Najpiękniej umiera lalka!

12. Festiwal Prapremier

Paweł Passini analizuje na scenie śmierć Jima Morrisona, amerykańskiej legendy lat sześćdziesiątych. Piosenkarza - poety, wokalisty rockowej grupy "The Doors". Przedstawienie trwa półtorej godziny. To rozciągnięte w czasie dwadzieścia minut dzielące śmierć ciała od śmierci mózgu.

Główny element scenografii to stylowa wanna na lwich łapach, jedna z takich, jakie do dziś spotkać można w secesyjnych hotelach Paryża. Tam bowiem w tajemniczych okolicznościach odszedł 3 lipca 1971 roki Jim Morrison. Odwołuje się też do tego zdarzenia projekcja pejzażu z cmentarz Pre-Lachaise, gdzie spoczywa ciało artysty.

Spektakl to zniewalające urokiem psychodeliczne sceny, jakie mogły rozegrać się w głowie odurzonego nadmiarem narkotyku artysty. W czterech planach, oddzielonych mgiełkami zasłon, pojawiają się najbliższe mu za życia postaci. Jak w "Kartotece" Różewicza. Odwiedzają go m.in. rodzice. W planie lalkowym to dwie animowane, wyłaniające się z dwóch trumien sylwetki, w planie żywym złożone w jedną - Ojcomatki, graną przez Mariolę Ordak-Świątkiewicz.

Od początku jest przy nim wspaniale wykreowana przez Helenę Sujecką, ukochana - Pamela Courson, Producent (Zygmunt Babiak), członkowie zespołu i wiele innych postaci, które jak we śnie przeistaczają się z jednej w drugą. Nie wszystkie są rzeczywiste, jak choćby Strażnik (też Zygmunt Babiak), broniący dostępu do granicznych drzwi między życiem a śmiercią. Jego scena z Morrisonem klimatem odwołuje się do Kafki. Więcej tu zresztą aluzji literackich, choćby do "Czarnoksiężnika z Krainy Oz".

Od początku spektaklu w najdalszym planie tańczy naga Śmierć (znakomita Beata Kucharska), która w miarę upływu czasu coraz bardziej zbliża się do głównego bohatera.

W roli Morrisona znakomicie odnajduje się Sambor Dudziński wokalista i kompozytor, z wykształcenia aktor - lalkarz, a przy tym niezwykle interesująca osobowość sceniczna. Trudno było o lepszy wybór. Dudziński nie tylko doskonale śpiewa i interpretuje piosenki Morrissona, ciekawie kreuje postać z pogranicza jawy i snu, ale i po mistrzowsku operuje marionetką, która na końcu umiera w taki sposób, że śmierć lalki staje się najbardziej wstrząsającą sceną w spektaklu.

Zresztą wspaniała animacja wszystkich marionetek przydaje przedstawieniu szczególnego uroku. Rzadko spotyka się we współczesnych polskich teatrach lalkowych taki kunszt w pracy z marionetką.

Ten spektakl to metafizyka i poezja we wszystkich jego wymiarach. Dotyczy każdej ze składających się na przedstawienie dziedzin sztuki.

Po opuszczeniu teatru długo jeszcze nie sposób rozwiać w sobie tego klimatu. Podobnie zresztą jak w przypadku prezentowanej przed trzema laty na Festiwali Prapremier "Turandot".

Anita Nowak
Teatr dla Was
4 października 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...