Najgorszy koszmar - z przymrużeniem oka

"Pre sang real" - 13. Spotkania Teatralne Okno

Na sztukę "Pre sang real" wybrałam się, bo zainspirował mnie jej opis. W sztuce miał występować duet kobiecy z Norwegii, który wypracował własne środki ekspresji na granicy performance\'u i teatru słowa.

Poszukiwanie nowych środków wyrażania jest tym, za co ceni się grupy teatralne, ale niestety nie wszystkie nowości i propozycje są pozytywnie odbierane przez widzów. Poza tym performance jest otwartą formą sztuki – workiem pojęciowym, przez wielu odbiorców kwestionowanym jako formę „dobrej” sztuki teatralnej. W przypadku Sons of Liberty, grupa zdecydowanie nie została doceniona na szczecińskiej scenie. Nie można powiedzieć, że oklaski po spektaklu były gromkie… 

Zanim jeszcze pojawiły się aktorki na scenie, wzrok widzów przykuła inscenizacja. Na scenie panował totalny bałagan, nieład, przesyt porozrzucanych rekwizytów i „dekoracji”. Oczywiście charakteryzacja bohaterek spektaklu była ujęta w tej samej konwencji – burza we włosach, pomalowane bez głębszego sensu twarze i niechlujnie dobrane ubranie (szczególnie w pierwszej scenie zwróciłam uwagę, na sukienkę aktorki, która była narzucona tylko z przedniej strony). Chaos na scenie, świetnie komponował się z „niezrozumiałym bełkotem” aktorek, wystawiających sztukę. Na pewno utrudnieniem dla wielu odbiorców był fakt, że sztuka grana była w języku angielskim. Oprócz pojawiających się trudności z tłumaczeniem, pojawiły się dodatkowe komplikacje – z interpretacją wypowiadanych zdań. Czasem zdania wypowiadane były bez sensu, czasem szybki potok słów kończył się dosłownie na „bla bla bla”. O rzeczach teoretycznie poważnych i rzekomo przerażających mówiono niedbale, bez emocji, w ten sposób, że sens wypowiedzi gryzł się z jej realizacją. Jako przykład spróbuję zrekonstruować kawałek dialogu, prowadzonego przez telefon. Rozmowa bardzo swobodna – Jak się masz? Co u Ciebie słychać? Masz chłopaka? Chcesz umrzeć? Odpowiedź na ostatnie pytanie brzmi „nie” – wypowiedziana oczywiście flegmatycznie i bez emocji, tak jakby była wypowiedziana nieświadomie. W dalszej części toczy się dialog o narzeczonym, który ponoć leży już martwy w ogródku. Postać podchodzi do okna i spokojnie mówi – „o faktycznie, jest”.

Tego typu realizacja wypowiedzi raczej spodobała się publiczności, a spektakl odebrano niczym kabaret, na wesoło. Jednak sposób przedstawienia, znów gryzł się z tematyką sztuki. Opis sztuki przygotowuje widza do groźnych, przerażających scen, pomysłów zaczerpniętych z najgorszych koszmarów, do kreacji zjaw, wampirów i innych wytworów wyobraźni. Widz zdecydowanie nie bał się, lecz śmiał, a wizerunki postaci, zamiast przerażać- śmieszyły. Nawet scena, w której aktorki chciały wprowadzić nas w atmosferę przerażenia, w której zapadł mrok a ponad głowami widzów nagle pojawiał się niezidentyfikowany obiekt, muskający ciała publiczności (w rzeczywistości kawał waty spuszczony na sznurku, przymocowany do kija) – nie wywołała przerażenia. W scenie tej odczuć można było ironię i drwiny z koszmarów i strachu.

Luźne nawiązania do filmów, muzyki czy innych wytworów kultury popularnej, też były najzwyklejszymi parodiami. Grupa teatralna ogłaszała się jako ta, która eksperymentuje na scenie. Trudno jest mi ocenić, czy ich eksperyment był udany czy też nie. Na pewno rzucał się w oczy kontrast formy wyrażania z wyrażanymi sensami. Jeśli chodzi o wartość merytoryczną sztuki, raczej nie można o niej mówić. Widz nie dostrzega ogólnego sensu przedstawienia, nie interpretuje go jako całości, nie odnajduje logicznie powiązanych motywów przewodnich. Po wyjściu z teatru pamiętamy tylko chaos na scenie, bełkot oraz zbitek wątków związanych z tematyką horroru.  
 
Nie wiem, czy taki rezultat chcieli uzyskać twórcy spektaklu. Myślę, że całe przedsięwzięcie miało głębszy sens niż gra z konwencją i eksperyment na scenie. Warto zwrócić uwagę na fakt, że spektakl rozpoczyna się i kończy refleksjami o tematyce egzystencjalnej, pytaniami o początek i koniec, rozważaniami dotyczącymi sensu śmierci i miłości. Czy przeciętny widz doszukał się psychologii i wątków egzystencjalnych? Ja podświadomie je ominęłam, zrzuciłam na dalszy plan, wydały mi się one mało istotne w całym spektaklu, potraktowałam je marginalnie – a może właśnie taki był zamiar reżysera?

Agnieszka Dobrzaniecka
Dziennik Teatralny Szczecin
7 listopada 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia