Nadszedł czas żeńskiej energii!

Rozmowa z Moniką Cichocką

Pierwiastek kobiecy w operze zmienia nasz świat.

Z Moniką Cichocką, sopranistką, rozmawia Magdalena Nowacka-Goik.

Magdalena Nowacka-Goik: Bohaterki spektakli oper to nie tylko piękne głosy, ale cała plejada niezwykłych osobowości, których analiza może być fascynującą drogą odkrywania pokładów kobiecości, tego jak bardzo jest różnorodna i jak się zmienia. Kiedy zobaczyłam kreację tytułowej „Toski" Giacomo Pucciniego w wykonaniu Moniki Cichockiej na scenie Opery Śląskiej, uderzyła mnie niezwykła szlachetność i duma tej postaci...

Monika Cichocka - Toskę widzę jako arcyciekawą, złożoną postać. Bardzo emocjonalną (jest w końcu artystką, więc jej emocje są jak salwa), pełną pasji, reaktywną, gorącą. Nie ma w niej wyrachowania ani powściągliwości. Jest za to pewność siebie, a także potrzeba widzenia świata dobrym i naprawienia tego, co do tego obrazu nie pasuje. Myślę, że relacja Toski ze Scarpią to swoista korekta świata. Tosca decyduje się na morderstwo prefekta policji rzymskiej nie tylko z powodu osobistego przeczucia, iż ratuje w ten sposób ukochanego Cavaradossiego (ostatecznie zemsta Scarpii dosięgnie zakochanych zza grobu) – Tosca w ten sposób oczyszcza świat z pierwiastków obniżających wibrację Miłości. Przyznam szczerze, gdybym była na miejscu Toski z pewnością zachowałabym się identycznie. Rozumiem ją i szanuję. Bardzo lubię to, że Puccini w partyturze zapisał gorącą i prawą reaktywność bohaterki. Bez kalkulacji, premedytacji, z lapidarnym i słusznym porywem głosu Serca...

To pełnokrwista postać, potrzeba zatem dużego zaangażowania aby w pełni oddać cały ten wachlarz buzujących w niej emocji...

- Oczywiście. Co ważne, stawiając w „Tosce" wyłącznie na śpiewanie, bez koncentracji na stronie aktorskiej, zrezygnowalibyśmy z fundamentalnego efektu w werystycznych operach, czyli z czystego wzruszenia Słuchacza/Widza. Dlatego mocno skupiam się na precyzyjnym, aktorskim studium osobowości postaci, w którą się wcielam, nie zapominając oczywiście o śpiewie, stanowiącym w „Tosce" immanentną część motoryki roli. Jestem tu bardziej człowiekiem niż śpiewaczką i to jest dobre, bo kompozytor zapisał to pomiędzy nutami, w didaskaliach oraz zwrotach i motywach muzycznych. Tosca to wulkan emocji i ofiara własnych uczuć, osobistej szlachetności i porywu idealistycznej duszy.

Który moment w tej roli jest najbardziej wymagający, zarówno jeśli chodzi o kwestie pokazania emocji, jak również z czysto technicznych powodów?

- To cały drugi akt. Wymaga on największego skupienia i wielkiej, a jednak kontrolowanej ze względu na trudności wokalne, salwy emocji. Arię w drugim akcie - wielki operowy hit „Vissi d'arte..." - próbuję zaśpiewać jak... szept, bez wokalnego popisu, szczerze, pokornie i cicho - w ślad za biegiem emocji w skomplikowanej scenie u Scarpii. Zresztą, ja w ogóle nie robię w „Tosce" popisu... Walczę o PRAWDĘ.

Postać Toski jest tragiczna i to potrójnie: zabija, traci ukochanego i sama popełnia samobójstwo. Potęga przeznaczenia, którego nie da się uniknąć?

- W tej operze giną wszyscy. Podkreślam jednak, iż ja nie wierzę w fatum. Wierzę natomiast w to, że jeśli generuje się pewna sekwencja „przypadków" (które, jak wiadomo, nie istnieją - sic!) i jej nie złamiemy, wydarza się właśnie to, czego najbardziej się boimy. Tosca próbuje złamać tę sekwencję zabijając Scarpię. To próba szczególnie bohaterska, ale losu nie odwraca. Przynosi jednak oczyszczenie i komunikat o Miłości, która zawsze zwycięża. Dramat polega na tym, że Miłość spersonifikowana w postaci Toski, decyduje się przekroczyć ostateczną granicę, pozbawia życia personifikację zła. Akt samobójczy bohaterki w tej inscenizacji jest więc już jedynie konsekwencją, nie jest niczym zaskakującym. Tosca idzie za swoim ukochanym Cavaradossim...

Porozmawiajmy o kobiecości, jakiej oczekują od opery współcześni widzowie, w oparciu o przesłanie, które niosą w sobie bohaterki dzieł Pucciniego. Dostrzegamy jakiś ogólny trend?

- Mam wrażenie odchodzenia od potrzeby zwyczajności, odzwierciedlenia tego co w życiu, od uwikłania w emocjach, jak w wypadku Toski. Współczesnym archetypem operowym jest moim zdaniem księżniczka Turandot, która też koryguje świat, ale w zupełnie inny sposób. Turandot odwraca się od łkania, prostej i niepohamowanej egzaltacji. Pokazuje, że możemy sami ułożyć czy stworzyć reguły, pozostając w dystansie od zasilania energią paradygmatów słabości, bezsilności, bezsensownego dramatyzmu. Warto pamiętać, że Puccini pisał „Turandot" praktycznie na łożu śmierci, z pewnością jego refleksja i percepcja sięgała już znacznie dalej, niż jednego, nieświadomego wieczności, życia. „Turandot" to łabędzi śpiew werystycznego Twórcy, ocechowany poszerzonym postrzeganiem. Podkreślona w ostatnim dziele kompozytora „predestynacja królewska" wyklucza niekontrolowane namiętności, budując siłę na archetypie spójnej duchowości, na integracji energii żeńskiej i męskiej, na motoryce i sprawczości kreacyjnej energii kobiecej.
Lubię Toscę, jednak sporo w niej słabości, niezaspokojonych uczuć, pragnień, energii deficytu, niespełnienia. Współczuję jej, ale czy jest mi najbliższa? Tego bym nie powiedziała... Myślę, że nadeszły czasy innej percepcji. Widzowie oczekują także od Wysokiej Sztuki innego spojrzenia oraz propozycji zmiany świata i mechanizmów jego funkcjonowania.

Rozchwiana namiętnościami chociaż konsekwentna w uczuciach Tosca, a z drugiej strony królewska, chłodna, boska Turandot. Mamy i kolejną bohaterkę opery Pucciniego, tak inną od pozostałych, Mimi z „Cyganerii".

- Tu nie ma targania emocjami i nie ma także królewskiej predestynacji. Mimi jest czystą Miłością, która jest wieczna i prowadzi do innego świata. Mimi wie, że umiera, kiedy przychodzi pierwszy raz do Rudolfa. Ma przekonanie nieuchronności odejścia z tego świata, ale i pewność, że Miłość jest wieczna. Umiera cicho. Bez krzyku, patosu, egzaltacji. Chociaż... patrząc na Toscę nie mamy wątpliwości, że Puccini kochał w niej także egzaltację. Ale czy ja chciałabym taka być? Niekoniecznie...

Czy patrząc na kobiety w operach innych kompozytorów można je jakoś podzielić, zaklasyfikować ze względów charakterologicznych, przekazu muzycznego i metafizycznego?

- Wśród bohaterek Verdiego moją szczególną uwagę zwraca Desdemona z dramatu muzycznego „Otello". Pełnokrwista postać, niemal wpisująca się w kanon werystyczny, a jednak boska i spokojna. Bohaterki z dzieł Richarda Straussa mają natomiast w sobie magię wewnętrznego blasku, spójność i swoistą intensywność (szczególnie kocham za to Salome, Żonę Baraka z „Kobiety bez cienia" czy Elektrę). Każda z bohaterek Richarda Wagnera to bogini, nawet Senta z „Holendra tułacza", która nie wie co ją czeka, ale gotowa jest na poświęcenie dla Miłości i ma świadomość wieczności duchowej.

Z naszej rozmowy wynika zatem, że tak jak w wielu aspektach życia dostrzegamy teraz potęgę energii żeńskiej, szukając wzorców potrzebnych nam na drodze do nowego świata możemy je znaleźć również w świecie opery...

- Jeśli dostrzeżemy siłę kreacyjną w kobiecości, znajdziemy czystą ekspresję „boskości" w żeńskich postaciach operowych i teatralnych. Pierwiastek kobiecy w kulturze dobija się o należny mu głos. Sztuka jest drogowskazem, mamy dzięki niej szersze spojrzenie. Wielka jest zatem rola artystów, twórców. Po zmęczeniu patriarchalnym światem, nadchodzi energia żeńska i ma do odegrania kluczową rolę. Muzyka może więcej, porusza serca i zmienia wibracje... A skoro dźwięk ma tak niezwykłą siłę (to dźwięki zburzyły mury Jerycha!) wnioski nasuwają się same. Nie słowo było na początku - to dźwięk stworzył świat i jest jego fundamentem. Energia żeńska jest zatem w operowych dziełach wzmocniona kreacyjną, najcudowniejszą, muzyczną wibracją... Poddajmy się jej czarowi - wtedy uczynimy nasz świat dobrym i pełnym Miłości. Tego sobie i Państwu życzę. E viva opera!

___

Monika Cichocka - sopran. Ukończyła Akademię Muzyczną we Wrocławiu, Jest laureatką Międzynarodowych Konkursów Wokalnych w Genewie i Tuluzie (jednogłośne I Grand Prix). Z pasją śpiewa zarówno opery, jak i symfonikę, oratoria, kantaty i lirykę wokalną. Koncertowała w Polsce, Niemczech, Włoszech, Francji, Holandii, Luksemburgu, Belgii, Danii, Austrii, Hiszpanii, Szwajcarii i Monte Carlo. Występowała na wielu świetnych festiwalach, takich jak „Wratislavia Cantans", „Warszawska Jesień", „Tivoli Festival" w Kopenhadze, Festiwal Operowy w Xanten, jej występ inaugurował też Olimpiadę Kulturalną w Barcelonie. Spektakularnym sukcesem była realizacja L'Arrache-Coeur E. Sikory w Operze Narodowej w reż. Mariusza Trelińskiego z główną rolą w partii Klementyny. Otrzymała wiele nagród prasy i publiczności. Za rolę Aidy w łódzkiej realizacji opery Verdiego została uhonorowana Złotą Maską.

Magdalena Nowacka-Goik
Opera Śląska
26 lipca 2019
Portrety
Monika Cichocka

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia