Na obrzeżach poezji

"Czas na mnie" - reż. Jan Szurmiej - Teatr Polski we Wrocławiu

Na scenę wjeżdżają dwa fortepiany z muzykami i pierwsze co poza tym widzimy to drzewo. Nasuwa się skojarzenie z Edenem i drzewem poznania dobra i zła, ale potem pojawia się człowiek, półnagi w ramionach matki odzianej w czarną suknię.

Obraz jak Pieta, z tym, że głównym bohaterem tym razem nie jest Jezus, a człowiek, poeta (Dariusz Bereski). To nie koniec powiązań ze światem boskim. Spektakl jest opisem życia bohatera, w czasie drogi spotka on jeszcze m.in. anioła, śmierć i duszyczkę, a wszystko to z dystansu obserwować będą dwa diabły i sam Pan Bóg.

Spektakl „Czas na mnie" w reżyserii Jana Szurmieja to opowieść o życiu Tadeusza Różewicza, jak mówi reżyser: „Spektakl składa się z sekwencji, które prowadzą bohatera i widzów przez różne etapy życia poety: od narodzin przez dzieciństwo, miłość, zagładę aż do momentu odejścia." Sztuka nie została stworzona na podstawie jednolitego utworu poety, ale w oparciu o jego twórczość i życiorys.

Życie poety rozpoczyna się w ramionach matki (Bożena Baranowska), symbolizuje je czerwona nić trzymana w jej rękach. Ta nić przez cały spektakl przypomina widzowi, że czas płynie, mimo całego bezpieczeństwa, jakie rodzicielka próbuje zapewnić dziecku, nie może ona wpłynąć na jego śmiertelność, przerwanie nici nie zależy od niej. Podczas tej sceny uwaga widza skierowana jest na matkę i syna przez mocne białe światło, które pada wprost na nich. Potem, poeta rozpoczyna dorosłe życie, oddala się od matki, która teraz zajmuje miejsce „na drugim planie", ale wciąż czujemy jej obecność. To ona dzierży w dłoniach życie syna, mimo, że na jego drodze pojawiają się inne osoby, a także istoty pozaziemskie. Te postacie pojawiają się na scenie wypowiadając słowa poety. Jest to spektakl muzyczny- każdy wiersz jest swego rodzaju poezją śpiewaną i właśnie to jest wyjątkowy element tej inscenizacji.

Wiersze zostały wykorzystane jako komentarz do przeżywanego przez poetę okresu życia, posłużą nam za mapę w podróży przez biografię. Mamy m.in. opis stanu po napisaniu wiersza, to jak czuje się poeta, kiedy już wypełni swoje zadanie, spełni narzucony samemu sobie obowiązek, recytując wiersz „Na obrzeżach poezji" znajduje się w stanie zagubienia i niedopasowania człowieka wrażliwego do świata, który nim manipuluje. Obsadzenie w głównej roli Dariusza Bereski to jedna z najlepszych decyzji obsadowych w tym spektaklu. Ubrany w białą koszulę i stojąc na przodzie sceny wygląda bardzo uroczyście, ale zaraz po deklamacji zostaje zabrany, zupełnie jak podmiot w wierszu, do labiryntu stworzonego z ludzi, gdzie panuje „gorączkowe ożywienie zgiełk i zamieszanie kipi życie".

Ważnym elementem dekoracji jest ciemna zasłona tiulowa opuszczana i podnoszona w czasie spektaklu, a także pozostałe elementy podwieszonej pod sufitem scenografii, które uniesione wyglądały jak okna, ale kiedy je opuszczano sprawiały wrażenie krat, zmniejszających świat bohatera i nie pozwalających mu się z niego wyrwać. W niedoli postaci towarzyszy anioł i zaraz po tym, kiedy opuszcza on scenę, w życie człowieka wkracza śmierć (Anna Haba). Nie jest to upiorna, przerażająca istota, u Różewicza śmierć to kobieta, prawdziwa osoba, ubrana w czarną suknię z czerwonymi fragmentami, której obecność odczuwa i która praktycznie opiekuje się nim tak, jak wcześniej robiła to matka.

Pamiętną sceną jest interpretacja muzyczna utworu „Z ust do ust" Tadeusza Różewicza w wykonaniu Krzysztofa Brzazgonia. Świetność tej sceny opiera się nie tylko na wierszu, ale sposobie jego przedstawienia, z każdym słowem i gestem dopełniało się wielkie wrażenie artystyczne. Warto wspomnieć też o wykonaniu wierszy przez Bartosza Buławę, grającego chłopca oraz Jakuba Giela w roli kloszarda.

Przez ubiór aktorów, symbolikę kolorów i sposób oświetlenia, spektakl sprawiał ładne wizualnie wrażenie. Nie było tam niepotrzebnego bałaganu i chaosu, a całości przedstawienia dopełniała muzyka grana na żywo przez artystów- Marcina Partykę, Kubę Stankiewicza i Wolframa Spyrę oraz wyświetlane na scenę obrazy i efekty świetlne, sprawiające uczucie niepokoju. Wolfram Spyra tworzy własne instrumenty muzyczne, które także można było usłyszeć podczas spektaklu m.in. elektroniczną wiolonczelę.

„Czas na mnie" podsumowuje rok Różewiczowski w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Oprócz niego na obchody składały się jeszcze trzy inne spektakle- „Białe małżeństwo", „Stara kobieta wysiaduje", „Listy... i wszystkie lądy i wszystkie morza świata".

Teresa Wysocka
Dziennik Teatralny Wrocław
23 grudnia 2021
Portrety
Jan Szurmiej

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia