Nadeszła Era Kobiet

"Barbelo, o psach i dzieciach" - reż. Anna Augustynowicz - Teatr im. S. Jaracza w Łodzi

Małego, grubego chłopca gra wysoki szczupły aktor, idealnie kształtne, nietknięte jabłko udaje nadgryziony do połowy owoc - a to dopiero początek zabaw z wyobraźnią, jakie Anna Augustynowicz proponuje widzom w swojej inscenizacji tekstu najmodniejszej współczesnej serbskiej dramatopisarki Biljany Srbljanović. "Barbelo, o psach i dzieciach" kryje w sobie tajemnicę, niepokoi i zmusza do zadawania pytań o naturę świata, w którym zostaliśmy zanurzeni

Zgodnie z tytułem tekstu scenę wypełniają psy (jeden prawdziwy, z krwi i kości, pozostałe natomiast musimy sobie wyobrazić, o czym informuje nas narratorka) i dzieci, za które uznać możemy każdego z bohaterów, każdy z nich zachował w sobie bowiem ów pierwotny strach, szaleństwo oraz niewiedzę charakterystyczną dla niedoświadczonych umysłów. Nad wszystkim czuwa (czy aby na pewno?) Barbelo w gnostyckiej kosmogonii uznawany za boski pierwiastek kobiecy, żeński aspekt bóstwa, który dziś, u progu XXI wieku, w czasach kryzysu męskości, przejął władzę nad światem. Zawieszeni gdzieś między sferami, w niedookreślonej przestrzeni (z ust narratorki co chwilę padają słowa-wskazówki: „Ale wy oczywiście wiecie, że my jesteśmy martwi?”) bohaterowie sami nie wiedzą, gdzie się znaleźli. Część z nich stara się skupić na sprawach doczesnych, inni - jako istoty martwe - kontaktują się z żywymi, jeszcze inni nie podejmują refleksji nad swoją egzystencją. Powracają pytania o istnienie pozagrobowej rzeczywistości, o piekło na ziemi, w które wierzyli średniowieczni gnostycy, o możliwość odkupienia win i istotę ciemności, która nieustannie przesłania oczy narratorce Milicy (Agnieszka Więdłocha), która - podobnie jak Beatrycze prowadząca bohatera „Boskiej komedii” przez dziewięć sfer niebieskich Raju - oprowadza nas po scenicznym uniwersum. Jednak wędrówkę przez świat powołany do życia przez serbską dramatopisarkę przyrównać można raczej do podróży po Piekle i Czyśćcu - zagubienie, cierpienie, smutek i brak możliwości porozumienia stają się bowiem rysem charakterystycznym rzeczywistości, w której przyszło funkcjonować bohaterom. Czy jednak owa tajemnicza kraina tak bardzo różni się od tego, co nas otacza?

Niemalże każdy z elementów scenicznego świata tonie w mroku - czarne są stroje postaci, w czerni zatopione są ramy wyznaczające przestrzeń gry zbudowaną między innymi z podestu przypominającego wybieg, po którym chodzą i na którym siadają bohaterowie. Podest w kształcie prostokąta bez jednego boku swym podkowiastym kształtem otwiera się na przestrzeń widowni, naprzeciw której znajduje się duża, czarna rama usytuowana w głębi sceny. Za ramą stoi ławka, na której rozgrywać się będzie znaczna część akcji. Stół i krzesło dopełniają utrzymaną w jednej tonacji kolorystycznej przestrzeń po obu stronach sceny ograniczoną półprzezroczystymi ścianami, za którymi od czasu do czasu siadają na krzesłach bohaterowie, by z pozycji obserwatorów oceniać przebieg wydarzeń. Poznajemy plejadę postaci i ich problemy - Milena (Justyna Wasilewska) jako druga żona Marka (Marcin Łuczak) musi wychowywać jego syna z pierwszego małżeństwa Zorana (Marek Nędza) - dziecko ze sporą nadwagą, które swoim obżarstwem budzi przerażenie otoczenia. Jego łapczywość to metaforyczna próba zagarnięcia świata, nad którym stara się zapanować. Macocha nie darzy go uczuciem, emocjonalną pustkę chłopak zapełnia więc jedzeniem. Milenę nękają wizje zmarłej matki Zorana, Milicy, która bardzo tęskni za swoim dzieckiem. Obrazy pojawiające się przed oczyma Mileny w połączeniu z faktem, iż nie może mieć dzieci sprawiają, że kobieta traci stabilność emocjonalną, coraz trudniej jej nad sobą zapanować. Ma kiepski kontakt z przebywającą w domu starców matką Milą (Iwona Karlicka), nawiązuje chorą relację z sąsiadem, policjantem Draganem (Michał Jaros), w konsekwencji czego sprowadza kłopoty na swojego męża, który jest wysoko postawionym politykiem. Poznajemy także wiecznie przywołującą swoich czterech ulubieńców Psiarę (Katarzyna Dałek) i Włóczęgę (Ewa Suchanek) - postaci jakby nieobecne, zapatrzone w przestrzeń, skupione wyłącznie na sobie, zobojętniałe na to, co je otacza.

W spektaklu Anny Augustynowicz podział na dobro i zło nie znajduje zastosowania - bohaterów nie można zaklasyfikować, poddać łatwej ocenie. Bycie wrażliwym człowiekiem nie idzie w parze z pełnieniem roli dobrego rodzica, wyczulenie na krzywdę zwierząt niejednokrotnie sprawia, że cierpienia człowieka schodzą na drugi plan. Jak bumerang powraca nie dająca spokoju kwestia Demiurga, kogoś, kto powinien czuwać nad porządkiem, celowością wydarzeń. Bohaterowie nie wiedzą, gdzie się znajdują, czy są w czyśćcu, czy w piekle - co gorsza nie ma kogo o to zapytać. Czują się pozostawieni sami sobie, po heidegerowsku „wrzuceni w świat”. XVIII-wieczny pogląd, wedle którego Boga postrzegano jako „Wielkiego Zegarmistrza”, którzy nakręcił i porzucił stworzony przez siebie mechanizm wydaje się wyjątkowo bliski sposobowi odczuwania rzeczywistości przez postaci, które w obliczu braku kary za wyrządzone zło nie wiedzą, co począć ze swoją wolnością. Łudząco przypomina to sytuację współczesnego człowieka, nieustannie poszukującego drogowskazów, próbującego stworzyć własny system wartości, ponieważ żaden nie został mu dany odgórnie. W scenicznym uniwersum funkcjonują istoty pozbawione życia wewnętrznego - zarówno w rozmowach, jak i w przemyśleniach postaci nie pojawiają się argumenty związane z emocjami, nie padają miłosne deklaracje, a o osobach siedzących tuż obok zdarza się mówić w trzeciej osobie (jak Mila mówi o Zoranie), jakby były przedmiotami. W tekście Biljany Srbljanović, co umiejętnie oddała Anna Augustynowicz, widać strach przez zdehumanizowanym światem, do którego coraz uporczywiej dążymy.

Pierwsze skrzypce w przedstawieniu grają kobiety - Milica jest narratorką, obserwatorką  i komentatorką wydarzeń, a także największym zagrożeniem dla Mileny, która ma poczucie, że nie spełniła się jako żona i matka, że pierwsza żona jej męża zawsze będzie dla niego tą, która dała mu syna. Kategoria kobiecości zostaje w spektaklu przedstawiona na wielu płaszczyznach, przywołanie kobiecego aspektu bóstwa już w tytule sztuki sugeruje, że jest to jeden z najważniejszy wątków opowiadanej historii. Spektakl wieńczy scena, w której Milica pokazuje widzom obraz autorstwa człowieka, który wyprzedził swoją epokę - Leonarda da Vinci. Wedle słów bohaterki jego dzieło zawiera naukę, przesłanie renesansowego geniusza, który uczy, jak powinien być urządzony świat. „Święta Anna Samotrzeć” to płótno, na którym mały Jezus bawi się otoczony troskliwą opieką matki Maryi i babci Anny. Obraz nie pozostawia wątpliwości co do wpływu kobiet na życie dziecka. Skoro myślenie Boga w tak dużym stopniu ukształtowały kobiety może nadszedł czas, by mogły wreszcie wyjść z cienia i objąć władzę, którą dotąd sprawowały niebezpośrednio, nie wprost. Skoro męskie bóstwo nie sprawdziło się, a na świecie zapanował chaos, może czas, by kulturotwórcza rola kobiet przestała być wyłącznie ładnie brzmiącym frazesem. Nadeszła Era Kobiet, które muszą ratować świat. Posprzątać bałagan, będący konsekwencją decyzji, jakie podjęli męscy poprzednicy.

Ciekawe pod względem formalnym przedstawienie pełne jest treści niezwykle bliskich współczesnemu człowiekowi, który z narastającym niepokojem obserwuje zachodzące wokół przemiany. Nie dziwi wybór reżyserki, która postanowiła obsadzić w spektaklu wyłącznie dwudziestoparolatków - problemy zawarte w tekście są im szczególnie bliskie. To oni zdecydują, jak będzie wyglądał świat, czy znajdzie się w nim miejsce na ludzkie odruchy. I czy średniowieczna idea piekła na ziemi przybierze bardziej namacalny kształt.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
18 stycznia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia