Na swojej drodze spotkałem ludzi, którzy mieli dobry gust

Rozmowa z Cezarym Ilczyną

- W naszym teatrze, co potwierdzają wszyscy, którzy nas odwiedzają, jest świetna atmosfera. Nikt nie walczy o role, nikt się nie bije o karierę - mówi Cezary Ilczyna, aktor Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie.

Wie pan, że codziennie słyszę pana głos w autobusie?

- Ależ to jest pomyłka! Jest pani trzecią osobą, która mi o tym mówi! To nie mój głos. Nie nagrywałem zapowiedzi przystanków w Olsztynie.

A słyszał pan te zapowiedzi?

- Nie, bo nie jeżdżę autobusami. Może ktoś ma głos podobny do mojego? Lektorzy mają podobną manierę mówienia i wszyscy stają się do siebie podobni. Nie dlatego, że chcą, tylko dlatego, że tego się od nich wymaga. Jeżeli chodzi o nagrywanie, to mój głos można usłyszeć w aplikacji "Bezpiecznie nad wodą". Jest to instrukcja, jak udzielić pierwszej pomocy.

Używa więc pan swego głosu nie tylko na scenie. Uczy pan również emisji głosu.

- Tak jest. Głównie nauczycieli i kleryków. Podczas tych zajęć nastawiam się na technikę mowy, dykcję i kulturę języka polskiego. Emisja głosu, czyli jego ustawienie (inaczej impostacja), potrzebna jest bardziej śpiewakom i aktorom. W przypadku nauczycieli ważniejsza jest higiena głosu, umiejętność jego nienadużywania. Zły oddech, często ściśnięte gardło i napięcie mięśni krtani, a krtań to wrażliwy instrument, prowadzi do chorób, do chrypki, a nawet utraty głosu.

A pan ten swój głos ma od zawsze?

- Tak, ale nie ma w tym żadnej mojej zasługi. W szkole teatralnej wykładowcy nie poświęcali mi za dużo czasu, bo stwierdzali, że nie warto psuć tego, co dała mi natura. Już jako uczeń występowałem w szkolnych przedstawieniach. Jednym z instruktorów w tym czasie był Ryszard Bajor, ojciec aktorów Michała i Piotra. Później w liceum miałem świetną polonistkę. Na swojej drodze spotkałem ludzi, którzy - po pierwsze - mieli zapał do pracy z młodymi ludźmi, a po drugie, mieli dobry gust. To ważne, bo jak źle się poprowadzi młodego człowieka, to wpada w niepotrzebny patos, deklamację. albo nadużywa gestów, np. mówiąc o słońcu, pokazuje słońce. To są błędy, które często dyskwalifikują na konkursach recytatorskich bądź obniżają szansę na egzaminach do szkół teatralnych.

W historiach bardzo wielu osób, które coś w życiu osiągnęły, powtarza się opowieść o nauczycielach czy instruktorach, którzy nie tylko uczyli, ale odkryli talent, wspierali młodych na początku ich drogi

- W moim przypadku też tak było, ale w mojej edukacji dużą rolę odegrała też mama. Zaraziła mnie poezją. W naszym domu czytało się wiersze.

Kim była?

- Skończyła liceum plastyczne. Niewiele brakowało, żeby tańczyła i śpiewała w Mazowszu. Kiedy Mira Zimińska-Sygietyńska (współtwórczyni, obok męża Tadeusza Sygietyńskiego, Zespołu Pieśni i tańca Mazowsze - red.) robiła nabór do zespołu, mama zdała egzamin, ale babcia jej nie puściła. I tak mama została księgową.

Wspomniał pan o rodzinnym mieście - Opolu. Pana rodzina to Ślązacy?

- Nie, choć miałem w szkole wielu kolegów autochtonów. Mój przyjaciel pochodził z niemieckiej rodziny. Dziadek był ze Lwowa, a mama urodziła się w Kołomyi. Natomiast ojciec urodził się w Chorwacji. Jego rodzina była polsko-chorwacka. Myślę, że nasze nazwisko ma korzenie bałkańskie.

Wrócę jeszcze do głosu. Podobno ma pan w domu studio nagrań.

- Studio to za dużo powiedziane. To po prostu kabina lektorska służąca do nagrywania "lektorki" do filmów i do telewizji. To sposób na dorobienie do pensji. Po wieczornym przedstawieniu zamykam się w swojej kabinie i pracuję. Nagrywałem między innymi dla programu "Szymon Majewski Show", radiową kampanię Stokrotki i reklamy w TVP Olsztyn.

Do Olsztyna przyjechał pan w 1988 roku. To już 25 lat temu. Co pana tu sprowadziło?

- W tym roku mija też 30 lat mojej pracy artystycznej. Pięć lat pracowałem w innych teatrach. Olsztyn przyszedł sam. Nigdy pracy nie szukałem. W Bydgoszczy zmieniała się dyrekcja. Dowiedzieliśmy się, że do zwolnienia jest 15 aktorów. Zadrżeliśmy wszyscy. Ale wtedy Halina i Krzysztof Ziembińscy (ojciec Krzysztofa, Zbigniew, był wychowawcą pokoleń aktorów, reżyserów i scenografów brazylijskich; uważany jest za "ojca teatru brazylijskiego" - red.) odwiedzili akurat Bydgoszcz. On był dyrektorem teatru w Olsztynie. Ziembińscy zobaczyli mnie na scenie. Gdy dowiedzieli się, że wkrótce zacznę szukać roboty, zaproponowali mi angaż. I wtedy przyjechałem do Olsztyna z nieżyjącym już Stanisławem Krauzem i Alicją Kochańską. Ze Stasiem przyjaźniłem się 30 lat.

Przez ćwierć wieku w Olsztynie zagrał pan wiele świetnych ról.

- Tak, udało mi się m.in. dzięki utalentowanym kolegom. W naszym teatrze, co potwierdzają wszyscy, którzy nas odwiedzają, jest świetna atmosfera. Nikt nie walczy o role, nikt się nie bije o karierę.

Ewa Mazgal
Gazeta Olsztyńska
28 maja 2013
Portrety
Cezary Ilczyna

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...