Na krzyż ze świętością!

"Prorok Ilja" - reż: Ondrej Spišak - Teatr na Woli

Jest taka scena w ,,Żywocie Briana", kiedy grupa mieszkańców Judei głośno uznaje głównego bohatera (granego przez Grahama Chapmana) za proroka. On sam broni się przed tym rękami i nogami. Następuje krótka wymiana zdań, w wyniku której Brian przyjmuje posłannictwo.

Kończy to słowami: ,,Dobra, dobra, jestem Mesjaszem", na co tłum: ,,On jest Mesjaszem, przyznał się wreszcie!", ,,A teraz, odpierdolcie się!" - ,,Ale jak się mamy odpierdolić, o Panie?". Tragikomiczna sekwencja pasuje mi do inscenizacji Spisaka. Pomijam już fakt, że sam ,,Prorok Ilja" jest świetnie napisany, o wiele lepiej niż późniejsza ,,Nasza klasa". Słobodzianek zainspirował się słynnym incydentem w prowincjonalnym Wierszalinie.

Ilja Klimowicz uważał się za proroka, który przybył na Białostocczyznę, by obwieścić nadejście końca świata. Błyskawicznie znalazł oddanych sobie wyznawców. O niezwykłości tego fenomenu świadczy fakt, że do zdarzenia doszło w XX wieku, już po pierwszej wojnie światowej. Epoka rozumu zdawała się ogarnąć swoimi wpływami wszelkie zakątki świata. Jak się okazało, wcale tak nie było. Grupa ludzi stworzyła coś w rodzaju komuny społecznej. Specyfiką tego zjawiska zajął się szerzej Włodzimierz Pawluczuk. Doświadczenia z Klimowiczem posłużyły Piotrowi Tomaszukowi do założenia grupy teatralnej.

Znaczenie tego zdarzenia ma więc dużo bardziej długofalowe skutki, niż wiele osób jest sobie w stanie uświadomić. Pozostaje zagadką, dlaczego tak wielu ludzi zaufało wieszczeniu samozwańczego proroka. Spektakl tego nie wyjaśnia. Spisak idzie innym tropem. Przedstawienie tylko pozornie portretuje samego Klimowicza, na co mógłby wskazywać tytuł. Nieprzypadkowo pozbawiona jakichkolwiek dekoracji scena staje się wyłącznie polem do działań aktorskich.

Pierwszy sygnał o pojawieniu się Ilji daje scena spotkania mieszkańców wioski z Żydem Rotszyldem (Łukasz Lewandowski). Chasyd przemieszcza się z miejsca na miejsce, pchając ze sobą swój motor z zepsutym gaźnikiem. Jest wędrownym kupcem, który sprzedaje różne starocie, włącznie z obrazami cara Mikołaja II, Lenina i Stalina, kończąc na ikonach świętych. Nikt nie chce od niego niczego kupić. Tradycyjny ludowy antysemityzm nie pozwala Rotszyldowi na osiągnięcie porozumienia, choć stara się w zabawny sposób nakłonić klientów do kupna. Przypadkiem pozostawia w ich rękach obrazek z Ilją. Odchodzi, i od tego momentu czas u Słobodzianka płynie ze znacznie większą prędkością.

Trudno szukać w przedstawieniu wyjaśnienia fenomenu samego Klimowicza. Pominięty zostaje proces adaptowania się proroka w społeczeństwie. Postać Andrzeja Seweryna jest surowym, sprawiedliwym ascetą, spełniającym swoje obowiązki. To nieoficjalny przywódca struchlałego ludu. Odprawia obrzędy charakterystyczne dla szamanów i księży. Naznacza oczy ślepego Ojca (Stanisław Jaskułka), by ten wyzdrowiał, ale jednocześnie każe mu i jego córce (Paula Kinaszewska) odmawiać w skupieniu różaniec. Mówi Pijaczynicy (Tadeusz Chudecki), by skończył z alkoholem. Nie potrafi sobie poradzić jedynie z szaloną Olgą (Agata Wątróbska). Wieśniacy przynoszą ją, brudną i rozszalałą, by egzorcyzmować ją jako ,,opętaną". Zaszczuta kobieta reaguje jednak zrozumiałą agresją. Ilja zdaje sobie sprawę, że z nią sprawa nie będzie tak łatwa. Kim jest prorok Seweryna? To przede wszystkim szarlatan, a także doskonały znawca ludzkiej psychologii. Jego objawienie mogło równie dobrze być efektem studiów nad naturą człowieka i jego zachowaniami w społeczeństwie. Wycofany, zamknięty w sobie, choć jednocześnie silny, niczym Don Juan, którego Seweryn zagrał niegdyś brawurowo w Comedie Francqaise. Nikt oczywiście nie ozdrowieje od modlitw i gestów Klimowicza, ale ten potrafi to zawsze usprawiedliwić niedopełnieniem jakiegoś warunku.

Równolegle do wątku proroka i Olgi rozwija się kluczowa sytuacja. Kilku wieśniaków wpada na pomysł, by ukrzyżować mistrza. Najgoręcej namawia do tego Charyton (Michał Czernecki), tłumacząc to świętością Ilji. Skoro dojrzał koniec świata, musi być Chrystusem. A świętość może się objawić jedynie w ofierze, która sankcjonuje nowe sacrum. Bondar (Marcin Sztabiński), najinteligentniejszy ze wszystkich, odrzuca ten pomysł, ale przyłącza się do niego, gdy dostrzega, że pozostaje w mniejszości.

Uczestnicy linczu przybierają na drodze wyliczanek tożsamości postaci z pasji. Charyton ma być Judaszem, który przyjmuje srebrniki, wskazuje Jezusa i wiesza się. Pałaszka (Magdalena Smalara) jest Piłatową, jej mężem Katolik (Sławomir Zapała). Żołnierz przebijający bok Chrystusa to Marczuk (Maciej Wyczański). Weroniką zostaje wspomniana córka Ojca, Młoda. Przyjęcie tych ról równa się przyjęciu odpowiedzialności za los świata. Ten kontrast między ,,maluczkimi", a zakładaną wagą sprawy, decyduje o sile napięcia dramaturgicznego. I akcent ten odbija się echem w całym spektaklu. Wieśniacy wędrują z wielkim drewnianym krzyżem przez scenę. Jako że wykorzystano całą przestrzeń teatru przy Kasprzaka, wejścia są cztery, po dwa z boku. Dzięki temu pochód misteryjny pokazuje narastającą gorączkę religijną, która rozsadza ustalone normy i granice.

Nim dojdzie do ukrzyżowania, musi odbyć się próba. Ta scena stanowi kwintesencję dramaturgii Słobodzianka, który z sytuacji zabawnej, jarmarcznej wydobywa nagle grozę. Bondar przynosi słomianego chochoła, którego animuje. Kolejni członkowie grupy podchodzą do niego i mówią biblijne kwestie. Są przy tym niepewni siebie, choć dumni. Część próbuje umyć ręce od całej sprawy, ale w końcu dochodzi do zgody. Gdy przychodzi do biczowania, zostaje uwolniony cały ich szał i złość. Przypomina to sekwencję spektaklu ,,Mickiewicz. Dziady. Performance" Wodzińskiego, gdzie uczestnicy obrzędu ze złością tłukli kukłę Złego Pana. Nikomu nie jest już do śmiechu, choć wcześniej wszyscy dobrze się bawili, oglądając swoje ,,występy". W samozwańczych świętych budzą się mordercy.

Gdy później przystają na chwilę w swojej wędrówce, zaczyna się orgia. W każdym bliskim apokalipsy świecie (starożytny Rzym; Berlin w kwietniu 1945) dochodzą do głosu pierwotne instynkty. Pałaszka trzykrotnie (znamienna cyfra!) odbywa stosunek seksualny, za każdym razem z innym mężczyzną. Rekwizyty (hełm, gwoździe, chusta, sznur, korona cierniowa) są już przygotowane, przed dokonaniem ofiary musi odbyć się Ostatnia Wieczerza. Tu staje się ona oczywiście parodią chrześcijańskiego motywu. Picie wina i zagryzanie ogórków zagłusza sumienie ludu. Ledwo co pozbyli się oni wątpliwości, czy aby na pewno Klimowicz jest Mesjaszem. Tym chętniej przyjmują na siebie role nowych świętych. ,,Prorok Ilja" pokazuje wrodzone w człowieku pragnienie boskości. Sakralności, do której droga wiedzie, jak u gnostyków, przez krew.

Być może ofiarą mógł stać się Rotszyld, którego korowód napotkał na swej drodze. Przekonuje on cierpiętników, że Ilja jest zwykłym mężczyzną. Jako człowiek wyznania mojżeszowego lekkomyślnie przedstawia opowieść o zmartwychwstaniu jako opium dla mas. Na efekt nie trzeba długo czekać. Zostaje odarty z ubrania i wyśmiany. Już ma się go przybić do krzyża, gdy woła głośno, że jego katów czeka za to kara z rąk władz polskich. Pierwiastek męczeństwa zaczyna gasnąć w obliczu groźby więzienia. Najsilniej zaś u Charytona, bowiem Bondar, czując dla siebie koniunkturę, rozwiewa wątpliwości tłumu.

Klimowicz powoli dociera do Olgi. Pomagają mu w tym Wiera (Izabela Dąbrowska) i niedorozwinięty Wasyl (Paweł Domagała). Klimowicz najpierw odprawia modły (wyraźnie na pokaz), grozi ,,opętanej" siekierą. Słudzy obmywają nagie ciało ,,szalonej", która jest świadoma swojej kobiecości. Seksowna i ponętna, wyraźnie podoba się Ilji. Dlatego też ostatni etap ,,egzorcyzmów" odbędzie się w jego sypialni. Gdy wieśniacy przybywają, zaczyna się farsa. Ledwo zainscenizowana ,,pasja" dochodzi do sceny wskazania ,,Jezusa" przez Judasza, prorok stara się uciec. Scenariusz eventu zostaje skrócony, ma się odbyć tylko ukrzyżowanie. Ilję ratuje Olga, którą lud uznaje za Matkę Boską. Kobieta jest już elegancką damą w czerwonej sukience. Staje się ona reżyserką nowego przedstawienia. Klimowicz w koronie cierniowej i białej narzucie staje na skonstruowanym na szybko ołtarzu. Jest teraz karzącym Bogiem-cesarzem, połączeniem władzy ducha i ciała. Żądny zemsty za chęć egzekucji rozdziela wyroki. Wszystkie są łagodzące, i to dzięki wpływowi Olgi. Następuje wspólny posiłek, nieprzypadkowo nawiązujący do ,,Ostatniej wieczerzy" da Vinci. Pozorne deus ex machina zostaje szybko skontrastowane. Przy zaimprowizowanym stole siedzi dwanaście osób. Czyli brakuje jednego apostoła. To Charyton, odgrywający rolę Judasza, zdążył w zamieszaniu wypełnić swoje zadanie. Spektakl kończy powolne gaszenie reflektorów, gdy przy pustym stole zostaje tylko Wasyl, głośno siorbiący zupę i stukający łyżką w talerz.

Świetne przedstawienie Teatru na Woli opiera się przede wszystkim na zespołowej grze aktorów. Trudno powiedzieć, czy można wyróżnić poszczególne role. Spisak uplótł wszak misterną sieć, jaka łączy grających. Nikt nie gwiazdorzy, zespół osiąga zadziwiającą równowagę. Wspominałem już, że scena jest pusta. I ma to wpływ na treść spektaklu. Obrzęd religijny, mający sakralizować rzeczywistość, odbywa się bowiem na poziomie działania, teatru. Stąd tak chętne przyjmowanie ról przez wieśniaków. Teatr jest bowiem zarówno formą sankcjonowania nowego porządku, jak fałszem, z czego doskonale zdaje sobie sprawę mistrz udawania, Ilja. Jest to spektakl przede wszystkim o ludziach, którzy pragną świętości. Mechanizmy działające zbiorowością to ruch zębatek zaślepienia, ale i woli czynu. Jacob Taubes napisał: ,,Apokaliptyka jest ze swej natury rewolucyjna". Szczególne jest pojmowanie czasu w ,,Proroku Ilji". Zdaje się on być częścią linearnej Historii, ale w gruncie rzeczy dotyka on czasu domykanego kolejnymi ofiarami, tworzącymi nieregularny bieg dziejów. Wszak ktoś w sztuce musi umrzeć. W księdze Daniela Jezus jest nie tylko prorokiem apokalipsy, ale też Mesjaszem, który poprowadzi ginący świat ku eschatologii.

Karnawałowość i ludyczność przedstawienia przywodzi na myśl średniowieczne misteria, gdzie akcja rozbijana została na mansjony. Tutaj objawia się to w przeplataniu dwóch głównych wątków. Komizm oczyszcza język Słobodzianka z niepotrzebnego patosu. Bo to, co kluczowe, jest ukryte, albo wypływa nagle z groteskowych sytuacji. Całość i tak prowadzi do konstatacji, że jedynym Mesjaszem ludzkości może być tylko ona sama.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
4 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...