Na zgliszczach cywilizacji

"Lear" - reż. Jędrzej Piaskowski - Teatr Nowy w Poznaniu

"Król Lear" Williama Szekspira dla Jędrzeja Piaskowskiego stał się inspiracją do refleksji nad stanem współczesnej Europy. "Lear" Piaskowskiego nie jest ani "Królem Learem" Williama Szekspira, ani Eugeniusza Korina, ani Tadeusza Łomnickiego. Brak dialogu z poznańską, polską czy nawet elżbietańską tradycją mógłby stanowić zarzut wobec spektaklu, jemu tymczasem wychodzi na dobre. Jędrzej Piaskowski sięga po znacznie szersze konteksty i ze starożytnej Anglii czyni ostatni bastion nowoczesnej Europy.

Pusty pałac Europy

Czas jest tu nieokreślony, lecz na pewno mieści się gdzieś w bliższej lub dalszej przyszłości - częste zaćmienia słońca i księżyca wróżą nieszczęścia, a z kontynentu nadciągają wojska francuskie, które siać będą zniszczenia i zepsucie. Starość i upadek Leara symbolizują schyłek i rozpad współczesnej cywilizacji - sędziwy władca u kresu życia i progu szaleństwa dzieli królestwo oraz majątek między wykorzystujące go córki, a tym samym zaprzepaszcza dorobek całego życia. Tak, jak swoje dziedzictwo zaprzepaszcza Europa. Zatem sceniczne wnętrza pałacu Leara są zarazem muzeum i ruiną Zachodu - pod białymi tkaninami rysują się kontury renesansowych łuków i płaskorzeźb, może jeszcze chronione przed wielowiekowym kurzem, a może już okryte całunem. Na scenie kruszeją korpusy klasycznych rzeźb, ze ścian zwisają puste ramy obrazów. W tej świetliście białej, rozbłyskującej jarzeniowymi żarówkami, szpitalnej wręcz scenerii, namiastkę arystokratycznego salonu zapewnia tylko stół, będący zarazem katafalkiem Leara, oraz kilka przypadkowych, niepasujących do siebie krzeseł.

Szpital cytatów

Estetyka spektaklu Jędrzeja Piaskowskiego odwołuje się wyraźnie do "Francuzów" Krzysztofa Warlikowskiego. U Piaskowskiego jednak wystudiowana elegancja arystokratycznych elit stopniowo ulega dosłownemu wynaturzeniu, okaleczeniu, rozkłada się wręcz. Dlatego zamiast opery czy baletu, pokaże nam oniryczny danse macabre, pochód odmieńców krążący po futurystycznych Pompejach. Piękno i sztuka powoli wytracają tu swoją formę - ślad Szekspira pozostaje tylko w mechanicznie powtarzanych kwestiach, Jan Sebastian Bach zaledwie recytuje swoje kantaty, a teatr czytany jest z kartki. Ten świat zbudowany z cytatów, dawnego echa i cieni przeszłości jest onirycznym tworem wyobraźni szaleńca. Śnieżnobiały pałac Leara nie ma okien, drzwi ani klamek - to zarazem szpital psychiatryczny, po którym snują się cierpiący, chorzy ludzie. W jarzeniowym świetle, które upodabnia scenę do śnieżącego telewizora, pojawi napis "Wyjścia nie ma". Uwięzieni w tych ruinach odbierają, odtwarzają i powielają trafiające do nich zbłąkane sygnały - niektóre sceny spektaklu są wydłużone, inne to powtarzają się, to urywają. Niczym w zepsutym odbiorniku, postaci odgrywają tylko zlepki urywków, szczątki cytatów dawnych, wielkich dzieł. Są przy tym tak otępiałe i zdystansowane wobec swoich kwestii, że krzyk nie oznacza już krzyku, ani śmiech śmiechu. Ich przypadkowy przekaz najczęściej pozostaje bez odpowiedzi.

Learowie Zachodu

Na tych zgliszczach staje dwóch Learów (Aleksander Machalica i Paweł Hadyński) - jeden chce oszaleć, by nie mieć świadomości upadku, drugi pragnie zostać przy zdrowych zmysłach, by ocalić choć rozum. W rzeczywistości jednak Learem może być każda postać, która bezradnie obserwuje rozpad, bo nie ma tu chyba żadnej świadomej osoby, z wyjątkiem Antoniny Choroszy w roli Błazna. Snująca się w czarnej sukni niczym Mojra zdaje się kierować tą katastroficzną wizją i prowadzi świat do jego celu, czyli autodestrukcji. Błazen odsłania spiętrzone śmietnisko, na jakim chwieje się wątła konstrukcja Europy i śpiewa jej na pożegnanie "Lili Marleen". Ta okrutna, pełna grozy wizja Piaskowskiego jest tyleż straszna, co hipnotyzująca. Po "Versusie" i "Learze" widać już, że reżyser w sposób niezwykle precyzyjny potrafi sterować uwagą widza, zmuszając go do konfrontacji z niewygodnymi obrazami. W "Learze" oczarowuje przede wszystkim wystudiowanym, zdegenerowanym pięknem, a odważna, spójna estetyka spektaklu zdaje się w Teatrze Nowym nową jakością. Warto ją poznać, nawet jeśli obudzi w nas obawę, że ten katastrofizm nie jest wcale sennym marzeniem ani bynajmniej nie wybiega zbyt daleko w przyszłość.

Anna Rogulska
kultura.poznan.pl
14 kwietnia 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia