Mokre sąsiedztwo opery

właściciele domów o podtopienia obwiniają budowaną obok operę.

Prawie pół metra wody w piwnicy i pracujące nieustannie pompy - to od pół roku codzienność w kilku domach przy Młynowej. Ich właściciele o podtopienia obwiniają budowaną obok operę. Chcą ekspertyzy, wyjaśniającej przyczyny powodzi. Projektant opery: Inwestor zmienił mój projekt i na dodatek wykonuje go niestarannie.

Młynowa 32 to przedwojenny, ceglano-drewniany dwukondygnacyjny budynek. Od frontu wybrukowana kocimi łbami ulica. Za domem cichy, ukwiecony ogród. Pod nim piwnica o powierzchni 40 metrów. A w niej woda. Dużo wody. 

- Mieszkam tu od 64 lat. Nigdy nie mieliśmy takich problemów. Wszystko zaczęło się w marcu tego roku. Najpierw podciekało trochę. Potem mocniej. A teraz pompa pracuje od rana do wieczora, a woda i tak stoi - mówi Stanisława Kaczyńska, właścicielka budynku. 

Samej piwnicy nie może nam pokazać. Ostatnie trzy stopnie prowadzących do niej wąskich schodów są pod wodą. Na klatce schodowej wyraźnie czuć wilgoć. 

Podobnie jest w sąsiednim budynku, pod numerem 30. I w nieodległej restauracji Camelot, która z powodu podtopień musiała najpierw przebudować, a potem zamknąć dużą salę w piwnicy. To samo dzieje się w okolicznych studzienkach telekomunikacji i wodociągów. Dodatkowo sytuację komplikuje brak kanalizacji deszczowej na Młynowej. 

- Wodę z zalanej piwnicy, która zniszczyła podłogę w restauracji i przez którą gnije wyposażenie, mogę wypompowywać wyłącznie na ulicę. A wówczas przychodzi straż miejska i grozi mi za to mandatem - Piotr Ignaciuk z Camelota nie kryje oburzenia. Podkreśla, że jako restaurator traci trzy razy: przez prąd zużyty przez pracującą bez przerwy pompę, przez zniszczone wyposażenie i przez to, że stanowiącą prawie połowę powierzchni restauracji salę w piwnicy musiał zamknąć dla gości. 

- Woda uprzykrza nam życie. W końcu piwnica jest od tego, żeby jej używać. Niszczy też nasze budynki. I jest to po prostu niezdrowe. Przecież w tych budynkach mieszkają dzieci, u mnie jeden z wnuków choruje na oskrzela - denerwuje się Danuta Kaczyńska, córka pani Stanisławy, pokazując stos urzędowej korespondencji w sprawie podtopień. 

Pierwszą prowadziła z wodociągami. Przypuszczając, że woda może pochodzić z pękniętej magistrali. Wodociągowcy jednak przeprowadzili dokładne badania, zrobili kilka sondażowych wykopów. Stwierdzili na piśmie, że skład chemiczny wody wyklucza, by pochodziła ona z sieci wodociągowej. 

Dziś pani Stanisława i jej sąsiedzi nie mają wątpliwości co do winnego. Wskazują na rosnący tuż za granicami ich posesji gmach Opery i Filharmonii Podlaskiej. Kilka tygodni temu "Gazeta" pisała o tym, że budujący go robotnicy skarżą się na podtapiającą go wodę. Inwestor - urząd marszałkowski - stwierdził wówczas, że nie ma żadnych powodów do obaw. 

- Z map hydrologicznych, jakie nam pokazywali specjaliści wynika, że tu woda była już 4 metry pod powierzchnią gruntu. A pod Młynową płynęło coś w rodzaju rzeki. I Opera te wody albo zablokowała, albo spiętrzyła - przypuszcza pani Danuta. 

Od razu podkreśla, że żaden z urzędników nie chce tego potwierdzić oficjalnie. Jedyne co słyszą mieszkańcy to - sprawa jest badana. 15 maja urząd miasta wszczął postępowanie wyjaśniające. Wciąż trwa. 

- Zajmujemy się tym problemem. Ale to nie jest proste. Wymaga przeprowadzenia kosztownej, wartej kilkadziesiąt tysięcy złotych ekspertyzy, która wyjaśni, skąd konkretnie bierze się ta woda - odpowiada wiceprezydent miasta Aleksander Sosna. Terminu jednak żadnego nie podaje. 

Przyznaje, że miasto rozmawiało na ten temat z właścicielem opery - urzędem marszałkowskim. Ten stał na stanowisku, że podtopienia wynikają z przyczyn naturalnych i nie mają związku z budową. Oficjalnej odpowiedzi na piśmie magistrat od marszałka jeszcze nie otrzymał. 

- Było spotkanie w tej sprawie. Zapytaliśmy więc władze miasta, na jakiej podstawie twierdzą, że problemy z wodą mają związek z operą. Nie mają ekspertyzy. A przypuszczenia to trochę za mało, żebyśmy mogli wziąć odpowiedzialność na siebie - mówi Lech Wasilewski, dyrektor biura inwestycji urzędu marszałkowskiego. Sugeruje, że należałoby zrobić dokładne badania hydrogeologiczne, porównując je z tymi robionymi przy okazji projektowania opery. Na pytanie o to, kto powinien zapłacić za takie badania, odpowiada krótko: 

- Na ten temat z miastem nie rozmawialiśmy. 

- Gdyby to tyle nie kosztowało, to sama zapłaciłabym za te badania. Tym bardziej, że nie mam już zaufania do naszych urzędów. Czujemy się tu lekceważeni. Papiery wędrują z jednego miejsca w drugie, a nas wciąż zalewa. W dodatku zima coraz bliżej. Niech ktoś coś z tym w końcu zrobi. Nie zasługujemy na taki los - prosi Danuta Kaczyńska. 
*** 

Wyjaśnienie architekta 
Wczoraj po południu otrzymaliśmy wyjaśnienia profesora Marka Budzyńskiego. 

Szanowni Państwo, 

W związku z informacją w Gazecie Wyborczej w dniu 06.08.09 "Czy Opera spłynie z wodą?" i zamieszczonym w niej stwierdzeniem, że "Projekt zakładał tam pewne kontrowersyjne rozwiązania", wyjaśniam, że Wykonawca wykonał 

projekt zamienny odstępujący od projektowanego znacznie pewniejszego, opartego o ściany szczelinowe, zabezpieczenia podziemi. Inwestor zaakceptował projekt zamienny Wykonawcy wymagający niezwykle starannego wykonania. 

Problem niestarannego wykonania tych izolacji i zalewania wodą budowli jest znany od ponad 2 lat i od tamtego czasu jako projektant jestem informowany, ze zostanie usunięty, co jak dotąd nie doszło do skutku. 

Z poważaniem, Prof. dr arch. Marek Budzyński

Jakub Medek
Gazeta Wyborcza Białystok
18 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia