Na scenie nie czuję się naga

Rozmowa z Agatą Bykowską

Pierwszą polską aktorką, która pojawiła się naga na scenie, była słynna Irena Solska. W "Lady Godivie" publiczność ujrzała ją jak wjeżdża, obnażona, na siwym koniu. Wdzięki, ponoć wybornie zbudowanej artystki, przysłaniały jedynie długie, do kolan włosy i przezroczysta zasłona oddzielająca scenę od widowni. Był 1908 rok. Solska miała 31 lat. Ja pierwszy raz rozebrałam się na scenie kilka dni temu, w spektaklu "Bella figura".

Z Agatą Bykowską, aktorką Teatru Wybrzeże, którą możemy oglądać w spektaklu "Bella figura" rozmawia Gabriela Pewińska.

Gabriela Pewińska: Jakieś opory? Wstyd?

Agata Bykowska: - Muszę przyznać, że... czekałam na to. (śmiech) Od jakiegoś czasu miałam ochotę to zrobić i czułam, że jestem na to gotowa! To było dla mnie wyzwanie. Podobnie jak sama rola, moja pierwsza główna w teatrze. Wyjście na scenę nago, pomyślałam sobie, może być ciekawym doświadczeniem. Po prostu chciałam to przeżyć. Poczuć. Już na próbach czytanych reżyser zasugerował, by element nagości pojawił się w spektaklu. Cieszyłam się. A on zadbał, byśmy w tych scenach poczuli się komfortowo.

Komfortowo? To w ogóle możliwe?

- Dla mnie największym wyzwaniem nie była moja nagość, tylko mój, także nagi, partner, aktor Michał Jaros. Ta bliskość w scenach seksualnego zbliżenia... Na szczęście mamy duże doświadczenie sceniczne, jako aktorzy dobrze się znamy, dogadujemy i wyczuwamy, tak w trakcie prób, jak i spektakli. Więc miałam komfort. Pomogły nam rozmowy z reżyserem i majtki...

Majtki?

- Na próbach miałam na sobie dwie pary majtek. Zdejmowałam jedne i zostawały drugie, moja nagość była zatem czymś umownym. Michał zaproponował, byśmy spróbowali - na dobre - rozebrać się na próbie generalnej. I tak zrobiliśmy.

Jeden z aktorów, któremu wiele lat temu też przyszło grać nago, opowiadał, że czekał ze zrzuceniem bielizny do premiery. I to był błąd. Widok publiczności wyzwolił wstyd, którego nie czuł na próbach.

- Naprawdę? Ja czegoś takiego nie doświadczyłam. Ale może dzięki reżyserowi, który w pracy nad spektaklem skupił się na emocjach, na rolach, a nie na tym, że paraduję po scenie z gołymi cyckami. Cały czas myślę postacią. To Andrea się rozbiera, nie ja. Jeśli ktoś się tu wstydzi, jeśli ktoś jakieś ma przed nagością opory, to tylko ona.

Kreując tę postać poszła pani o krok dalej. Pani nagość jest tu nie tylko seksualna, ale także - w scenach w toalecie - wręcz fizjologiczna.

- Może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale i tu nic mnie nie powstrzymało. Wręcz przeciwnie, reżyser musiał hamować niektóre moje pomysły... Proszę jednak nie pytać, jakie, niech to pozostanie moją i jego tajemnicą (śmiech).

Jedna z reżyserek powiedziała: "Nie lubię kobiet, które na scenie rozbierają się bez oporów" i w roli rozbieranej obsadziła aktorkę, która wyznała, że pokazać się nago przed publicznością to jednak jest dla niej problem.

- Może powinnam sobie to wziąć do serca? (śmiech)

Z kolei pewien aktor opowiadał, jak straszny wstyd odczuwał, wychodząc na scenę nagi. Na domiar złego, jeden z widzów na jego widok oburzony wyszedł! To było dla tego artysty trudne doświadczenie. Dopiero "schowanie się" za postacią pozwoliło mu wytrwać do końca spektaklu. Grający Hamleta Jacek Poniedziałek miał jeszcze gorzej. Pewna teatromanka kilka razy przerywała spektakl, krzycząc "Czy to jest teatr, czy burdel? Czy naprawdę potrzeba gołej dupy, żeby powiedzieć, że król jest nagi? Bardzo proszę, żeby pan włożył majtki".

- Nie przyszło mi do głowy, że coś podobnego mogłoby się zdarzyć! Może to nawet lepiej, dopiero zaczęłabym się denerwować... Pamiętam, jak na zajęciach tańca w szkole teatralnej ćwiczyliśmy - ubrani w cielistą bieliznę - układ taneczny, którego elementem było odsłonięcie jednej piersi. Przerażało mnie to! Praca nad sobą, nad myśleniem o swoim ciele dziś bardzo pomaga mi w pracy nad rolą.

Jedna z pierwszych, nieżyjących już, aktorek Teatru Wybrzeże, wyznała mi kiedyś, a miała wtedy ponad 80 lat, jak żałuje, że nie dane było jej zagrać nago...

- To trochę jak monolog bohaterki granej w "Bella figura" przez Kasię Figurę. Mówi do granej przeze mnie Andrei: "Uwielbiam wysokie obcasy. Teraz robi się je takie wysokie! Byłam kiedyś niesamowitą laską. Laską minionych czasów. Kazałam skopiować suknię Diuszesy de Longueville na bal kostiumowy, potem odcięłam ją powyżej kolana i nosiłam ją do szpilek na koktajle. Ale przychodzi moment, kiedy nie można dłużej chodzić na obcasach. Ciało się na to nie godzi... Niech pani korzysta ze swoich ładnych nóg, moja droga... Zanim ciało narzuci swoje ponure prawa...".

Ewa Dałkowska rozebrała się w spektaklu pierwszy raz, mając 65 lat. Dla pani są jakieś granice scenicznej nagości?

- Widziałam spektakl, gdzie dwójka aktorów uprawiała seks oralny. To jest ta granica. Nie odważyłabym się na coś podobnego. Natomiast jeśli ciało pokaże na scenie stary aktor, to jest, myślę, w wyrazie, w symbolu, jeszcze piękniejsze, jeszcze mocniejsze. Nasze społeczeństwo wypiera i przemijanie, i choroby, i śmierć, i cielesność. Żyjemy w świecie upiększania się na siłę, żyjemy w czasach wiecznej młodości, wszyscy chcą być nieśmiertelni. Jak bardzo trzeba być pogodzonym ze sobą, by wyjść na scenę, mając zamiast kostiumu starzejące się ciało, jak trzeba być pięknym wewnętrznie. Oczywiście, wszystko jest do przyjęcia, gdy nagość w sztuce ma sens. Jeśli twórcy przedstawienia są przekonani, że warto to zrobić. Że to nie jest li tylko efekciarstwo, wabik, by napędzić żądną sensacji publiczność.

W myśl powiedzenia: "Kiedy już nic nie można zrobić, zawsze można zdjąć majtki"?

- Pamiętam, byłam jeszcze studentką, widziałam spektakl, w którym rozebrany do naga aktor jadł arbuza i wypluwał pestki, jadł i wypluwał, i tak na okrągło... Nie rozumiałam, w czym rzecz. Do dziś nie rozumiem sensu tej sceny.

Oglądając film nie zastanawiamy się, czy pokazana tu nagość ma sens.

- Ale w kinie, my aktorzy, nie przeżywamy jej wspólnie z widzami. Dzieli nas szklany ekran.

Są, na szczęście, przedstawienia, gdzie, jak ktoś powiedział: "nikt się nie rozbiera, a wszystko się odsłania"...

Najbardziej, tak dla aktora, jak i widza, podniecające są emocje. Nagość może je dopełnić albo spłycić. Mówić o tym to niełatwa sprawa. W ogóle jest mi bardzo trudno mówić o teatrze... Wczoraj mój brat zapytał mnie po przedstawieniu: Po co jest teatr?

Po co jest teatr?

- Nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Bardziej czuję, niż wiem.

Jak zareagowała na pani rolę w "Bella figura" rodzina?

- Mama była zachwycona, brat skomentował wymijająco. Ale może...

Nie zauważył, że była pani naga?

- (śmiech) Trudno było nie zauważyć... Nie powiedziałam im wcześniej, czego mogą się spodziewać... Dziwne, bo w spektaklu "Ciąg", gdzie jednak byłam w lepszej sytuacji, bo grałam w bieliźnie, zabroniłam przyjść bratu na przedstawienie. A teraz nie miałam oporów. To progres w moim myśleniu na temat cielesności w sztuce. I na temat mnie samej.

W jakim sensie?

- Chyba coraz łatwiej przychodzi mi oddzielić cielesność aktorki od cielesności prywatnej. Od premiery "Ciągu" minęły dwa lata, zdążyłam nabrać scenicznego doświadczenia. W tym teatrze czas szybko leci, dwa lata to ogrom różnych wyzwań, mniejszych i większych. Dzięki nim czuję, że się zmieniam. Myślę też, że w jakiś sposób rozwinęła się we mnie kobiecość, o wiele silniej niż na początku bycia w Wybrzeżu. Mam też świadomość, że na widowni siedzą moi bliscy, rodzina czy znajomi, ale w momencie wejścia na scenę stają się już dla mnie widzem jak każdy inny. Jako aktorka czuję się zobowiązana, aby jak najlepiej opowiedzieć historię danej postaci, bez wymówek.

Dla wielu aktorów ciało to kostium. Dla innych coś więcej niż kostium.

- W jakimś sensie kostium na pewno. Kiedy dotykam mojego ciała na scenie, czuję je jakoś inaczej. Ale będąc naga na scenie, nie czuję się naga.

Pani kolega Piotr Biedroń, który na scenie Teatru Wybrzeże rozbierał się po wielokroć, wyznał, że nie jest to dlań - jak mogłoby się wydawać - prosta sprawa. Zwłaszcza wtedy, gdy ma widza na wyciągnięcie ręki. Na metr. W "Ciągu" reżyserka podawała go widzom niejako saute. Na talerzu. Kiedy zaproponowano mu ten striptiz na scenie, przestraszył się. Bliskości ludzi właśnie.

- Być nagim w interakcji z widzami to zadanie szalenie trudne. Gdyby dane mi było usiąść gołą pupą jakiemuś widzowi na kolana, chyba nie dałabym rady.

Kiedyś przyszło mi do głowy, jak zareagowaliby aktorzy, gdy - zapięci pod szyję - wchodzą na scenę, patrzą, a tu... widzowie rozebrani do rosołu. Który z widzów by się na to zgodził!

Podczas spektaklu "Orgia" pewien teatroman nagle wyskoczył z portek. Jednak szybko się opamiętał.

- Gdy graliśmy "Ciąg", siadałam, w bieliźnie co prawda, na kolanach pewnemu panu... Dotknął mnie i było to dla mnie niełatwe doświadczenie. Jakoś niekomfortowo dosłowne. Bo ja w tej relacji grałam rolę, a on dotykał mnie prywatnie.

Wielki Gustaw Holoubek powiedział kiedyś, że nagość jest sprzeczna z naturą teatru.

- Inny jest dziś teatr i inne podejście do ciała, seksualności, do wolności nawet. Czasem, niestety, jest to nagość porażająco ordynarna. Kiedyś przypadkiem natknęłam się na telewizyjny program pokazujący, jak się ludzie bawią na imprezach. Te półnagie, pijane kobiety, napompowane do oporu, tańczące z butelką wódki przed kamerą... Ten brud, ta wulgarna seksualność, bardzo mnie to uderzyło... Było nie na miejscu, poniżające...

Może słowa Gustawa Holoubka to takie memento dla teatru? Trochę jednak ześwirowaliśmy na punkcie odsłaniania wszystkiego co intymne. Ktoś zaważył: "Najpierw w teatrze ściągnęliśmy maski, później ubrania, skóry już nie można ściągnąć"...

- Myślę, że za chwilę ktoś spróbuje. Jeszcze dziesięć lat temu nagość budziła oburzenie, dziś jest normą, za dekadę wszystkim się znudzi...

Już mamy przesyt...

- To tak jakby powiedzieć, że emocje nas nudzą. Nagość jest szalenie ludzka. Bardzo pierwotna, zwierzęca, przez to kusi, nie pozwala pozostać obojętnym, możemy mówić, że nas goła pupa w ogóle nie obchodzi, nie zajmuje. Ale to nieprawda.

___

Agata Bykowska. Absolwentka PWST we Wrocławiu. Laureatka Nagrody Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego za rolę Zochy w spektaklu NASZA KLASA oraz za rolę w przedstawieniu LOVE&INFORMATION.

Gabriela Pewińska
Dziennik Bałtycki
10 marca 2018
Portrety
Agata Bykowska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia