Można już śmiać się z gejów i transwestytów

"Klatka wariatek" - reż. Maciej Korwin przy współpracy Bernarda Szyca - Teatr Muzyczny Junior w Gdyni

Trochę po cichu, bez należytego rozgłosu, odbyło się w Gdyni wznowienie jednego z największych przebojów światowego musicalu. Sztuka „Klatka wariatek" Jeana Poiret miała premierę w 1973 roku i cieszyła się tak ogromnym powodzeniem (1800 wystawień), że powstały aż trzy filmy kinowe (1978, 1980, 1985) w reżyserii Eduarda Molinaro z Michelem Serrault jako Zazą/Albinem i Ugo Tognazzim jako Renato/Georgesem. Takim sukcesem oczywiście musieli zainteresować się Amerykanie: w 1983 roku na Broadwayu ma premierę musical Harveya Fiersteina i Jerry'ego Hermana, który nie dość, że za pierwszym razem dostał 6 statuetek Tony, to powrócił dwa razy na 42. ulicę i i za każdym razem zdobywał musicalowego Oscara. Piosenka „I Am What I Am" jest jednym z hymnów środowiska LGBT, na podstawie musicalu oczywiście obowiązkowo powstał film („Klatka dla ptaków" Mike'a Nicholsa z Robinem Williamsem i Gene Hackmanem).

Choć za oficjalną premierę „Klatki wariatek" w Muzycznym podaje się datę 26 stycznia 2006, to szczęśliwcy mieli okazję zobaczyć pierwsze ujawnienie najsłynniejszego musicalu o transwestytach i homoseksualistach w sylwestrowy wieczór roku 2003. Historia i recepcja „Klatki wariatek" w reżyserii Macieja Korwina mogłyby stać się przyczynkiem do osobnych rozważań socjologicznych. Po prapremierze spektakl wyjechał za granicę, potem był grany w Teatrze Miejskim przez połączone siły gdyńskich scen (m.in. parę Zaza-Georges grali Bogdan Smagacki i Sławomir Lewandowski ) a po oficjalnej premierze już tylko Teatru Muzycznego w 2006 roku był wystawiony na Dużej Scenie jedynie 7 razy. Ówczesny radny Rady Miasta Gdyni z ramienia Ligi Polskich Rodzin Andrzej Czaplicki nawoływał do wstrzymania półmilionowej dotacji z budżetu Gdyni na rzecz Teatru Muzycznego za dyskusyjny moralnie spektakl. Dotacji nie cofnięto, ale tytuł nie pojawił się w repertuarze. Minęło 7 lat i „Klatka wariatek" triumfalnie i niekontrowersyjnie wróciła na afisz. Przez ten czas wiele się w Polsce zmieniło. Czy jeszcze kilka lat temu ktoś mógł się spodziewać, że posłem z Gdyni, która jest miastem seniorów i prawicy, będzie zadeklarowany gej ? Dziś już nikogo nie szokują uczuciowe dylematy transwestytów, w życiu publicznym bez przeszkód funkcjonują osoby transseksualne, oswajamy się z innością, chyba stajemy się jako naród bardziej tolerancyjni. Chyba, bo ożywiają się także ruchy społeczne, które mają zupełnie inne zdanie na ten temat.

Gdyński spektakl wstrzelił się trochę przypadkowo, ale i celnie w ogólnopolską dyskusję o związkach partnerskich. Po 40. latach od premiery historia nie wydaje się już tak fantastyczna, że niemożliwa. Związki partnerskie wychowujące dzieci zdarzają się nie tylko w Kalifornii czy Europie Zachodniej i może nie ze wszystkimi szczegółami, ale podobna sytuacja jak ta, która jest kanwą fabuły „Klatki wariatek", mogłaby już niedługo rozgrywać się w Polsce. Wznowienie przebojowego musicalu o homoseksualistach i transwestytach nikogo już nie bulwersuje. Także setki książek, spektakli czy filmów głównego nurtu (choćby „Priscilla, królowa pustyni" czy filmy Almodovara) oraz powszechna obecność tematyki w życiu publicznym sprawiają, że odbieramy nieco zwariowaną opowieść z nocnego klubu jako... normalną.

„Normalny homoseksualista" Georges i jego partner, „normalny tranwestyta" Zaza/Albin od ponad dwudziestu lat prowadzą nocny klub w St.Tropez. Ich życie jest szalone, ale stabilne. Kapryśną gwiazdą show jest drag queen Zaza, którą każdorazowo trzeba rytualnie błagać o występ. Georges stara się uniknąć bankructwa i kontrolować niełatwy interes, w którym wszyscy są mniej lub bardziej zwariowani, ale szczęśliwi. Spokój zaburza niespodziewana wizyta przyszłych teściów Jean-Michela, biologicznego syna Georgesa, którym kierownik klubu opiekował się przez całe życie wraz z Albinem. Problem wzrasta, gdy okazuje się, że ojcem Anny jest ultrakonserwatywny poseł Edward Dindon. Wizyta przyszłych teściów w jaskini rozpusty stawia pod znakiem zapytania przyszłość pary młodej, mnożą się problemy, zderzenie dwóch światów prowadzi do... finału.

Największą zasługą spektaklu reżyserowanego przez nieodżałowanego Macieja Korwina jest nie tak oczywisty umiar. Nieheteroseksualne postaci ukazane są zabawnie, ale nie są ośmieszane. Zachowanie godności, uszanowanie różnic a zarazem zaproszenie do radosnego śmiechu to rzadka sztuka. Czasami nasza „tolerancyjność" i poprawność prowadzi do absurdów: boimy się śmiać z Żydów, murzynów, gejów, lesbijek i różnych, według nas, „odmienności", by nie być posądzonym o homofobię czy rasizm. To chyba Woody Allen w jednym z filmów powiedział, że nieopowiadanie dowcipów o Żydach jest formą antysemityzmu. Także druga strona, czyli ci, z których „nie powinniśmy się śmiać", potrafi być bardzo przewrażliwiona. Kilka lat temu jeden z czołowych aktywistów Kampanii przeciw homofobii wytoczył proces działaczowi LPR za nazwanie go pederastą, co zadeklarowany homoseksualista uważał za obraźliwe. Młody prawicowiec stwierdził, że nie chciał obrazić geja, a sąd orzekł, że słowo pederasta jest synonimem słowa homoseksualista i skargę oddalił, opierając się na obowiązujących definicjach ze słownika języka polskiego. Sprawa delikatna, rozgrywająca się w cienkiej szczelinie, jaka dzieli normę językową od uzusu, wzbudziła wiele kontrowersji, ale przy okazji zmusiła wielu do wykonania czynności, której nie wykonywali od wielu lat, czyli sięgnięcia do słowników i refleksji semantycznej

Spektakl aż kipi od seksualności, to radosny manifest płciowości, którym powinni się zainteresować specjaliści od genderu. Układy taneczne, scenografia, technika gry – po prostu wszystko ma wymiar seksualny. Nie rażą jednak penisy na rzeźbach i nie dlatego , że to nie Watykan, gdzie od dawna męskie członki z rzeźb przebywają w skrytych przed oczami gawiedzi sekretnych szafach czy gdański Neptun. Nie razi nawet święty Sebastian we współczesnych slipach, czy brutalny związek dominatora Hany (wyrazisty, choć często skryty za okularami Sebastian Wisłocki) z Francisem (zabawny Tomasz Fogiel) – wszystko jest na miejscu. Sukces nie byłby możliwy, gdyby nie gra aktorów, którzy tworzą niezwykle wiarygodne kreacje. Zbigniew Sikora wyciska ostatnie soki z niełatwej, bo bardzo skonwencjonalizowanej postaci Edwarda Dindona. Paweł Bernaciak momentami przypomina Tomasza Tyndyka, co jest absolutnie największym wyróżnieniem dla genderowego, nowoczesnego aktora. Klasą dla siebie są cagelles, z których na szczególne wyróżnienie zasługują Mateusz Deskiewicz (Chantal), którego/której kostium i gra przywołują „Priscillę..." i Łukasz Dziedzic, który w rewelacyjnym makijażu jest nadzwyczaj intrygujący i kobiecy. Jacek Wester unika pułapek konwencji i tanich efektów, jego Zaza/Albin jest postacią wielowymiarową, komizm miesza się w niej z tragizmem – to niezwykle rzadka w musicalu sposobność do zagrania „czegoś więcej" i Westerowi udaje się to wyśmienicie. Mistrzem ceremonii jest Andrzej Śledź – dystyngowany, dowcipny, władczy, ale zarazem autentycznie zakochany, oddany, empatyczny. Lekkość i pewność, z jaką porusza się po scenie, panowanie nad postacią i spektaklem predystynują go do roli lidera nie tylko w „Klatce...", ale w całym teatrze.

A do tego wszystkiego: mnóstwo tańca i piosenek, ruchu i kolorów, świetne tempo, dobra muzyka – czyli wszystko to, za co widzowie kochają Teatr Muzyczny w Gdyni im. Danuty Baduszkowej.

Gdyńska „Klatka wariatek" to mądry śmiech i wspaniała rozrywka, które są najlepszym orężem w walce z nietolerancją i uprzedzeniami. To obowiązkowa pozycja dla homo i hetero, to wreszcie także piękna opowieść o wielkiej miłości. Korwinowi i reżyserowi wznowienia Bernardowi Szycowi udało się, mimo bardzo lekkiej formy, powiedzieć coś ważnego na poziomie sensów i ukazać prawdziwe, niepapierowe uczucia. Rzadkie połączenie, zaskakujący spektakl.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
18 marca 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...