Na przełęczach bezsensu

"Gyubal Wahazar" - reż. Paweł Świątek - Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie

Najnowsza premiera w Starym Teatrze została wyreżyserowana przez Pawła Świątka. Obiecujący młody twórca, znany chociażby z „Pawia królowej", przeniósł na teatralne deski katastroficzny dramat Witkacego, „Gyubala Wahazara", lecz mimo wcześniejszych sukcesów i wystąpień, na których wykazał się zrozumieniem tekstu, powstał spektakl banalny, nieprzekonujący społeczno-politycznym przesłaniem czy nawet istnieniem takiego zaangażowania.

Świątek deklarował aktualność tez Witkacego dotyczących czasów kryzysu – kiedy radykalizują się postawy, społeczeństwo staje się zdezorientowane, a władza ewoluuje w tyranię, otwierając drogę rozmaitym fanatyzmom, zamachom stanu i roszadom u szczytu. Dramat zakopiańskiego artysty hojnie operuje figurą groteski, pozwalającą ujrzeć groźną stronę rzeczywistości. W spektaklu dokonano paru skrótów, przede wszystkim wycięto kilka postaci (co utrudnia ich identyfikację – przypomina to działanie państwowej machiny unifikacyjnej), ale szkielet właściwie pozostał bez zmian. Pierwsza scena przedstawia grupę (tu: tylko kobiety) oczekujących na audiencję u tytułowego władcy. Wśród nich jest m.in. Świntusia z matką, która zgodziła się oddać córkę na wychowanie jako damę dworu Gyubala. Władca nawiązuje więź z dziewczynką, mającą zdolności mistyczne (jej wiedzę – w dramacie określa się ją nawet jako „starą" – podkreśla obsadzenie w tej roli Ewy Kolasińskiej). Następnie widz obserwuje perturbacje polityczne, głównie na linii Wahazar-lud i Wahazar-kościół (utożsamiany przez ojca Unguentego, stojącego na czele sekty Perpendykularystów) – a przynajmniej można by było je obserwować, gdyby Świątek faktycznie uznał ten tekst za ważny.

Futurystyczna scenografia z plastikową beczką, z której co jakiś czas, niczym diabeł z pudełka, wyskakiwał tytułowy władca, od początku budzi wątpliwości co do znaczenia, wydając się całkowicie przypadkowa. Czy to sposób na odzwierciedlenie „sześciowymiarowego kontinuum", jakim miało być państwo Wahazara z „nieeuklidesowego dramatu" Witkacego? W takim wypadku za mało w nim eksperymentu z przestrzenią. Interesująco wypada jedynie przywiązanie aktorek do walcowatego kontenera, z którego wydobywają się nie tylko ryki Gyubala, ale i głośny dźwięk jakiejś technologii, co pokazuje, że tak naprawdę obywatel jest tylko nieważnym trybikiem w maszynerii, z pewnością da się go zastąpić, a indywidualność pozostaje rzeczą cokolwiek zbędną. Witkacy w końcu skupił się w dużej mierze na opisie mechanizacji kobiet. „Musimy wyjść poza osobowość – inaczej nie stworzymy nic. Chcę całej ludzkości przywrócić to, co utraciła, i za tę cenę dąży do tego, aby stać się – jeżeli się już nie stała – zupełnie czymś takim jak ul, mrowisko, stado szarańczy, gniazdo os czy coś podobnego". Wkroczenie w dobę posthumanizmu antycypują eksperymenty doktora Rypmanna, choć tutaj akurat znowu sam tekst musi mówić za siebie. Kiedy Świątek próbował jednak samodzielnie coś odczytać, powstawały sceny w stylu nieuzasadnionych show Pauliny Puślednik w roli Kobietona.

Głównym problemem nie są puste eksperymenty czy zabiegi formalne, które w wątpliwym stopniu są znaczenionośne, ale problem z językiem Witkacego. Prowadzeni przez Świątka aktorzy zdają się nie czuć frazy, wpadają w dziwne maniery, a przez to łamią dynamikę dramatu. Kotłowanina akcji potęguje tylko wrażenie braku kontroli nad tekstem. Co jest o tyle rozczarowujące, że Świątek – czy to w „Pawiu królowej", czy w „Smutkach tropików" – zdążył się już wykazać bardzo dobrym słuchem językowym, do którego potrafił dostroić aktorów.

Spektakl przygotowany z okazji roku Witkiewiczów oraz wpisujący się w problematykę podejmowaną chętnie w Starym Teatrze przez jego dyrektora (dyptyk „Król Ubu" i „Król Lear") okazuje się głosem niepotrzebnym – ani nie odświeża tekstu, ani nie mówi niczego o współczesnej Polsce poza kilkoma banalnymi analogiami. Pozostaje czekać na zrecyklingowanego „Macieja Korbowę i Bellatrix" Lupy, ponieważ Świątek ze swoim kramem „plastic is fantastic" sam znalazł się „na przełęczach bezsensu".

Marta Stańczyk
Dziennik Teatralny Kraków
12 marca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...