Muzyczna bestia w Chorzowie

"Jekyll & Hyde", Teatr Rozrywki w Chorzowie

Musical "Jekyll & Hyde" powstał jako adaptacja znanego wszystkim dzieła literackiego "Doktor Jekyll i pan Hyde" autorstwa Roberta Louisa Stevensona. Pomysł pisarza, by pokazać dualizm ludzkiej natury został w sposób mistrzowski przeniesiony na deski chorzowskiego Teatru Rozrywki.

Reżyser Michał Znaniecki, w sposób doskonały połączył przekaz, jaki niesie nam lektura z trzema fundamentalnymi elementami musicalu tj. mową, śpiewem i tańcem. Mimo tego wyraźnego triumwiratu dla widza oczywistym było, że zaangażowanie reżysera poszło w stronę tańca i muzyki, natomiast słowo mówione zostało przeniesione na dalszy plan. I dobrze, bowiem choreografia Katarzyny Aleksander-Kmieć pokazuje emocje duszy ludzkiej w sposób o wiele bardziej wyrazisty niż jakiekolwiek słowa. Jej grupa baletowa, która w przedstawieniu ma arcytrudne zadanie polegające na wizualizacji stanów ludzkiej duszy i to w dodatku jej najciemniejszych aspektów, dodaje całemu przedsięwzięciu więcej dramaturgii, niż pierwszoplanowe role mówione. I choć wiem, że rola aktorów pierwszego planu jest w musicalu bardzo trudna, to właśnie tancerze nadali przedstawieniu wyrazistości i polotu. Krzysztof Włosiński i jego koledzy z baletu zaczarowali widzów i zaanektowali chorzowską scenę, przyćmiewając aktorskie popisy.

Czym byłby jednak najwspanialszy taniec pozbawiony muzycznej inkrustacji? No właśnie, gdyby nie mistrzostwo Wildhorn`a, autora muzyki, taniec byłby tylko patetyczną pantomimą. Maestro Wildhorn do zobrazowania fabuły użył grubej i wyrazistej kreski. Jednak nie od razu. Cały pierwszy akt przepojony jest delikatną liryką. Muzyka jest w zasadzie jedynie akompaniamentem do słów i delikatnym tłem dla wydarzeń, dając widzowi czas na poznanie wszystkich występujących postaci, nie charakteryzując ich w sposób jednoznaczny. Są jedynie dwa wyraźne odstępstwa od takiego traktowania fabuły. Pierwsze to moment, gdy rada szpitala wydaje niekorzystną dla Jekyll`a decyzję. Wtedy to głośne i dynamiczne dźwięki, które są tłem dla rozmów, zamieniają się w rzewną melodię, ilustrującą odczucia pokonanego Jakyll`a. Drugi taki muzyczny moment następuje podczas pierwszej transformacji bohatera. W pozostałych chwilach pierwszego aktu, chociażby podczas epizodu w domu publicznym, muzyka jest jedynie tłem ilustrującym nastrój chwili. Wsłuchujemy się w melodie przenoszące nas w świat sztuki wodewilu i francuskiego kabaretu, a nie w świat odczuć konkretnej postaci. 

Scena z radą szpitala w kontekście całości dzieła jest wyraźnym preludium do dalszego pomysłu na opisywanie odczuć i nastrojów bohaterów za pomocą dźwięków. Ten plan rozwinie Wildhorn w całej jaskrawości dopiero we wspomnianej wcześniej scenie pierwszej transformacji. Dopiero w tym obrazie będziemy mogli się przekonać, że fortepian kompozytora miał siedem i pół oktawy. To tu usłyszymy, że blaszane dęciaki pokazują zwierzęce kły, a gong imitujący kościelny dzwon wytłumaczy nam, że prócz varietes, będziemy mieli także kontakt ze śmiercią i sceną na londyńskim cmentarzu. W tej scenie, dzięki zmianie dynamiki (od pianissimo do fortissimo possibile) oraz mistrzowskiej zabawie dostępnym instrumentarium, poczujemy emocje jakie targają człowiekiem-bestią.

W akcie drugim nie znajdziemy już nic odkrywczego, wszystko co spotkamy było już przynajmniej w sposób śladowy zasygnalizowane w akcie pierwszym. Nie znaczy to jednak, że ta część przedstawienia nie ma zalet. Moim zdaniem to właśnie w drugim akcie znaleźć można wszystkie wyraziste melodie, które zostaną nam w głowie po wyjściu z teatru. Usłyszymy piosenkę „Zbrodnia, zbrodnia”, swoisty imperatyw tej części przedstawienia, która nada dynamikę całemu aktowi. To teraz Emma (Ewa Grysko-Kuciel) wraz z Lucy (Marta Florek), wykonają w duecie zapadającą w serce piosenkę „W jego oczach”. I to właśnie drugi akt pozwoli wysłuchać nam piosenki „Nowe życie”, która jest moim zdaniem najlepszą kompozycją całego musicalu.

By mojej wypowiedzi nie nadać tonu magnificatu, chciałem zaznaczyć, że choć całość musicalu była na najwyższym poziomie, to jednak tak skąpy skład osobowy orkiestry Teatru Rozrywki, nie pozwolił na nadanie muzyce takiej przestrzenności i wyrazistości, jaką chciałbym usłyszeć. Miałem wrażenie, że partytura została napisana dla orkiestry symfonicznej, a wykonywał ją co najwyżej nonet. 

Mimo własnego malkontenctwa, dokładnie tydzień później odwiedziłem ponownie chorzowski teatr, by dać się uwieść latynoskiej Julii w przedstawieniu „West Side Story”, do czego i Państwa z całego serca namawiam. 

*Damian Belok, student I roku Kulturoznawstwa.

*Tekst powstał jako praca zaliczeniowa przedmiotu „Współczesne życie muzyczne” w Wyższej Szkole Zarządzania Ochroną Pracy w Katowicach. Autor oglądał musical 13 grudnia 2008 roku.

Damian Belok
Dla Dziennika Teatralnego
2 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...