Momo, czyli szanuj bezcenny czas

"Momo" - reż. Agnieszka Korytkowska-Mazur - Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku

Zaledwie połowiczny sukces. Najnowsza sztuka Teatru Dramatycznego to swoisty teatralny paradoks. Z jednej strony doskonałe kreacje aktorskie, ciekawi bohaterowie, genialne kostiumy, pomysłowe sceniczne sztuczki, z drugiej nudna i przegadana opowieść o braku czasu. Stwierdzenie, że to bajka dla dzieci jest dość ryzykowne.

Czas spędzony w teatrze zrekompensuje widzom widowiskowe połączenie precyzyjnego ruchu, ładnej scenografii i doskonałego aktorstwa. I tylko tyle.

Sztukę "Momo" w reżyserii Agnieszki Korytkowskiej-Ma-zur trudno jednoznacznie ocenić. Spektaklu tak zachwycającego wizualnie, a jednocześnie tak bardzo nużącego fabularnie w Białymstoku chyba jeszcze nie było. Za sprytne połączenie takich skrajności twórcom należą się szczególne gratulacje.

Powieść Michaela Ende ma ogromny potencjał. Tytułową Momo - bezdomną rezolutną dziewczynkę, do której wszyscy się garną - próbują zgładzić Szarzy Panowie. To pożeracze czasu, odkupujący godziny, a nawet minuty życia od dorosłych. Bezwzględna mafia wykradając sekundę po sekundzie, próbuje przejąć panowanie nad czasem dorosłych. W te postacie wcielają się znakomici tancerze, choreografowie i reżyserzy z Fair Play Crew. Fantastycznie precyzyjni ruchowo, w przedziwnych pozach, zgrani z zespołem są nie tylko scenicznym ozdobnikiem, ale równoprawnymi artystami.

Wtórują im białostoccy aktorzy, którzy dają z siebie wszystko. Natalia Sakowicz w roli Momo, po raz kolejny udowadnia swój wielki talent. Jest urocza, bezpośrednia, bardzo ekspresyjna, urzeka nie tylko maluchy. Marek Tyszkiewicz jako Mistrz Hora swoim wcieleniem zaskoczy niejednego widza. Doskonale prezentuje się Mateusz Witczuk w roli fryzjera, a następnie Szarego Pana. Zachwyca także Monika Zaborska-Wróblewska jako mechaniczna "lalka doskonała Bibigirl". Aleksandra Maj w prześmiewczej, dziwacznej roli Kasjopei bawi do łez,

Widać ogromną pracę włożoną w ruch sceniczny, za który odpowiedzialny jest Maciej Zakliczyń-ski. Wszyscy zjawiskowo prezentują się w oryginalnych, barwnych kostiumach Martyny Dworakowskiej.

I na takich scenicznych fajerwerkach kończy się dobra strona tego przedstawienia. Opowieść, która snuje się przez dwie godziny, szczególnie dla dzieci zdaje się być zbyt filozoficzna, skomplikowana i zwyczajnie niezrozumiała Istota sztuki rozmywa się w nieznośnych dłużyznach. Niektóre sceny ciągną się w nieskończoność, chwilami brakuje im puenty. Nie pomagają nawet melodyjne piosenki Pawła Betleya. Kolejny problem to teatralna przestrzeń. Sztuka wysta-

wiana jest na dużej scenie, która zwłaszcza dla małych widzów jest mało przyjazna. Scenografia Jacka Malinowskiego, choć pomysłowa i wielofunkcyjna, przede wszystkim jest uboga. Ustawiona na środku sceny, obnaża zakulisowe trzewia. Wygląda to tak jakby nagle scenografowi zabrakło materiału. Sytuację próbuje ratować reżyser świateł Marek Oleniacz. Mimo ładnej synchronizacji nie jest w stanie wypełnić scenograficznej luki. To szczególnie razi i drażni widza. Bo jeśli ma być to sztuka dla dzieci, które są wyjątkowo bacznymi obserwatorami, należało dokonać wszelkich starań, by w całości stworzyć magiczny, barwny świat. Być może "Momo" lepiej przenieść na bardziej kameralną scenę. Całej sztuce natomiast przyda się solidne skrócenie scenariusza.

Anna Kopeć
Kurier Poranny
26 listopada 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...