Na co nam drugi Adaś?

"Dzień Świra" - reż: Tomasz Man - Teatr Miejski im. Gombrowicza w Gdyni

"Panie, jak ktoś się nie zrywa do roboty na ósmą, to nie znaczy, że nie pracuje" - święta prawda. Ta nerwica i paranoja w niezmordowanej walce o ciszę i spokój magistra polonistyki zawsze była mi najbliższa. Wśród osiedlowych labiryntów, którymi krążą psy małe i większe w powszechnie znanych celach, jako jedyny codziennie o pełnej godzinie wypływał "na suchego przestwór oceanu" i... zawsze grzęznął w przyziemnych dowodach obecności jakiegoś czworonoga.

To też mi bliskie. Z dwunożnymi również nie było mu po drodze. Gdziekolwiek otwierał tomik poezji, natychmiast szeleszczały chrupki i batony, gdakały kumoszki, ryczały bachory, albo matka miauczała, żeby skrobać masełko, bo zmarzłe. O jakże ja rozumiem tego męczennika, łączę się z nim w bólu i nie śmiałabym z niego drwić.  

Do teatru też przyszłam cierpieć i katować się razem z nim. Przyszłam zjeść maminą pomidorową dobrą, smaczną, bo przecież lubię. Przybyłam popychana melancholią nie do zniesienia, niespełnionym snem Elżbiety, urojonymi psychozami i mistycyzmem rodem z ucałowanych stópek jezuskowych. Stawiłam się, by mężnie wspomóc Adasia Miauczyńskiego w walce ze wścibską woźną, głupimi babami, które zwykle mnożą się w windach, pociągach i łażą bez końca z wyżłami, jamnikami, pudlami, labradorami w te i we wte... Wstałam nad ranem, a dokładnie o trzynastej, by poprowadzić lekcję polskiego z tymi gamoniami z 5b. Przyszłam do teatru gotowa na ukrzyżowanie. 

Wtem okazało się, że nikt tego nie potrzebuje. Wszyscy w dobrych humorach zaśmiewają się do łez. Sceny nie widzę, bo pięć rzędów przede mną skutecznie mi ją zasłania. Uczestniczę, więc w słuchowisku i tylko czasem miga przde mną zmieniona twarz Adasia. On mnie nie widzi. On w ogóle stara się nie słyszeć tego powszechnego śmiechu widowni. Ostatni romantyk nurza się w absurdzie azbestowego blokowiska, podczas gdy wszyscy myślą, że to on jest nienormalny. Obcy śmiech i drwina – chyba już do tego przywykł. To tak jak do powszechnego niezrozumienia. Schodzi, więc ze sceny taki sam jak na nią wchodził. Nie poznał mnie, gdy do niego machałam. Pewnie już nigdy tu nie wrócę, podczas gdy ten Adaś Miauczyński będzie walczył o siebie dalej na deskach wielu scen, ale walka przed nim trudna. Porównywanie go bowiem z filmowym kolegą jest nieuniknione, tym bardziej, że nie dorasta mu do pięt.

Małgorzata Bryl-Sikorska
Dziennik Teatralny Katowice
13 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia