Na początku był absurd

"Pan Harold" - Teatr Improwizowany Klancyk - 21. Alternatywne Spotkania Teatralne Klamra

Klancyk jaki jest, każdy widzi. A jeśli nie widzi, to koniecznie musi zobaczyć, bo bez udziału publiczności "Pan Harold" po prostu nie istnieje. Bez względu na to, czy nam się podoba czy nie.

Pierwsze słowo należy do publiczności. Od tego słowa zaczyna się właściwy spektakl. Chociaż spektakl to za dużo powiedziane. To raczej swobodny strumień skojarzeń, które wywołuje jedno ze słów rzucanych przez publiczność. Z pojedynczych słów tworzą się zdania, a ze zdań całe historyjki, które zazębiają się lub nie, ale - o dziwo, bez szkody dla fabuły - nie ma to żadnego znaczenia. Klancyk wykorzystuje bardzo ciekawą formę teatralną, która polega na tworzeniu spektaklu bez wyraźnego scenariusza, za to opartego o sugestie płynące od publiczności. I tak mamy niby kabaret, niby stand-up, podczas którego aktorzy na bieżąco budują fabułę opartą na absurdalnych (i coraz bardziej absurdalnych) skeczach. W tym improwizacyjnym chaosie panuje jedna sztywna zasada, której aktorzy bezwzględnie się trzymają: gestem podniesionej ręki albo klepnięcia partnera scenicznego w ramię sygnalizują koniec jednej scenki i rozpoczęcie drugiej. Kiedy któryś z nich chce rozpocząć własną improwizację, wykonuje właśnie taki gest, przez co stajemy się świadkami aktorskiej przepychanki na skecze i miny.

"Pan Harold" to z pewnością propozycja dla wielbicieli groteski, absurdu i Latającego Cyrku Monty Pythona. Skojarzenie z brytyjskimi komikami jest całkiem uzasadnione, bo Klancyk inspiruje się amerykańskim i brytyjskim teatrem improwizowanym z lat 60. XX w. Nonsensowne skecze, włączanie publiczności do wspólnej zabawy, wreszcie komfort niezachowywania powagi w trakcie występu - to znak rozpoznawczy tego rodzaju teatru. Dlatego Klancyk niepolecany jest widzom pozbawionym poczucia absurdu, a przynajmniej powinien być im dawkowany wyjątkowo ostrożnie. To rodzaj teatru, który można pokochać albo znienawidzić, uznać za genialny pomysł albo czystą grafomanię, ale jednego nie można mu odmówić - humoru i przewrotności. Widzowi wydaje się, że to on dyktuje warunki, tymczasem tak naprawdę jest tylko elementem gry niezwykle sprawnych improwizacyjnie aktorów. Warto przy tym pamiętać, że w "Panu Haroldzie" pierwsze słowo należy co prawda do widzów, ale ostatnie - zawsze do Teatru Klancyk.

Karina Bonowicz
www.teatrdlawas.pl
16 marca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...