Monodram oczami teatrologa

“Monodram – odmiana dramatu, w której występuje jedna postać mówiąca, zwracająca się do partnera (zazwyczaj wyimaginowanego, rzadziej obecnego na scenie) lub do publiczności.
Rozbudowany monolog tej postaci to najczęściej opowieść o jej przeżyciach, z licznymi elementami lirycznymi i dramatycznymi (pozorny dialog, wydarzenia odgrywane jako rodzaj czynnego wspominania). Często pojawiają się w nim partie refleksyjne, a także prezentujące opinie postaci na różne tematy, łącznie z aktualnymi wydarzeniami społecznymi i politycznymi. Monodram ma bowiem tendencję do wykorzystywania konwencji różnorodnych występów i wystąpień solowych, począwszy od wykładu i przemówienia, przez monolog satyryczny, na lirycznym wyznaniu kończąc. Jego źródeł szukać można w tradycji występów opowiadaczy. W teatrze dramatycznym pojawił się w XVIII wieku (“Pigmalion” Rousseau i Coigneta, 1763), ale szczególną popularność zyskał w XX wieku (“Ostatnia taśma Krappa” Becketta, “Śmieszny staruszek” Różewicza ). Konwencja monodramu jest często wykorzystywana w przedstawieniach, będących adaptacjami dzieł epickich (“Msza za miasto Arras” według Szczypiorskiego, “Pamiętnik wariata” według Gogola).” Tyle “Słownik teatru” pod redakcją Dariusza Kosińskiego. Monodram jest więc podstawową formą teatru jednego aktora. Jest równie stary, co sam teatr. Niektórzy twierdzą, że istniał nawet już wcześniej. Jego genezę stanowią występy aojdów, histrionów, rybałtów czy truwerów. U jego źródeł leżą zarówno “pieśni o czynach”, jak i rzymski “teatr jednego mima”. Karolina Targosz twierdzi nawet, że “Kronika” Galla Anonima była tekstem, wykonywanym przez samego autora. Korzenie monodramu sięgają Indii, Turcji i Afryki. “Bajarz, koryfeusz chóru czy wodzirej w tańcu, tancerz, mim, śpiewak, szaman, kapłan – oto antenaci samotnego aktora”. Tworzywem dla teatru jednego aktora może stać się wszystko – począwszy od epiki, poprzez reportaże i felietony, na poezji kończąc. Wśród prekursorów tej formy na gruncie polskim wymienić należy m.in. Aleksandra Ładnowskiego, Gustawa Fiszera i Leona Wyrwicza. Często brano na warsztat nienajlepszą literaturę (“Berek zapieczętowany”), a chodziło przede wszystkim o popis. Modrzejewska grała fragmenty swoich najsłynniejszych ról – Lady Makbet, Ofelię, Fedrę. Na przełomie lat 50. i 60. polski teatr dotknęło – jak to określił Konstanty Puzyna – wyjałowienie. Teatry-przedsiębiorstwa, niczym fabryki, produkowały monumentalne inscenizacje z ogromną obsadą. Aktorzy – by ratować twarz teatru i swoją twarz w teatrze – wracali “do natury teatru, do jego istoty, do aktora i słowa”. Powstały wtedy dwa ważne przedstawienia – “Wieża malowana” Wojciecha Siemiona i “Bramy raju” Danuty Michałowskiej – które pociągnęły za sobą inne. Człowiek-aktor spotykał się w człowiekiem-widzem, by się wyspowiadać. Były to intymne spotkania w kameralnych przestrzeniach. Często były to aktorskie wyznania – jak w “Marii” Iredyńskiego czy “Gwieździe” Kajzara. Aktor mówił w swoim imieniu, nikogo nie reprezentował, występował w prywatnym ubraniu. Poruszano tematy aktualne, obchodzące ludzi, a teatr mógł spełniać funkcję wychowawczą – monodram był na tyle mobilny, że mógł docierać do publiczności, która zwykle w teatrze nie bywała. W latach 80. mówiło się o upadku tego gatunku. Istniejące obecnie dwa festiwale (Wrocławskie Spotkania Teatru Jednego Aktora i toruński Festiwal Teatrów Jednego Aktora), a także długa lista tytułów - “Niżyński”, “Uwaga – złe psy!”, “Doktor Haust”, “Mała Steinberg”, “W obronie jaskiniowca” ,”Obudź się i poczuj smak kawy”, “Belfer!”, “Amerykańska papieżyca”, “Scenariusz dla niemożliwego, ale istniejącego aktora instrumentalnego”, “Zwierzenia pornogwiazdy”, “Patty Diphusa” – dobitnie pokazują, że pogłoski o śmierci tego “skromnego wewnętrznie i ubogiego w formie” teatru były przedwczesne…
Tomasz Klauza
Ad Spectatores
15 stycznia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia