż tym, że grają dzieci pochłonięte uczestniczeniem w wyimaginowanych fabułach, tkwiących w krainie fantazji. Skupieni na fakcie własnego występu, nie wstąpili do tajemniczego świata zabawy, gdzie wszystko jest możliwe, lecz relacjonowali tę zabawę publiczności. Zdecydowanie przydałyby się odtwórcom tych ról oraz reżyserowi podwórkowe korepetycje z zarządzania czasem. Odgrywający chłopców pogrążonych w zabawie nie pozostawiali sobie czasu na przeżywanie tego, co dzieje się w ich wyobraźni. Prawdziwa, porządna zabawa charakteryzuje się widzianym jedynie z zewnątrz, wspaniałym, twórczym marnowaniem czasu. Nie chodzi o to, żeby Batman jak najszybciej zrobił swoje, ale raczej żeby być nim lub z nim jak najdłużej, by poczuć to, co on czuje, by zdziałać to, co on, takim samym nakładem wysiłku, sprytu, wszystkimi czynnościami wyrażanymi dźwiękonaśladowczymi popisami.

A w roli głównej... Maria Peszek

Cały spektakl sprawiał wrażenie na siłę rozciągniętego w czasie. W dobrze urządzonym pod względem technicznym i akustycznym wnętrzu Centrum Kultury pierwszy set materiału wideo, połączonego z piosenką Marii Peszek „Moje miasto", oglądało się przyjemnie. Połączenie zaciekawiało, gdyż ta muzyka to klasa sama w sobie, a dodanie do niej gdyńskich widoczków – centrum i blokowisk – było odświeżające. Podobny materiał prezentowano między poszczególnym scenami spektaklu, więc to Peszek stała się gwiazdą wieczoru, gdyż jej głos słyszalny był nieproporcjonalnie długo w stosunku do głosów aktorów. Kto widział kinową wersję „Wiedźmina" i wysłuchał kolejnych piosenek Jaskra z przebitkami na Geralta jadącego wierzchem po połoninach, rozumie, co mam na myśli.

Kostiumy Joanny Małeckiej dobrze zagrały swoje role. Nowoczesne, ani nie za skromne, ani zbyt strojne. Niebanalne, dopasowane do charakterów postaci, takie w sam raz. Dysponując takim wnętrzem, takimi kostiumami, dobrą muzyką i pomysłową promocją spektaklu można było, i to komfortowo, rzucić się na głębszą wodę. Widocznie sam tekst sztuki nie skłaniał do śmielszych rozwiązań, a działania osób zaangażowanych w jej wystawienie nie dodały tekstowi młodzieńczych rumieńców.

Reżyser i aktorzy nieco za bardzo się przejęli i przedstawieniu zabrakło lekkości, odrobiny luzu, nie mówiąc już o jakimkolwiek dystansie do prezentowanych treści. Otrzymaliśmy odczytanie utworu, a nie jego interpretację.

Piaskownica, Centrum Kultury w Gdyni, autor: Michał Walczak, reżyseria: Grzegorz Chrapkiewicz, scenografia: Wojciech Stefaniak, kostiumy: Joanna Małecka, asystent reżysera: Michał Cyran, obsada: Marek Kaliszuk, Renia Gosławska, Jeremiasz Gzyl, Justyna Jeleń, Michał Pasternak, Julia Zacharek. Premiera 22.09.2014, czas trwania ok. 55 min.

Małgorzata Bierejszyk
Gazeta Świętojańska
29 września 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...