Najlepszy spektakl roku: "Paw królowej" w Starym

"Paw królowej" - reż. Paweł Świątek - Narodowy Teatr Stary im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowiet

"Paw królowej" w Starym Teatrze jest najlepszym spektaklem tego roku w Krakowie. Równocześnie przedstawienie w reżyserii niedawnego debiutanta, Pawła Świątka, to najważniejsza obok "Między nami dobrze jest" Grzegorza Jarzyny adaptacja prozy Doroty Masłowskiej w polskim teatrze.

Mam dziewiętnaście lat i niepotrzebna mi osobowość, ponieważ mam charakter" - pisała autorka "Pawia Królowej". Tajemnicą sukcesu przedstawienia Świątka jest nie tyle zawierzenie słowom Doroty Masłowskiej, co niedobudowywanie im żadnych ekstraznaczeń. Po kilku latach dzielących od wydania "Pawia", w tekście broni się przede wszystkim muzyczne unerwienie tej prozy. Masłowska językowo zezuje: przekrzywia lub wzmacnia znajome kształty i powiedzenia. Język "Pawia" - zadziorny i zabawny, przypomina uwzniośloną zawartość literackiego śmietnika. Znajdziemy tam miejsce natabloidy, szczekające portale i "Facebooka", ale także Gombrowicza wiecznie żywego, Rodziewiczównę, Nurowską i... Masłowską. Oglądałem wcześniej kilka nieudanych scenicznych adaptacji "Pawia królowej". Były kiepskie, ponieważ ich twórcy najwyraźniej przestraszyli się siły śmieciowej literatury, językowych krzywizn, pogrubień i deformacji, które stanowiły u Masłowskiej rusztowanie wykoślawionego świata przekrzywionych charakterów. Fabuła lingwistycznej impresji jest wątła. W "Pawiu królowej" trwa festiwal nierozgarniętych głuptasów. Mierny wokalista, mierna poetka, mierny menedżer, debilna prezenterka. Parada niewypałów.

Można by z tego materiału wykroić grubo szyte skecze z tak zwanym intelektualnym wkładem, na szczęście Paweł Świątek, który jeszcze jako student Wydziału Reżyserii krakowskiej PWST dał się poznać świetnym dyplomem "Helter Skelter" według "44 listów ze świata płynnej nowoczesności" Zygmunta Baumana, postawił na formę idealnie dopasowaną do treści. Oglądamy coś w rodzaju okrutno-żartobliwego performensu. Aktorzy zostali uwięzieni w zagadkowej scenicznej przestrzeni, przypominającej ni to kort tenisowy, ni salę gimnastyczną. Słowa płyną z szybkością karabinu maszynowego, kwartet aktorski swobodnie wymienia się rolami, część dialogów została wyśpiewana, część jest wymruczana lub wyrapowana: gem, set, mecz. Ten genialny literacki pstrokas, który poprzez językowe deformacje miał ujawnić hipokryzję polityków oraz jałową pustkę tak zwanych autorytetów medialnych, w krakowskim przedstawieniu zachwyca beztroską wobec jakiegokolwiek społecznego czy politycznego zamówienia. Wprawdzie przed premierą można było przeczytać, że zdaniem twórców spektaklu tekst Masłowskiej jest aktualny "w kontekście kryzysu idei, demokracji i zaufania do władzy", ale tego typu dęte deklaracje publicystyczne nie przedostały się na szczęście do bezinteresownie rozwibrowanego przedstawienia. Przyglądając się idealnie skoordynowanym i wymyślonym scenom, raz po raz myślałem o klasycznych przedstawieniach Mikołaja Grabowskiego na podstawie tekstów Bogusława Schaeffera z "Kwartetem dla czterech aktorów" na czele.

Sukces "Pawia królowej" należy do całego zespołu: reżysera Pawła Świątka, scenografa Marcina Chlandy, adaptatora i dramaturga Mateusza Pakuły, wreszcie świetnie dysponowanego kwartetu aktorskiego: Małgorzaty Zawadzkiej, Wiktora Logi-Skarczewskiego, Pauliny Puślednik oraz Szymona Czackiego.

To prawie niemożliwe, ale naprawdę w końcu coś się udało w "Starym". Radość i ulga.

Łukasz Maciejewski
Polska Gazeta Krakowska
6 listopada 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...